54-krotny reprezentant Hondurasu poznał Michała Probierza w Wiśle Kraków (2012). Praca przy Reymonta 22 to największa porażka selekcjonera w roli trenera klubowego. Sam ustąpił ze stanowiska i odszedł skonfliktowany z piłkarzami i pracownikami klubu.
Niedługo po dymisji zaatakował m.in. Chaveza w programie "Cafe Futbol". Zarzucił Honduraninowi nadwagę i kpił z tego, że choć był gorliwym chrześcijaninem, głośno upominał się o wypłatę zaległych pensji. To wtedy Chavez wypowiedział na łamach "Dziennika Polskiego" słynne słowa: - Ja mu wybaczam, ale on powinien poprosić Boga o wybaczenie za to, że powiedział takie rzeczy.
- W przeszłości mieliśmy pewne niesnaski, tak bywa w futbolu. To już jednak za nami. Wiadomo, pokój i miłość - mówi nam teraz Chavez. 41-latek po zakończeniu kariery piłkarskiej został w ojczyźnie politykiem. Od 2017 roku zasiada w Kongresie Narodowy, jednoizbowym parlamencie. Teraz jest jego wiceprzewodniczącym, ale jego ambicje sięgają wyżej.
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Euro". Mecz z Francją dał mu do myślenia. "Nie rozumiem"
Justyna Krupa, WP SportoweFakty: W polityce bywa trudniej niż w futbolu?
Osman Chavez, 54-krotny reprezentant Hondurasu, uczestnik MŚ 2010 i 2014, były piłkarz Wisły Kraków (2010-14): Jest dużo trudniej. Nie ma to wszystko wiele wspólnego z wolnością w świecie futbolu. Zdarza się, że w polityce ludzie deklarują coś, a potem nic z tym nie robią. Tymczasem zależy nam, by sprowokować prawdziwe zmiany. Fakt, że zostałem wiceprezydentem honduraskiego parlamentu, to kolejny krok. Takich wiceprezydentów jest więcej. Nie jest to więc coś wielkiego, ale pozwala zaistnieć w systemie. Trzeba się rozwijać, rosnąć, by kiedyś przyszedł moment, gdy człowiek będzie miał możliwość nie tylko mówić, ale też wcielać to w życie i podejmować decyzje. Człowiek ma marzenia, by iść w górę, by kiedyś móc wiele rzeczy w kraju odmienić. Stąd aspiracje, by któregoś dnia zostać prezydentem.
W Europie trwa Euro 2024. Polskę na turnieju prowadził Michał Probierz. Kiedy był w Krakowie, mieliście na pieńku...
Tak, czytałem, że został trenerem polskiej reprezentacji. Co by nie mówić, Probierz jest człowiekiem pełnym pasji do swojej pracy. Czasem w Wiśle był za bardzo rygorystyczny. Jednocześnie jednak był dobrym trenerem. Muszę przyznać, że gdy gra polska kadra na mistrzostwach, to jestem jednym z Polaków. Wspieram tę drużynę, z racji uczucia, które mam wobec kraju, gdzie spędziłem cztery cudowne lata. Polska jest moim sercu. Czy prowadzi ją Probierz czy Franciszek Smuda. A właśnie, co tam u trenera Smudy?
Odpoczywa od prowadzenia klubu, wcześniej trenował Wieczystą Kraków.
W każdym razie mam z Polski świetne wspomnienia i żałuję, że Polsce nie udało się awansować z grupy na Euro 2024. Tak bywa w futbolu.
Wracając do Probierza, to czy po latach zadra, która była w waszych relacjach przed laty, znika?
Tak, oczywiście. Do jego pracy jako szkoleniowca nigdy nie można było się przyczepić. Jest bardzo oddany swojej pracy. Tego nie da się podważyć. Można krytykować ewentualnie jego rygorystyczny sposób zarządzania. Natomiast to też w środku jest dobry człowiek. Doceniam jego pracę, ma mój szacunek. Życzę mu sukcesów z kadrą Polski. Mam nadzieję, że po odpadnięciu z turnieju podniesie zespół i że Polska będzie z sukcesami rywalizować dalej. Owszem, w przeszłości mieliśmy pewne niesnaski, tak bywa w futbolu. To już jednak za nami. Wiadomo, pokój i miłość.
Probierz najpewniej w czasach pracy w Wiśle, gdzie musiał radzić sobie z dużą presją, zbierał też ważne doświadczenie.
Jasne. Myślę, że człowiek też musi umieć się adaptować. Często okazuje się, że przychodząc do wielkiego klubu nie możesz być już dokładnie taką samą osobą jak wcześniej. Nie możesz chcieć wszystkiego zdominować. Nie jesteś w stanie np. kazać Robertowi Lewandowskiemu chodzić spać o 9.00 wieczorem. Czasem trzeba dojrzeć do tego, by zdać sobie sprawę, że najlepsze co możesz zrobić to nie krzyczeć, nie narzucać. I czasem trzeba umieć się zaadaptować. Tak, by dobrze zarządzać grupą. Bo zespoły, w których panuje dobra atmosfera, osiągają lepsze wyniki.
Słyszał pan, że Wisła Kraków, po dwunastu latach przerwy znów zagra w europejskich pucharach?
Śledzę, co się dzieje z klubem i wiem, że to dlatego, iż wygrali Puchar Polski, prawda? Jak ktoś czuje się uczuciowo cały czas związany z klubem, to stara się być na bieżąco z informacjami o nim. Choć pewnie część osób jednak, musząc wybierać między jednym a drugim, wolałaby awans do ekstraklasy.
Jednocześnie jednak to się rzadko zdarza, by będąc drugoligowcem, mieć możliwość gry w Europie.
