26 marca był sądnym dniem dla reprezentacji Polski. Tego dnia ważyły się losy Biało-Czerwonych w kontekście gry na Euro 2024. Podopieczni selekcjonera Michała Probierza mierzyli się wówczas z Walią w finale baraży do turnieju w Niemczech.
Spotkanie zakończyło się triumfem Polaków, jednak nie obyło się bez problemów. Wystarczy wspomnieć, że przez 120 minut gry Biało-Czerwoni nie oddali ani jednego celnego strzału na bramkę rywali. Mimo tego nasza reprezentacja mogła cieszyć się z awansu na imprezę w Niemczech.
Po spotkaniu portal sport.pl poinformował, że premię za awans na Euro 2024 ma otrzymać Fernando Santos, czyli byli selekcjoner reprezentacji Polski, który w trakcie eliminacji został zwolniony przez Cezarego Kuleszę. - Premia dla Santosa? Musicie to sprawdzić sami - powiedział wówczas prezes PZPN.
ZOBACZ WIDEO: Mamy Euro! Brak euforii wśród ekspertów pomeczowego studia
[b]
[/b]Potem pojawiły się informacje, że premia dla Santosa jest nieaktualna, bowiem Portugalczyk podjął się pracy w Besiktasie Stambuł. Teraz głos w tej sprawie zabrał Mateusz Borek, który przyznał, że cała sprawa jest owiana tajemnicą.
- Nikt się nie chce wypowiadać, bo jest bardzo duża kara jeśli któraś ze stron to zrobi. Wydaje mi się, że byłoby to nierozsądne, gdyby PZPN wypłacił premię po tym, jak Santos podjął pracę w Turcji - powiedział w "Kanale Sportowym".
Niedawno Dziennik "Takvim" ustalił, że Santos bardzo szybko może znaleźć nowego pracodawcę, jeśli opuści szeregi Besiktasu. Otóż jego nazwisko ma znajdować się na szczycie listy życzeń greckiej federacji (więcej TUTAJ-->).
Zobacz także:
Na co stać Polskę na Euro 2024? Legenda zaskakuje