* Bramkarz opowiada o znakomitym sezonie w Serie A, wprowadzeniu do zespołu Kacpra Urbańskiego, i wspomina swoje początki we Włoszech.
* Skorupski mówi, co powiedział mu Zlatan Ibrahimović, gdy zatrzymał jego strzał z rzutu karnego, jak zapamiętał debiut w Lidze Mistrzów, do której wraca po dziesięciu latach i czego nauczył się w szatni Romy od takich gwiazd jak Francesco Totti czy Daniele De Rossi.
* Skorupski mówi nam, jak wyglądają jego obecne relacje z zawodnikami reprezentacji.
* To pierwszy wywiad z bramkarzem reprezentacji od głośnej rozmowy Łukasza Olkowicza ("Przegląd Sportowy Onet"), w której Łukasz Skorupski opowiadał o kulisach funkcjonowania kadry podczas mundialu w Katarze.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Siadło idealnie! Bramkarz nic nie mógł zrobić
Mateusz Skwierawski: Zagrasz z Bolonią w Lidze Mistrzów i skończysz sezon najpewniej na trzecim miejscu w Serie A - jak do tego doszło?
Łukasz Skorupski: Nie spodziewaliśmy się aż tak dobrego wyniku. W połowie sezonu zaczęliśmy myśleć o Lidze Konferencji. W pewnym momencie powiedzieliśmy sobie: dobra, jedziemy na maksa, żeby grać w pucharach. To się udało. Cieszę się, że wracam do Ligi Mistrzów. Wiem, jakie to jest zaje... uczucie usłyszeć hymn tych rozgrywek. Dziesięć lat temu miałem ciarki. Będzie to mój pierwszy poważny sezon w Champions League i czuję dreszcz. Na razie mam na koncie remis i porażkę. Z Manchesterem City zremisowaliśmy 1:1, a z Bayernem Monachium przegraliśmy 0:2, ale "Lewy" mi nie strzelił.
Dla ciebie to chyba zwieńczenie tylu lat gry w Bolonii.
Jestem tu już szósty sezon. Z naszego składu tylko Riccardo Orsolini gra pół roku dłużej. Patrzę w tabelę, jest Inter, Milan i my. A mamy przecież niewielką stratę do drugiego miejsca. Za nami Juventus... pięknie to wygląda. Bardzo cieszę się z tego sukcesu. Solidnie bronię od paru sezonów, ale pod względem drużynowym to mój najlepszy wynik. Było też kilka decydujących interwencji, które miałem i dały nam punkty, ale wynik zrobiliśmy całą drużyną.
Pamiętasz, jak zaczynałeś we Włoszech?
Przyjechałem do Rzymu z Zabrza i myślałem, że wszystko będzie wyglądało jak w ekstraklasie. Czyli że na mecze ligowe jeździ tylko drugi bramkarz. Mówię: "Kurde, mamy dwóch doświadczonych, jest Bogdan Lobont i Morgan De Sanctis, to mnie nawet do osiemnastki meczowej nie wezmą". Przyszedł dzień powołań, pojawiła się lista w szatni i widzę swoje nazwisko. "Wow, fajnie" - pomyślałem. Wielki klub to przynajmniej pojeżdżę na mecze i na ławce posiedzę. Wtedy dowiedziałem się, że we Włoszech masz w kadrze meczowej 23 graczy, w tym trzech bramkarzy.
I nagle, w czasie meczu, Morgan upadł. Pokazuje do naszej ławki, że coś się dzieje i chyba musi zejść. Ja wyluzowany, siedzę uśmiechnięty. Widzę Morgana i patrzę w kierunku Bogdana Lobonta, zaraz na pewno wejdzie. Odwraca się do nas trener Rudi Garcia i krzyczy: "Skorup, dawaj, grzej się". I wtedy dopiero zrozumiałem, że jestem w Romie drugim bramkarzem. Zmiana nie była konieczna. Później dostawałem szansę w Pucharze Włoch i Lidze Europy.
I w Lidze Mistrzów.
W tym przypadku było podobnie. Jedynką był De Sanctis. Przed meczem zawsze mam "merendę", czyli podwieczorek, około godziny 17. O wpół do siódmej był zazwyczaj wyjazd autokarem na stadion. Byłem pewny, że nie gram. Przychodzi Morgan i mówi na tej merendzie, że się źle czuje. Garcia wyłapał mnie wzrokiem. "Łukasz, bronisz" - przekazał.
Wyszło całkiem nieźle, bo zremisowaliśmy z Manchesterem City 1:1 na wyjeździe. Kilka piłek obroniłem. Nie mówiłem wtedy jeszcze dobrze po włosku, raczej słabo. Po meczu przyjeżdżamy do hotelu, jest kolacja i nagle wszyscy wstają i biją brawo. Patrzę na chłopaków, kurde, o co chodzi. Dobra, wstałem i też zaczynam klaskać. A oni: "Siadaj, to dla ciebie!".
Miałem 23 lata. Stał obok mnie Francesco Totti, Daniele De Rossi. "Bravo, bravo" - śmiali się. Wszyscy pogratulowali mi debiutu. W Romie grałem mało, ale zawsze będę pamiętał tę chwilę.
To cię podbudowało.
Zdecydowanie. Zebrałem doświadczenie i dziś mam dzięki temu inny mental. Wykorzystuję kilka rzeczy. Prawdziwym liderem w szatni Romy był Daniele De Rossi, wychowanek, chłopak z Rzymu. Zawsze przed meczem robił emocjonalne przemowy. Takie wiesz, aż się paliło. Był typowym "zadziorem". Mega mi się podobało, jak potrafił pobudzić zespół i dotrzeć do chłopaków. Tam nie było banalnych zwrotów w stylu: "Gramy o zwycięstwo, do boju!". To już mój syn powie tak w wieku sześciu lat przed meczem.
De Rossi umiał wejść do środka człowieka. Teraz w Bolonii ja staram się robić takie przemowy. Znam chłopaków, klub, trenera i wiem, jakie tematy poruszać. Wiem, czego zespół potrzebuje. Taktyka jest bardzo ważna, ale na boisku trzeba oddać serce. I właśnie biorę przykład z tych, których widziałem. Wieczorkiem przed meczem układam sobie przemowę w głowie i w szatni daję trochę od siebie.
Mówisz o De Rossim, a Totti? Co wziąłeś od niego dla siebie?
Totti mało odzywał się w szatni, ale był takim gościem, że wszyscy poszliby za nim w ogień. Świetnie uzupełniali się z De Rossim, przyjaźnili się zresztą. Totti bardzo mi pomagał od samego początku, był moim "ziomkiem" w Romie. Mieszkał blisko mnie, więc zabierał mnie na trening. A gdy wynająłem już mieszkanie i urządziłem się na parterze, okazało się, że mieszka w tym samym bloku, na ostatnim piętrze.
Jestem mu bardzo wdzięczny, bo to piłkarz-legenda, mógł machnąć ręką na młodego, a wprowadzał mnie do zespołu. Do dziś wymieniamy się SMS-ami. Ostatnio zrobiłem sobie zdjęcie w tunelu na Stadio Olimpico. Przed szatnią wisi jego koszulka. Wysłałem mu zdjęcie z podpisem: "Ti voglio bene", to znaczy, że bardzo kogoś lubię, szanuję. Od razu odpisał, podziękował.
Zaprosił mnie na otwarcie swojego domu, zrobił imprezę na trzysta osób. Byłem wtedy młokosem, bardziej spodziewałem się, że tacy jak on, De Rossi, Miralem Pjanić czy Radja Nainggolan, nie będą zwracali na mnie uwagi. A zachowywali się jak przyjaciele, chcieli mi we wszystkim pomagać.
Totti to najlepszy zawodnik, z którym grałeś w jednym zespole?
Było ich kilku: Totti, De Rossi, Maicon. Pjanić był w mega formie, Radja też. Ale Totti był chyba największym "kotem". Choć czasem broniłem jego karne na treningu.
A najlepszy piłkarz przeciwko któremu grałeś?
Zlatan Ibrahimović. Świetny pod względem piłkarskim, charakterny, może nawet przeginał, ale ja lubię taki typ zawodnika. Koledzy, którzy grali z "Ibrą", opowiadali, że to on był prawdziwym liderem i zespół z nim w składzie zawsze grał lepiej. Miał mentalność zwycięzcy. Każdy trening traktował jak mecz, jak nie zapieprzałeś, to cisnął po chłopakach. Ibrahimović przecież w każdym klubie zdobył mistrzostwo Włoch.
Już gdy grałem w Bolonii, wybroniłem w meczu ligowym rzut karny, który wykonywał. Podszedł do mnie i mówi: "Cazzo, bravo!", czyli coś w stylu: "No ku...a, brawo!". Był lekko wkurzony, ale docenił.
Opowiadałeś kiedyś o kulisach przejścia do Bolonii. Przekonał cię telefon od Filippo Inzaghiego, jednej z legend Milanu.
Wróciłem do Rzymu po dwóch latach gry na wypożyczeniu w Empoli, a następny rok spędziłem na ławce jako jego zmiennik Allisona. Już wcześniej chciałem odejść, bo powiedzieli mi, że to on będzie numerem 1. Tylko niestety Roma się uparła i mnie nie puściła. Usłyszałem: "Chcemy mieć dwóch bramkarzy na wysokim poziomie". OK, dla klubu fajnie, ale dla mnie mniej. Naciskałem menadżera, by znalazł mi nowy zespół. Pamiętam, byłem na wakacjach i zadzwonił Inzaghi. Powiedział: "Pakuj się, widziałem jak bronisz. Będziesz u mnie jedynką". I się sprawdziło. Ta rozmowa zrobiła na mnie duże wrażenie. Usłyszeć takie słowa od takiej sławy to coś dużego.
Wygrane z Romą, jak choćby w tym sezonie 3:1 w Rzymie, smakują podwójnie?
Po tym meczu podszedł do mnie Daniele De Rossi, teraz prowadzi zespół, i mówi: "Czy ty zawsze musisz robić miracolo (cud po włosku - red.) z nami?".
Żałują, że cię puścili?
Czasem piszą kibice: "Mieliśmy takiego bramkarza w domu, czemu dali ci odejść". To miłe.
A teraz zasiedziałeś się w Bolonii.
Już na początku, po podpisaniu kontraktu z Bolonią, poczułem spokój. Miałem pewność, że faktycznie jestem tu pierwszym bramkarzem. Żyję w jednym miejscu już od sześciu lat i dobrze mi z tym. Syn chodzi tu do szkoły, trenuje w akademii Bolonii. Wszystko mam poukładane i mogę myśleć tylko o grze.
Syn, Leo, idzie w ślady ojca?
Zobaczymy, na razie ma słuchać trenera, ćwiczyć. Czasem coś w domu podpowiem. Nie chcę też, żeby miał ze względy na mnie jakąś taryfę ulgową. Leo ma na wszystko zasłużyć sam. Chce, żeby wiedział, że nie ma drogi na skróty.
Wracając do ciebie, rozgrywasz sezon życia?
Jestem w dobrym wieku, mam spore doświadczenie, prawie trzysta meczów w Serie A. Śmiesznie, bo wyjeżdżając z Zabrza, mówiłem sobie: chcę tu zagrać trzysta razy.
Dbam też o stabilność. Pilnuję diety. Dzięki żonie Matildzie, nauczyłem się dobrze prowadzić i zwracać uwagę na szczegóły. Ona jest chudziutka, ładniutka, ale też charakterna. Potrafiła mnie ogarnąć. Każdy wie, że w Polsce, w ekstraklasie, wypiłem sobie czasami piwko za dużo. Poznałem Matilde, która pomogła mi zrozumienia dość mocno, co jest ważne.
Ostatnio trochę więcej alkoholu wypiłem na naszej fecie po awansie do Ligi Mistrzów, ale alkohol mi już nie smakuje, mówię serio. Czasem do obiadu z żoną poproszę o lampkę wina, ale bardziej dla towarzystwa. Żeby trzymać poziom w Serie A, nie można tylko dobrze trenować, nie dasz rady tu zaistnieć. Muszę zwracać uwagę na każdy detal: trening, dobre spanie, jedzenie, dobry mental, odnowę. Spokój w domu też przekłada się na formę na boisku. Fizycznie czuję się bardzo dobrze, mentalnie też zrobiłem duży postęp.
Zaczęliśmy rozmowę od waszego świetnego wyniku w tym sezonie - jak to się stało, że dziś zachwycacie piłkarskie Włochy?
Thiago Motta to fantastyczny trener. Przed nim wielka przyszłość. Jesteśmy bardzo młodym zespołem, a Motta potrafił to świetnie wykorzystać. Zapieprzamy na treningach. Mamy zawsze grać piłką - od tyłu, nowocześnie, bez wybijania do przodu. Powtarza nam: "Nie bójcie się, rozgrywajcie od tyłu, nawet jak stracicie gola, biorę to na siebie. Róbcie cały czas to samo. I tak zdobędziemy więcej bramek niż stracimy".
Mieliście bardzo trudny etap i to dość niedawno, po śmierci trenera Sinisy Mihajlovicia w poprzednim sezonie, w grudniu 2022 roku.
Można powiedzieć, że połowę tamtego sezonu graliśmy bez trenera. Oczywiście był asystent, ale jednak cała sytuacja nas dołowała. Chodziliśmy do szpitala, trener słabo wyglądał i to się na nas odbijało. Ludzie z klubu mówili, że to już końcówka Mihajlovicia, a my rozmawialiśmy o tym w szatni. Może na boisku też było widać nasze podłamanie? W końcu byliśmy razem cztery lata, zżyliśmy się ze sobą.
Trener dzwonił do nas ze szpitala na Skypie przed meczem i mówił: "Chłopaki, zróbcie to dla mnie, wygrajcie, to poczuję się lepiej". Nie dało się nas lepiej zmotywować. Z drugiej strony, rywal też chciał wygrać i czasem nam nie wychodziło. I co wtedy zrobisz, zadzwonisz do trenera i powiesz mu, że przegraliśmy w momencie, gdy umiera? Tamten moment był dla nas trudny, ale mogliśmy na sobie polegać, budowała się drużyna.
Będziesz jej częścią na kolejne lata?
Jeśli w następnym sezonie zagram 23 mecze, to mój kontrakt przedłuży się automatycznie do 2026 roku. Na razie obowiązuje do czerwca 2025 r. W Bolonii dobrze się czuje.
Włosi piszą, że wasz trener, Motta, przejdzie po sezonie do Juventusu.
Tak piszą, ale trener mówił nam, że z nikim jeszcze się nie dogadał.
Miałeś w ostatnim czasie konkretne oferty na stole?
Chciał mnie ściągnąć trener Michniewicz rok temu. Wpłynęła nawet oficjalna oferta z Arabii Saudyjskiej, ale nie byłem przekonany do wyjazdu tam. I dobrze na tym wyszedłem.
Niedawno zostałeś twarzą projektu piłkarskiego "Football Mat", czyli maty do szkolenia techniki, głównie dla dzieci. A ciebie akurat nie było widać wcześniej w reklamach.
To dobre dla dzieciaków, zwłaszcza w szkołach czy akademiach. Mogą trenować technikę nawet w domu. Mój Leo też ćwiczy na takiej macie, ja sam próbowałem. To kilka prostych ćwiczeń, można je odtworzyć na "youtubie", ale tego typu trening poprawia kontrolę nad piłką. Jeżeli chodzi o występy przed kamerą, to debiutowałem w nowej roli. Wcześniej raczej nie miałem do czynienia z reklamą, ale pomogli mi w tym zaufani ludzie i myślę, że wyszło pozytywnie.
Totti wprowadzał cię do Romy, a ty jesteś takim Tottim dla Kacpra Urbańskiego w Bolonii.
Dobre porównanie! Może nawet jeszcze bardziej, bo "Urbi" mieszkał u mnie dwa miesiące. Zaczęło się od tego, że skończył mu się kontrakt z Bolonią pod koniec zeszłego sezonu. My zaczęliśmy przygotowania latem, byliśmy na obozie i Thiago Motta pyta nagle: "A gdzie Urbański?". Odpowiedziałem, że szuka nowego klubu. Motta poszedł do kierownictwa i od razu zarządził: podpisujemy z nim kontrakt. I Kacper dojechał do nas na obóz.
W tym czasie żona z synem byli u teściów, Kacper przedłużył kontrakt, ale nie miał pewności, czy zostanie, bo w grę wchodziło jeszcze wypożyczenie. Zabrałem go więc z hotelu i mieszkał u mnie w domu, a później wynajął sobie mieszkanie.
Wprowadziłeś go do zespołu.
Nawet dziś zabieram go na treningi. We Włoszech jest taka zasada, że jak zrobisz prawo jazdy, to przez pierwszy rok nie możesz prowadzić auta, które ma dużo koni mechanicznych. Kacper mógłby sobie jedynie kupić Fiata Pandę. Dlatego po niego przyjeżdżam.
Często spotykamy się z naszymi rodzinami po treningach. Mój mały lubi grać z bratem Kacpra na PlayStation. Jest między nami duża różnica wieku, prawie czternastu lat, ale dobrze się dogadujemy.
Jaki to zawodnik?
Ma dobry mental. Jego występ z Juve w pierwszym składzie też potwierdza, że zrobił duży postęp przez ostatnie miesiące.
Jest gotowy na pierwszą kadrę i Euro?
To oczywiście decyzja trenera Probierza. Mogę tylko powiedzieć, że Kacper jest na takie wyzwanie gotowy. Grał na San Siro, na stadionie Napoli. Przy siedemdziesięciu tysiącach ludzi na trybunach chciał piłkę, nie pękał.
Jak się zmienił przez rok?
Oprócz pewności siebie, w końcu urósł, szerszy się zrobił. W zeszłym roku wyglądał jak dziecko. Zobaczył mojego "bica" i w końcu zaczął na siłownię chodzić! Pamiętam zeszłe lato. Rano odprowadzałem swojego syna do szkoły, a po treningu zawoziłem drugiego do domu, bo Kacper wyglądał jak "bambino" (dziecko po włosku - red.)! Ale mówiąc poważnie: fizycznie zrobił postęp.
Kiedy świętujecie wynik z tego sezonu?
Po spotkaniu z Juventusem we wtorek (3:3) na naszym stadionie był pokaz świateł, fajne show. Cieszyliśmy się z rodzinami pod trybunami. Mecz był super dla kibiców, ale my czuliśmy duży niedosyt, bo już prowadziliśmy 3:0, mieliśmy zapewnione podium, a jednak skończyło się 3:3 i wszystko rozstrzygnie się w ostatniej kolejce.
W środę mamy zaplanowany przejazd otwartym autobusem głównymi ulicami miasta, będę fajerwerki. Wcześniej po zakwalifikowaniu się do Ligi Mistrzów wybraliśmy się drużyną na Piazza Maggiore, główny plac w mieście. Skakaliśmy trochę z kibicami, a później poszliśmy z rodzinami do restauracji i posiedzieliśmy do rana. Niektórzy pojechali autami do Mediolanu. Kibice oszaleli po naszych wynikach. Dużo rzadziej wychodzimy z rodziną na obiad, bo trudno nawet cokolwiek zjeść, jest takie zainteresowanie nami.
Atakujesz pozycję pierwszego bramkarza kadry na Euro?
Zawsze walczę, żeby być numerem 1. Wiadomo, teraz Wojtek nim jest. Każdy wie, jak broni w Juve i w reprezentacji. Miał też bardzo dobre mistrzostwa świata w Katarze. Jeżeli chodzi o mnie - w kadrze nigdy nie zawiodłem. Zawsze pokazywałem, że jestem gotowy i nie odpuszczałem. A nie jest łatwo być drugim bramkarzem, gdy masz swoje lata i w klubie jednak coś znaczysz.
Jak to znosisz?
Oczywiście - chciałbym regularnie występować w reprezentacji, ale łatwiej zaakceptować mi rolę zmiennika w kadrze niż w klubie. Jestem Polakiem i robię to dla Polski. Jeżdżę na zgrupowania dla orzełka, jestem patriotą. Dla kraju zrobię wszystko i zawsze chcę pomóc reprezentacji.
Skąd u ciebie taki patriotyzm?
Zawsze tak miałem. Wyjechałem do Włoch i powtarzałem wszystkim, że Polska to fajny kraj. Dziesięć lat temu Włosi myśleli, że dalej są u nas lata 90. Ale teraz nasza kadra dobrze gra w piłkę, pobudowali w Polsce super stadiony, Warszawa poszła do przodu w rozwoju i w Serie A gra bardzo dużo zawodników z Polski. Zmienili o nas zdanie, teraz mamy dobrą renomę. Mówią, że jesteśmy mega zadziorni, mamy charakter i jesteśmy waleczni - że włożymy głowę tam, gdzie inni nie wsadzą nogi. No i dobrze w piłkę gramy.
A dziesięć lat temu jakie były opinię o Polakach we Włoszech? Złodzieje i pijacy?
Złodzieje to nie, ale na drużynowej kolacji kelner pytał, jakiego alkoholu się napiję. Grzecznie odmawiałem. Zaraz słyszałem w żartach: "Przecież Polacy zawsze piją". Wiadomo, taki był stereotyp. Ci, którzy byli w Polsce i bardziej się znali na naszej kulturze, to już wtedy wiedzieli, że zaszły u nas zmiany.
A dużo zmieniło się w reprezentacji?
Bardzo pozytywnie to wygląda, odkąd jest Michał Probierz. Wrócił polski charakter do szatni. Trenerzy mówią po polsku i to już powoduje, że jest inaczej. Dużo jednak zależy od osobowości człowieka.
To, co złe w kadrze, już minęło?
Dostaliśmy się na Euro z miejsca, w którym się znaleźliśmy. To też nie było łatwe. Jest teraz pozytywnie, wróciła atmosfera, wszyscy się dogadują. Były jakieś problemy, ale teraz wszystko jest OK.
Dużo było tych problemów.
O tamtych sprawach, które były, o moim wywiadzie, nie chcę rozmawiać. Dużo zostało powiedziane. Dla mnie ważne, że wszystko wróciło na dobre tory i niech tak zostanie.
Od bardzo szczerego i emocjonalnego wywiadu z Łukaszem Olkowiczem z "Przeglądu Sportowego Onet" nie zabierałeś głosu. W międzyczasie robili to między innymi Robert Lewandowski, Wojciech Szczęsny. Padały skrajne opinie, mocne hasła. Czy wy to sobie wyjaśniliście wewnątrz drużyny?
Pogadałem z "Lewym" w cztery oczy, jak prawdziwi faceci, po męsku. I jest OK. Niech tak zostanie. Sprawa jest odkręcona, dogadaliśmy się.
Lewandowski czy Skorupski? Szczęsny ujawnił, kto mówił prawdę
Wasz punkt widzenia na temat tych samych zdarzeń, przede wszystkim afery premiowej w Katarze, mocno się różnił, o czym mówiliście głośno w mediach.
Wyjaśniliśmy sobie pewne kwestie, załatwiliśmy sprawę. Tak jak ci mówiłem: do tego tematu nie chcę wracać. Trzeba było się dogadać przede wszystkim dla dobra drużyny. Podchodzę do tego tak: mamy awans po trudnym roku i się z tego bardzo cieszę. Jedziemy na Euro i trzeba osiągnąć dobry wynik. Mogę zapewnić, że myśli tak każdy zawodnik reprezentacji.
rozmawiał Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty
Były reprezentant Francji zaskakuje. Mówi o meczu z Polską
Michał Probierz dla WP: Mówią, że go nie lubię? Śmieję się