Wisła to wielki klub i nie zasługuje na to, by dłużej pozostawać w niższej klasie rozgrywkowej. Wszystko, co budowano kilkanaście lat temu, robiono w tym klubie z poczuciem, że to jest klub potężny. Niestety, obecnie przeżywa problemy, w tym finansowe. Mnie to oczywiście smuci, jako byłego piłkarza, że Wisła nadal pozostaje poza ekstraklasą. Wiem, że nastąpiło sporo zmian trenerów w ostatnich latach. Miejmy nadzieję, że udział w europejskich pucharach będzie dla zespołu doświadczeniem, które zainspiruje piłkarzy do awansu do ekstraklasy. Uważam, że obecnie drużyna jest w rękach trenera (Kazimierza Moskala - przyp. red), który rozumie zawodników, wspiera ich, jest dla niech jak przyjaciel, ojciec, potrafi obdarzyć zaufaniem. Ważne, by trener nie był "dyktatorem". Bo ten ostatni typ trenera też był obecny w Wiśle - trener, który uwielbia rozkazywać. Tymczasem myślę, że Moskal będzie w stanie stworzyć dobrą atmosferę w drużynie. Miejmy nadzieję, że uda im się osiągnąć cel.
Z tego, co pamiętam, zawsze powtarzał pan, że trener Moskal ma odpowiednie podejście do zawodników, potrafi z nimi indywidualnie postępować.
Tak jest. Jest osobą charyzmatyczną, ale jednocześnie potrafi zarządzać grupą. Czasem jest tak, że możesz nawet stworzyć świetną kadrę, ale jak nie masz właściwej osoby, która potrafi mierzyć się z problemami, trudnościami, to osiąganie celów nie jest łatwe. Gdy natomiast masz kogoś takiego, jak Kazimierz Moskal, kto potrafi zarządzać problematycznymi sytuacjami, który wie, czego chce, jest dużo łatwiej osiągnąć cel. A jeszcze Moskal przez tę ostatnią dekadę zdobył dodatkowe doświadczenie. Kiedy więc usłyszałem, że znów został trenerem Wisły, naprawdę się ucieszyłem. Bo czasem przychodzą do klubu ludzie, którzy nie kochają tego zespołu, tylko kochają samą pracę, często pieniądze. A tu mamy człowieka, który kocha ten klub. To jego dom, jego rodzina. Będzie pracował, by Wisła wróciła na swoje miejsce. To świetny trener i świetny człowiek.
Wspomniał pan wcześniej, że ważne, by trener nie był "dyktatorem". Czyli to Probierz w Wiśle był takim typem szkoleniowca, kontrolującym?
Dokładnie. To był ten element krytycznej oceny z mojej strony. Natomiast co do samej pracy szkoleniowej nie mogę powiedzieć złego słowa. Na pewno był to człowiek mocno zaangażowany w swoją robotę.
Tak się to ułożyło, że trener, który jako ostatni prowadził Wisłę w europejskich pucharach, wrócił właśnie w momencie, gdy po 12 latach krakowianie znów zagrają w Europie. A pan pamięta doskonale te ostatnie mecze ze Standardem Liege w 2012 roku, w Lidze Europy.
Wszystko to się tak ciekawie ułożyło. Czuję, że to będzie rok Wisły. Może zostanę jego asystentem!
To samo ostatnio proponował w rozmowie z nami ex trener Wisły Robert Maaskant.
A tak serio, to nic się nie dzieje przez przypadek. Te 12 lat temu też rywalizowaliśmy w europejskich pucharach z Moskalem na ławce. On ma to doświadczenie z gry w Europie. Wrócił w najlepszym możliwym momencie.
Brakuje panu czasem piłki reprezentacyjnej? Przez lata był pan ważnym punktem kadry Hondurasu, grał pan na mundialach.
Oczywiście, tęsknię za tamtą rywalizacją, stadionami, podróżami. Trudno nie tęsknić za tamtym piłkarskim życiem. Tęsknię też za stadionem przy Reymonta w Krakowie, na którym przeżyłem tyle pięknych chwil. Chodziła w ogóle za mną taka idea, by zorganizować któregoś dnia mecz charytatywny na stadionie Wisły, w którym spotkaliby się dawni piłkarze Wisły z naszych czasów. Dochód mógłby być np. przeznaczony na pomoc Ukrainie. Trzeba byłoby zebrać tych zawodników, którzy zdobywali ostatnie, trzynaste mistrzostwo Polski dla Wisły. Jedni są pewnie w Serbii, inni w Holandii. Na taki mecz mógłby przyjechać np. Sergei Pareiko, Arek Głowacki... Co w ogóle słychać u braci Brożków i Patryka Małeckiego?
Paweł pracuje jako skaut w Wiśle, a Patryk Małecki ostatnio był zawodnikiem III-ligowej Avii Świdnik.
Taki mecz mógłby mieć też inny cel charytatywny, zależy od potrzeb. Przy tej okazji można byłoby na nowo zebrać tych ludzi, tych "weteranów wojny o Wisłę", zjednoczyć wiślacką rodzinę. Trener Robert Maaskant na pewno by się zgodził wpaść. Wszyscy pamiętamy ten obrazek, jak z Małeckim jeździli na rowerze dookoła boiska po mistrzostwie... To były złote czasy Wisły. Można byłoby takim meczem zmotywować to młodsze pokolenie i pokazać, że to wielki klub.
rozmawiała Justyna Krupa, dziennikarka WP SportoweFakty
"Nie czarujmy się". Legenda bez ogródek o występie Polski na Euro 2024
Tomaszewski nie hamował się. O to ma pretensje do Probierza