Les Ferdinand był swego czasu czołowym strzelcem na Wyspach Brytyjskich, strzelając zresztą gole nie tylko w Anglii, ale i choćby w Turcji. A jak dziś 57-letni obecnie Ferdinand ocenia szanse młodszych kolegów z reprezentacji, dla której grał w latach 1993-1998? O tym opowiedział w rozmowie z WP SportoweFakty.
Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty: Przed nami półfinał Holandia – Anglia. Widzi pan w tym meczu faworyta? Bo Anglii to za bardzo nie da się oglądać…
Les Ferdinand, były gracz m.in. QPR, Besiktasu, Newcastle, Tottenhamu, Leicester City, Boltonu, 349 meczów w Premier League i 149 goli, 17 meczów i 5 bramek dla Anglii:
Z jednej strony na pewno wszyscy liczyliśmy na dużo więcej, jeśli chodzi o walory wizualne, bo przecież Anglia ma kim tak grać, aby ten futbol się podobał. Z drugiej jesteśmy w półfinale, więc cel sportowy jest realizowany. A jeśli się uda awansować do finału i najlepiej go wygrać, to myślę, że nikt nie będzie już rozprawiał o stylu. Bo mielibyśmy w końcu do czynienia z historią, jakiej Anglia nie doznała od 1966 roku, czyli wygrania ważnej imprezy. Tyle się mówiło przez lata, że futbol wraca do domu. No tylko, że wraca, wraca, ale jakoś wrócić nie może. W sensie wygrania dużego turnieju. Może w końcu teraz.
Ale czy tak grająca Anglia ma na to szanse?
Jeszcze raz: chciałoby się, aby Anglia nie tylko przechodziła do kolejnej rundy, ale i robiła to w pięknym stylu. Tak się do tej pory nie działo, ale zobaczymy co dalej. Człowiek wie, że ci piłkarze potrafią grać efektownie u Guardioli, u Artety… Z drugiej strony w zespole narodowym z jakiegoś powodu aż tak dobrze to nie wygląda. Zmęczenie sezonem też na pewno ma na to jakiś wpływ.
Jak pan ocenia Holandię?
Też wielkich meczów na tym EURO nie rozegrała. Choć na pewno zbudowali się tym meczem z Turcją. Odrobili straty, przeszli dalej. To ma dobry wpływ na mental. Ale pod tym względem Anglia też odpędziła trochę swoich demonów. Właśnie dlatego doceniłbym tą wygraną w karnych. Bo wiadomo, że przez lata angielski kibic, widząc, że będą "jedenastki", z automatu myślał: "Dobra, to już po nas, wiadomo, że tego nie wygramy". A tymczasem pięciu Anglików wykonało karne perfekcyjnie. Nie muszę też chyba mówić, że dla Saki to było coś więcej niż wykorzystanie karnego. Pamiętamy, co się działo po niestrzelonym karnym, między innymi przez niego, w finale poprzednich mistrzostw. Te karne mogą więc mieć dla Anglii bardzo duże znaczenie.
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Euro": Zmierzch Cristiano Ronaldo? Eksperci bez wątpliwości
A jest coś, co się panu w tej Anglii nie podoba? Coś, co widziałby pan inaczej?
Tak. Według mnie na tym turnieju zdecydowanie za mało szans dostaje Cole Palmer. Ma za sobą świetny sezon w Chelsea, strzelił we wszystkich rozgrywkach 27 goli, bije od niego taka młodzieńcza, pozytywna energia. W każdej sytuacji chce dostać piłkę, ma wielki apetyt na granie. Jestem rozczarowany, że trener Soutghate daje mu na EURO tak mało czasu. Szkoda, że nie ma takiej odwagi jak trener Hiszpanów, który mocno stawia na Lamine Yamala. A moim zdaniem to są podobne przypadki. Obaj młodzi, obaj mają za sobą świetny sezon w klubie. Tylko że jeden dostaje szansę w kadrze i błyszczy na EURO, a drugiemu zostają "ogony". Osobiście bardzo żałuję, że nie oglądamy więcej Palmera.
Jude Bellingham? Jaka ocena?
No właśnie… Z jednej strony nie sposób zapomnieć tego gola w meczu ze Słowacją. Uroda bramki, timing… Tu wszystko było perfekcyjne. Natomiast nie ma co ukrywać, chyba wszyscy oczekiwaliśmy więcej od Bellinghama. Po takim sezonie z Realem, okraszonym Ligą Mistrzów i mistrzostwem Hiszpanii wydawało się, że to EURO może być jego. OK, na podsumowanie i jego występu, i Anglii jeszcze za wcześnie, ale na razie szału nie ma.
To jaki wynik przewiduje pan w środowym spotkaniu?
2:1 dla Anglii, choć zdaję sobie sprawę, że to trochę myślenie życzeniowe, bo, jak wspomniałem, szanse oceniam pół na pół.
Kto miałby strzelić te gole dla Anglików?
Harry Kane i Phil Foden.
Rozmawiał Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty