Piłka nożna to emocje, często gra błędów. W niedzielnym tzw. hicie kolejki nie było ani jednego, ani drugiego. Legia Warszawa po beznadziejnych 90 minutach zremisowała bezbramkowo ze Śląskiem Wrocław. Gospodarze w przekroju całego spotkania wypracowali sobie więcej szans, jednak nie byli w stanie wykorzystać ani jednej.
Pierwsza połowa? Absolutnie beznadziejna. Fatalna, bez jakichkolwiek emocji. Teoretycznie na boisko wyszło dwudziestu dwóch zawodników, ale nie za bardzo było wiadomo, w jakim celu, bo na pewno nie, żeby pograć w piłkę.
W drugiej było trochę lepiej, pojawiły się sytuacje (głównie po stronie Legii), ale brakowało finalizacji. I nie mówimy tu o dużej liczbie, raczej kilku akcjach zakończonych strzałem. Najbliżej był Marc Gual, który obił poprzeczkę. Śląsk praktycznie niczego nie wykreował i w zasadzie poza jedną niezłą próbą Erika Exposito z narożnika pola karnego nie stworzył zagrożenia.
To remis, który najbardziej cieszy Jagiellonię Białystok i resztę drużyn walczących o mistrzostwo Polski i europejskie puchary.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Prawdziwie mistrzowska feta. Nigdy tego nie zapomną
To było coś absolutnie dramatycznego. Taktyczne szachy z jednej i drugiej strony. Komentujący Dariusz Szpakowski w 23. sekundzie stwierdził, że Śląsk zaczął odważnie i bez bojaźni. Mniej więcej tyle trwały jednak ataki wrocławian, bo później oglądaliśmy ultradefensywę. Wściekał się Exposito, bo nawet jeśli goście wyprowadzali jakąś kontrę, to błyskawicznie tracili piłkę.
Najlepsza akcja Śląska? Gdy w 13. minucie Patryk Klimala ściągnął z palca obrączkę i odłożył ją poza boisko.
Legia męczyła się w ataku pozycyjnym i nie była w stanie nic wykreować. Jakieś sytuacje się pojawiały, choć głównie wynikały one z chaosu. Raz nad bramką uderzył Marc Gual, raz nieznacznie pomylił się Juergen Elitim. Ogółem w pierwszej części obejrzeliśmy jeden celny strzał Guala, z którym bez problemu poradził sobie Rafał Leszczyński. Szacunek należał się każdej osobie na stadionie lub przed telewizorem, która nie zasnęła z nudów.
Początek drugiej części dawał nadzieję, że będzie lepiej (inna sprawa, że gorzej być nie mogło). Był minimalnie niecelny strzał Tomasa Pekharta, Guala w poprzeczkę. Bohaterem mógł być m.in. rezerwowy Maciej Rosołek, ale nie wykorzystał doskonałej centry Radovana Pankova i uderzył obok słupka. Legia biła głową w mur i nie zdołała się przebić. Śląsk przyjechał po punkt i swój plan zrealizował.
Legia Warszawa - Śląsk Wrocław 0:0
Składy:
Legia: Dominik Hładun - Radovan Pankov, Rafał Augustyniak, Steve Kapuadi (89' Yuri Ribeiro) - Paweł Wszołek, Juergen Elitim, Bartosz Kapustka (75' Wojciech Urbański), Patryk Kun (75' Ryoya Morishita) - Josue, Tomas Pekhart (55' Maciej Rosołek), Marc Gual.
Śląsk: Rafał Leszczyński - Łukasz Bejger, Simeon Petrow, Aleks Petkow - Martin Konczkowski, Peter Pokorny, Petr Schwarz, Patryk Janasik (78' Jehor Macenko) - Piotr Samiec-Talar (87' Michał Rzuchowski), Patryk Klimala (80' Mateusz Żukowski), Erik Exposito.
Żółte kartki: Pokorny, Schwarz, Samiec-Talar (Śląsk).
Sędzia: Szymon Marciniak (Płock).