Kamil Kołsut: Noga podstawna

Początki zawsze są trudne. Prawdziwego mężczyznę poznaje się jednak głównie po tym, jak kończy, a nie jak zaczyna - tak przynajmniej mawiał Leszek Miller. I całe szczęście.

W tym artykule dowiesz się o:

Smuda debiutu do udanych nie zaliczy. Zero goli, mało myśli, kapka emocji - "Franz" startuje tak samo, jak finiszował Stefan Majewski. Pozornie kontrolowany chaos, rażący brak dokładności, kulejąca skuteczność i dwa-trzy jasne punkciki. Sobotnia konfrontacja pokazała, że i Salomon z pustego nie naleje, a rodzimy cudotwórca rozpoczął marsz ścieżką długą i wyboistą. Nowego selekcjonera czeka masa pracy, a polskiego kibica - ogrom cierpienia, spowodowanego koniecznością śledzenia przez ponad dwa lata serii męczących konfrontacji towarzyskich. Przerwę zimową polecam więc poświęcić na gruntowne przygotowania - fizyczne i psychiczne.

Obraz gry, konsekwentnie pacyfikowanej przez gorszące klepisko, zaskakujący nie był. Odrobinę emocji zapewnił nam na szczęście powstały z martwych Kamil Kosowski, który faktycznie przeżywa na Cyprze wspaniały renesans i jestem święcie przekonany, iż to od niego Smuda będzie zaczynał ustalanie składu. Bo polską piłkę na olewanie takich graczy po prostu nie stać! Inne niespodzianki? Zadziorny i aktywny w ofensywie Marcin Kowalczyk, wyjątkowo ambitny sobotniego wieczoru Robert Lewandowski (trwała awersja do wysiłku wcale go więc nie dopadła) oraz Piotr Brożek, co prochu nie wymyśli, ale pewną solidność zapewnia.

Zaskoczył mnie także Tomasz Kuszczak, który po kilku interwencjach inspirujących i pewnych, strzelił numer godny Artura Boruca, z epickim rozmachem przepuszczając piłkę pod pachą. Nijak ma się to jednak do reakcji, jaką po owej pechowej interwencji zaprezentowali zgromadzeni kibice, kilkakrotnie skandując nazwisko wspomnianego golkipera z Glasgow. Rodzi to pytanie o intencje przedziwnych wspominek: grono futbolowych dyletantów prosiło Smudę o powrót bramkarza, który w ciągu roku zawalił w kadrze więcej spotkań niż Jerzy Dudek przez całą karierę, czy też dowcipnie porównało akcję Kuszczaka do tych prezentowanych ostatnimi czasy przez Boruca?

O polskich kłopotach między słupkami - i to pomimo rzekomego istnienia rodzimej szkoły bramkarskiej - spisano już opasłe tomiska, żarty więc czas odłożyć na bok. Fakt jednak faktem, że znakomita większość golkiperów aspirujących do miejsca w reprezentacji dorobiła się już interwencji dla siebie charakterystycznych. Każde dziecko wie, że "Puszczak" to gol strzelony z połowy boiska, "bronienie na Dudka" oznacza notoryczne przepuszczanie piłki między nogami, a "na Boruca" - po podaniu od własnego obrońcy. I to nie wszystko! Wnikliwi obserwatorzy polskiej ligi z pewnością zdefiniują jeszcze "Pawełka" i "Przyrosia", na ksywkę czekają więc jedynie Łukasz Fabiański oraz młodszy z klanu Szczęsnych.

A skoro już mowa o przydomkach, to zdaje się, iż po sobotnim meczu z Rumunią całkiem nowy zyskał Andrzej Juskowiak. Uznany niegdyś napastnik w czasie telewizyjnej transmisji uknuł bowiem tezę, iż w zwycięstwie polskim zawodnikom przeszkodziła przede wszystkim... noga podstawna. Niecnota solidarnie psuła życie wszystkim biało-czerwonym: i Kuszczakowi (przy wybiciach), i Błaszczykowskiemu (przy dryblingach) i Sławomirowi Peszce (w sytuacji sam na sam). Noga podstawna z pewnością uwierała też selekcjonera, który w obawie przed upadkiem, okroił swe ekspresyjne reakcje do subtelnej mimiki i machania dłońmi. Dzięki Juskowiakowi wiemy już, gdzie leży problem i nad czym należy pracować.

Czy to wystarczająca rekomendacja do szkoleniowego sztabu "Franza"? Czas pokaże. Miejmy nadzieję, że selekcjoner wyciągnie z owej opinii odpowiednie wnioski. Tymczasem - byle do środy. Kanada przegrała w sobotę 0:3 z Macedonią, jest więc szansa na epicki triumf i rozpętanie nowej propagandy sukcesu.

Fotorelacja z Warszawy cz. 1 -->

Fotorelacja z Warszawy cz. 2 -->

Źródło artykułu: