Z Dortmundu Mateusz Skwierawski
Bar "Ratsschanke" to jedno z popularniejszych miejsc spotkań kibiców BVB. Nieważne, o której godzinie się go odwiedzi. W godzinach pracy też nie brakuje stałych bywalców. Kelnerka, gdy słyszy nazwisko "Piszczek", pokazuje palcem na okrągły srebrny talerz przypominający kołpak od koła samochodu. Jest przybity do drzwi widocznych za blatem, prowadzących na zaplecze. To imitacja patery, którą niemiecki związek piłkarski wręcza za wywalczenie mistrzostwa Niemiec. Z Łukaszem Piszczkiem w składzie Borussia sięgnęła po ten puchar dwukrotnie - w 2011 i 2012 roku. Wtedy Dortmund ostatni raz świętował wygranie Bundesligi.
Miała grać jak "Piszczu"
Wolfgang, mężczyzna po czterdziestce kibicujący BVB od pokoleń, ogląda mecze drużyny ze słynnej "Gelbe Wand", czyli Żółtej Ściany - trybuny najzagorzalszych fanów klubu dopingujących zespół za bramką, na stojąco.
- "Piszczu" i Kuba Błaszczykowski to dla mnie dwie legendy klubu - zaczyna. - Obaj mieli oferty z lepszych miejsc, ale zostali. Dortmund stał się ich domem, a Piszczek do nas wraca. Klub nie mógł lepiej wybrać - komentuje Wolfgang.
Za chwilę dołącza do niego Hanna. Ona też ma karnet. To była piłkarka kobiecej sekcji BVB. Występowała w drużynie przez trzy lata, na prawej obronie. - Trener mówił, żebym grała jak "Piszczu" - uśmiecha się była zawodniczka. - Biegałam po linii od pola karnego do pola karnego. Piszczek był dla mnie idolem, podpatrywałam go w meczach, wzorowałam się na nim - opowiada.
Gorzka lekcja w Polsce
Hanna Hentrich dwa lata temu odwiedziła ze swoją drużyną akademię Piszczka w Goczałkowicach. - Łukasz poprowadził trening, a później zagraliśmy sparing z polskim zespołem kobiet. Był to mój pierwszy międzypaństwowy mecz i super go wspominam - opowiada.
- Zobacz - pokazuje w telefonie. - To był jeden z najfajniejszych momentów wyjazdu. Wspólny trening z Łukaszem i zdjęcie całej drużyny z nim na boisku. Nie gadaliśmy za dużo, tylko część, co słychać. Samo ćwiczenie z nim było jednak cennym doświadczeniem - mówi.
Podczas pobytu w Polsce, Hanna udała się z drużyną i sztabem Borussii na wycieczkę do muzeum Auschwitz-Birkenau. W czasie II wojny światowej na terenach okupowanej Polski funkcjonowały tam nazistowskie obozy koncentracyjne - między innymi w Oświęcimiu i Brzezince. Niemcy wymordowali ponad 1,3 miliona ludzi, w większości Żydów, ale także Polaków, Romów, Serbów, Rosjan.
- Byłam zszokowana tym, co zobaczyłam. Znałam historię tego miejsca, ale czytać lub oglądać w telewizji to jedno, a co innego zobaczyć na własne oczy. To była gorzka i przejmująca lekcja w Polsce - opowiada Hanna Hentrich.
- Nie jestem w stanie wyrazić słowami, co wtedy czułam. W takich momentach jedyne, czego chcesz, to żeby taka historia już nigdy nie miała miejsca. Byliśmy w Auschwitz całą grupą, prawie trzydziestu osób. Panowała cisza, nikt nic nie mówił. Wszyscy czuliśmy to samo - szok, przytłoczenie - opowiada. - Tych emocji i obrazów nie zapomnę do końca życia - dodaje Hanna.
Dlatego wrócił Piszczek
Powrót Piszczka do Dortmundu jest nagły i niespodziewany. Najpierw z pracy w BVB zrezygnował Edin Terzic. Wówczas ruszyła cała machina. Terzicia zastąpił asystent Nuri Sahin, o którym mówiło się, że jest przygotowywany do roli pierwszego trenera w Dortmundzie.
"Bild" pisze o dużej niespodziance w związku z odejściem Svena Bendra, asystenta Sahina. Razem stanowili jeden organizm. Według niemieckich mediów zdecydowały sprawy osobiste.
Największy niemiecki dziennik informuje o zatrudnieniu Piszczka z dużym uznaniem. - Do klubu wraca legenda - czytamy w "Bildzie". - Łukasz był moim pierwszym wyborem, gdy okazało się, że Sven musi odejść - gazeta cytuje szkoleniowca BVB.
