Nieregularność złota nie daje
Trener Jan Urban prowadzi Wojskowych już trzeci sezon. Dla wielu szkoleniowców dwa tytuły wicemistrza Polski i spora szansa na kolejny pozostają jedynie w sferze marzeń. W Warszawie jednak nikt tego nie uważa za sukces, bo i presja na wynik jest tutaj większa niż gdziekolwiek indziej. Klub posiada prężnego sponsora w postaci koncernu ITI, którego nakłady z roku na rok są coraz większe. Nic więc dziwnego, że brak mistrzowskiej korony na głowie trenera Urbana zaczyna wytwarzać coraz większą presję na wynik. O ile w pierwszych dwóch latach pracy na Łazienkowskiej były piłkarz m. in. Górnika Zabrze i Osasuny Pampeluna miał zagwarantowany względny spokój, o tyle w obecnym sezonie zaczęły pojawiać się głosy, że pozycja Urbana zaczyna się chwiać. Ważne w kontekście walki o tytuł zwycięstwo nad Wisłą Kraków to duży krok pretendenta z Warszawy ku celowi, jednak należy pamiętać o tym, jak bardzo chimeryczny jest zespół Legii.
Właśnie problem z ustabilizowaniem formy na wysokim poziomie jest największą bolączką stołecznej drużyny. Kłopoty z psychiką zawodników kompletnie nie wchodzą w rachubę, bowiem Legia po raz kolejny udowodniła, że potrafi grać w meczach na szczycie. Skoro gra o wielką stawkę nie deprymuje piłkarzy z Łazienkowskiej, to wina braku regularności leży po stronie sztabu szkoleniowego. Wątpliwe, by piłkarze nie mieli motywacji do gry. W ostatnich dwóch sezonach dwa razy dali się wyprzedzić w końcowym rozrachunku krakowskiej Wiśle. Sportowa złość nakazuje więc walkę o tytuł z jeszcze większą zaciekłością. Skąd bierze się brak regularności? Trzeba zapytać Jana Urbana. Szkoleniowiec, który przez wielu jest uważany za jednego z najbardziej utalentowanych trenerów młodego pokolenia, na razie nie zdążył udowodnić, że ta opinia jest słuszna.
Wyczerpany schemat
Urban stawia już trzeci rok w większości na tych samych zawodników. O tym, że materiał ludzki się wyczerpał, świadczy odejście Rogera Guerreiro, który jako pierwszy zasygnalizował, że gra w Legii na dłuższą metę kończy się sportową stagnacją. Koncepcja ustabilizowanego składu, gdzie mamy do czynienia z mieszanką ligowych rutyniarzy, wyróżniających się w lidze obcokrajowców oraz sporą jak na polskie warunki ilością młodzieży, na razie się nie sprawdza. Jan Mucha osiągnął równie wysoki poziom jak wcześniej Artur Boruc czy Łukasz Fabiański i tylko opuszczenie Łazienkowskiej sprawi, że wciąż będzie czynił postępy. O tym jak wielki marazm czeka niezłego piłkarza, któremu zbytnio spodoba się w Warszawie, przekonał się Dickson Choto. Wyróżniający się w ekstraklasie defensor rodem z Zimbabwe szansę na wielki transfer już dawno ma za sobą.
Legia lubuje się również w sprowadzaniu wyróżniających się w ekstraklasie zawodników słabszych zespołów. I tak na życzenie Urbana na Łazienkowską trafili m. in. Maciej Iwański, Piotr Giza, Marcin Komorowski czy Tomasz Jarzębowski. Żaden z nich furory jednak nie robi. Dla Iwańskiego Legia miała być kolejnym przystankiem w wielkiej karierze. Tymczasem "Ajwen" nie schodzi poniżej przyzwoitego poziomu, lecz do międzynarodowego nadal się nie zbliżył, udowadniając to zresztą w Pradze, gdzie wystąpił w meczu reprezentacji Polski z Czechami i zawiódł na całej linii. Giza także jakby się zatrzymał. Podobnie zresztą Komorowski, piłkarz w zasadzie jednej rundy. Postępów nie czynią także Jakub Rzeźniczak oraz Jakub Wawrzyniak. Byli gracze łódzkiego Widzewa, podobnie jak Iwański, wciąż mają daleko do słynnego już "international level", co potwierdzają w swoich występach z orzełkiem na piersi. Zagubił się gdzieś także Maciej Rybus, który po dobrym początku sezonu ostatnio wyraźnie spuścił z tonu.
