Lider i rewelacja. W sobotę finał Ligi Mistrzów

PAP/EPA / Andy Rain / Stadion Wembley przed finałem Ligi Mistrzów
PAP/EPA / Andy Rain / Stadion Wembley przed finałem Ligi Mistrzów

Najlepszy klub w historii Ligi Mistrzów - Real Madryt może podnieść trofeum po raz 15. w historii. Nie zamierza na to pozwolić Borussia Dortmund. W sobotę finał najważniejszego europejskiego pucharu na stadionie Wembley w Londynie.

Potrzeba byłoby lat, żeby którykolwiek klub w Europie zbliżył się do rekordu zwycięstw Realu Madryt w Lidze Mistrzów. Królewscy absolutnie nie zamierzają na to pozwolić. Przeciwnie, chcą i mogą w kolejnym sezonie potwierdzić panowanie w europejskiej piłce klubowej. Do finału Pucharu Mistrzów awansowali po raz 18. w historii. Przegrali tylko w trzech z nich, w żadnym z ośmiu od 1981 roku. Śmiałków, rzucających wyzwania Realowi nie brakowało, ale pokonać go w decydującym meczu udało się nielicznym.

W sobotę po drugiej stronie boiska stanie Borussia Dortmund. Drużyna należąca do szerokiej, europejskiej czołówki, ale przed sezonem stojąca w drugiej linii kandydatów do wygrania Ligi Mistrzów. Dopiero piąta siła Bundesligi została rewelacją rozgrywek.

Borussia startowała w "grupie śmierci", do której trafiły tylko kluby z pięciu najmocniejszych lig krajowych w Europie. Nie potrzebowała w niej nawet wszystkich kolejek do zapewnienia sobie awansu. Znalazła się w tabeli przed Paris Saint-Germain, AC Milanem oraz Newcastle United. Edin Terzić zapewniał, że jego drużyna rozpędza się, a ona potwierdzała to na boiskach. Już wiosną, w drodze do finału, eliminowała PSV Eindhoven, Atletico Madryt i PSG.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: gola zapamięta do końca życia. Co tam się stało?!

Historia lubi się powtarzać. Kiedy Borussia poprzednio zagrała w finale Ligi Mistrzów, jego gospodarzem był także stadion Wembley w Londynie. W 2013 roku Borussia przegrała w niemieckim finale z Bayernem Monachium 1:2 jeszcze z Łukaszem Piszczkiem, Jakubem Błaszczykowskim i Robertem Lewandowskim w składzie. Na boisku byli także Mats Hummels oraz Marco Reus - młodsi o 11 lat, ale tak jak i teraz w barwach Borussii.

- Real jest w roli faworyta, ale nie obchodzi nas to - opowiada trener Edin Terzić na konferencji prasowej. - Przecież nie byliśmy również faworytami we wcześniejszych rundach, kiedy graliśmy z Atletico i PSG. Po pierwsze musimy być odważni. Po drugie, nie pojawimy się tutaj, żeby zobaczyć, jak Real zdobywa kolejne trofeum. Pod tymi warunkami możemy osiągnąć sukces - dodaje trener, który jest związany z klubem z Dortmundu od 2018 roku.

Real powrócił na tron w Hiszpanii. Po roku panowania FC Barcelony, nagroda za zwycięstwo w La Lidze wróciła do stolicy. Z kolei po trofeum w Lidze Mistrzów sięgnął poprzednio dwa sezony temu, po czym trafiło ono w minionym roku do Manchesteru City. Rewolucji po obu niepowodzeniach nie było, a trener Carlo Ancelotti, z typowym dla siebie stoickim spokojem, jest w drodze po trzeci puchar w sezonie.

Kiedy Królewscy poprzednio grali z Borussią w Lidze Mistrzów, odnieśli dwa zwycięstwa. W 2017 roku byli lepsi w grupie. Wcześniej historia spotkań klubów nie przebiegała jednak pod dyktando ani zespołu z Hiszpanii, ani z Niemiec. Obecna seria czterech spotkań bez porażki Realu, to najdłuższa taka od początku wieku. W sobotę kluby zagrają ze sobą po raz pierwszy o tak wysoką stawkę jak tytuł w Lidze Mistrzów.

- Przed meczem moje serce będzie biło w przyspieszonym tempie, ale to normalne. Później, wraz z pierwszym gwizdkiem, rytm wróci do normy - opowiada Carlo Ancelotti. - Nie myślimy o tym, czy jesteśmy faworytami. Mamy przeciwnika, który zasłużył na finał. Pokonywał tak świetne zespoły jak Atletico i PSG. Pokazał w tych dwumeczach świetne nastawienie. Dlatego jesteśmy przekonani, że droga do zwycięstwa będzie pełna cierpienia, walki i jeszcze raz walki - podsumowuje Włoch.

Finał Ligi Mistrzów:

Borussia Dortmund - Real Madryt / sob. 01.06.2024 godz. 21:00

Czytaj także: UEFA wymierzyła kary gigantom. Największa dla PSG
Czytaj także: Reforma Ligi Mistrzów. UEFA uzgodniła detale

Komentarze (0)