Piszczek opuścił Borussię trzy lata temu, po wygraniu Pucharu Niemiec. Klub przygotował mu nową umowę, ale zawodnik już wcześniej rozplanował przyszłość. Wrócił do Goczałkowic i ze swoim klubem występował w III lidze. Piłkarz wspominał, że jego koledzy z Dortmundu nie mogli uwierzyć, że woli grać na małych stadionikach, niż w Champions League.
Ale Piszczek zrobił w tym czasie papiery trenerskie (UEFA Pro), w zeszłym sezonie był grającym trenerem LKS-u Goczałkowice-Zdrój. W międzyczasie miał możliwość pracy przy reprezentacji Polski jako asystent w sztabie Michała Probierza, ale odmówił. - Czasem w piłce dzieją się spontaniczne rzeczy, w wyniku potrzeby chwili. Pytanie, czy ja będę na takie nagłe wyzwania gotowy - mówił nam jeszcze w maju. I przypominał słowa, które przekazał swoim kolegom z Borussii na pożegnalnej kolacji.
- Chłopaki zaprosili mnie do hotelu na kolację i wręczyli klubową koszulkę z podpisami. Przygotowali specjalny klip wideo z moimi najlepszymi akcjami w BVB. Powiedziałem wtedy: "Panowie, schodzę z tej sceny, ale jeszcze o mnie usłyszycie, nie dam o sobie zapomnieć" - mówił.
Lewandowski to nie ta półka
- Na pewno potrzebujemy zmian - kontynuuje Wolfgang. - Trudno wyjaśnić dwa ostatnie sezony. Nie zdobyliśmy mistrzostwa na własne życzenie, w finale Ligi Mistrzów też przegraliśmy. Zaszliśmy bardzo wysoko, to prawda, ale która twarz Borussii jest prawdziwa? - zastanawia się. - Ta z Bundesligi czy Champions League, gdzie gramy bardziej do przodu? - pyta. - Pora to uporządkować - uzupełnia.
- Dla mnie "Piszczu" to największa polska legenda - twierdzi Hanna. - A dla mnie Kuba Błaszczykowski! - mówi Wolfgang. - "Piszczu" ma nawet swój mural na stadionie - uzupełnia była piłkarka BVB. - A Kuba nie? - dziwi się Wolfgang. - Zasłużył, na pewno doczeka się muralu, jestem przekonany - dodaje.
- Kuba i Piszczek są naszymi lokalnymi bohaterami - kontynuuje Wolfgang. - A pamiętam, gdy przychodził do nas z Herthy Berlin. Zareagowałem z niesmakiem, skrzywiłem się. Kto, on? Sądziłem, że nie jest wystarczająco dobry, jak na nasz klub. Myliłem się. A później się w nim zakochaliśmy - dodaje.
A co z Robertem Lewandowskim? - pytamy. - Bardzo dobry piłkarz, bardzo. Ale wybrał Bayern Monachium i to go przekreśla - odpowiada Hanna. - I teraz się z tobą zgodzę - śmieje się Wolfgang, jednak za chwilę poważnieje. - Nigdy nie będzie w Dortmundzie darzony uczuciem - dodaje chłodno.
Polak nieśmiertelny w Dortmundzie
Wolfgang tłumaczy jeszcze jedną ciekawostkę. Gdy w zeszłym sezonie stadion Borussii Dortmund obchodził pięćdziesięciolecie, fani przygotowali ogromny transparent na "Żółtej Ścianie". Oprawa przedstawiała różne istotne momenty klubu z ostatnich lat. Nie znalazł się na niej Lewandowski, Piszczek czy Błaszczykowski, tylko Ebi Smolarek. Chodziło o jeden mecz z 2007 roku.
Kibice BVB zrobili niesamowite show na 50-lecie Signal Iduna Park!
— Viaplay Sport Polska (@viaplaysportpl) April 6, 2024
Na oprawie znalazł się jeden polski piłkarz. Poznajecie?#domBundesligi pic.twitter.com/QE86dH3ph6
- To za gola z Schalke! - unosi się Wolfgang. - Strzelił najważniejszego gola w historii derbów. W przedostatniej kolejce sezonu przyjechali do nas jako lider tabeli. Gol Smolarka dał nam wygraną 2:0, a jemu nieśmiertelność w Dortmundzie. Na stadionie było ponad dwadzieścia tysięcy kibiców Schalke, po bramce zamarli. Zaczęliśmy śpiewać w ich kierunku: "Już nigdy nie będziecie mistrzami!". I faktycznie, przegrali ligę dwoma punktami - kończy Wolfgang, kibic BVB. I dodaje, że Dortmund czeka jeszcze na Kubę Błaszczykowskiego.