Kiepskie perspektywy
Opieranie zespołu o starych wyjadaczy w postaci Tomasza Kiełbowicza, Wojciecha Szali czy Marcina Mięciela również nie przynosi spodziewanych efektów. Cała trójka gra w kratkę. Kiełbowicz często pojawia się na boisku tylko dlatego, że Wawrzyniak jest zdyskwalifikowany, natomiast Komorowski od dłuższego czasu nie prezentuje nawet ligowego poziomu. Na najbliższą przyszłość dobrze rokuje jedynie Mięciel, który nareszcie się odblokował i wobec problemów zdrowotnych reszty zawodników, powinien wziąć na siebie ciężar zdobywania bramek. Problemy zdrowotne to także spory problem stołecznych piłkarzy. Mocna druga linia zespołu Urbana musi współpracować niemal w każdym meczu z innym napastnikiem. Urazy raz po razie wykluczają z gry Takesure Chinyamę i Bartłomieja Grzelaka, o Sebastianie Szałachowskim nie wspominając.
Legię czekają jesienią jeszcze cztery spotkania. Rywale nie będą z najwyższej półki, jednak dla Wojskowych nie będą to łatwe mecze. Na początek legionistów czeka pojedynek z mającą nóż na gardle Polonią Warszawa. Następnie podopiecznych Urbana czeka trudny wyjazd do Bełchatowa. Zespół Rafała Ulatowskiego spisuje się ostatnio znakomicie i seryjnie odnosi zwycięstwa. W ramach dwóch kolejek rundy wiosennej rozegranych awansem Legia zmierzy się z dwoma zespołami, które zaciekle będą walczyć o utrzymanie. Najpierw na Dialog Arena wicemistrzowie Polski zagrają z KGHM Zagłębiem Lubin, by zakończyć rok meczem na własnym stadionie z Arką Gdynia. Choć w każdym z tych spotkań Legia niejako z urzędu będzie faworytem, to uczciwie trzeba przyznać, że jest gdzie zgubić punkty.
Ratujcie emocje
Wszystkie te czynniki, jak kontuzje czy brak rozwoju sportowego wpływają na brak stabilizacji w grze oraz osiąganych przez drużynę wynikach. Na nic zdają się udane mecze z najgroźniejszymi rywalami, jeśli później punkty gubione są z ligowymi przeciętniakami. Choć zdarza się to każdemu, to Legii wyjątkowo często. To sprawia, że kibice w Polsce już trzeci rok niemal do końca rozgrywek będą żyć iluzją, iż legionistom uda się odrobić kilkupunktową stratę do lidera. Skończy się zapewne tak jak zwykle. Działacze z Łazienkowskiej powinni mocno zweryfikować dotychczasowy sposób zarządzania klubem. O ile organizacja jest bardzo dobra i Legia jest liderem jeśli chodzi o zastosowanie europejskich standardów, to decyzje kadrowe oraz praca sztabu szkoleniowego pozostawiają wiele do życzenia. Obecny "team" nie stworzył drużyny na miarę mistrzostwa, choć miał na to 2,5 roku. Schemat się wyczerpał i jeśli już zimą nie będzie na Łazienkowskiej gruntownych zmian, to czeka nas powtórka z rozrywki. Zmiana dotychczasowych działań w Legii na pewno nie będzie łatwa, jednak warto to uczynić, jeśli nie dla klubu, to choćby pro publico bono.