Jan Łabędzki to jeden z czterech podopiecznych Marcina Włodarskiego, który w przededniu startu mistrzostw świata U-17 w Indonezji złamał regulamin drużyny i został odesłany do domu. On, Filip Wolski, Oskar Tomczyk i Filip Rózga bez zgody oraz wiedzy sztabu szkoleniowego opuścili hotel. Zostali też przyłapani na piciu alkoholu. Więcej TUTAJ.
Do tej pory żaden z głównych bohaterów "afery alkoholowej" nie zabierał głosu w sprawie. Milczenie w rozmowie z "Piłką Nożną" przerwał dopiero Łabędzki. Wywiad, który można przeczytać w najnowszym wydaniu tygodnika, został przeprowadzony za zgodą rodziców piłkarza i przy obecności trenera ŁKS-u.
- Bardzo żałuję. Nie miałem świadomości, w ogóle nie dotarło do mnie, w jakim miejscu się wtedy znalazłem. Że są to mistrzostwa świata, najważniejsza impreza dla mojej kategorii wiekowej. Taka refleksja przychodzi powoli, nie ukrywam, że z wielką pomocą pani Ani Olkiewicz, naszego klubowego psychologa - przyznał 17-latek.
ZOBACZ WIDEO: Rzadki widok. Messi wszedł do sklepu i się zaczęło
Łabędzki nie chciał zdradzać szczegółów wieczoru, którym przekreślił swoją szansę na udział w juniorskim mundialu. - Naprawdę trudno mi zrozumieć, jak taka głupota mogła nam przyjść do głowy, żeby wychodzić z pokoju hotelowego. Przecież na początku mieliśmy tylko obejrzeć film, odpocząć po towarzyskim meczu ze Stanami Zjednoczonymi. I nawet nie jestem teraz w stanie powiedzieć, od kogo padło: idziemy? No i poszliśmy... Przestaliśmy myśleć - stwierdził.
Piłkarz ŁKS-u nie spodziewał się, że jego i trzech pozostałych piłkarzy spotka tak surowa kara: - W ogóle nie dopuszczałem do siebie, że będziemy za ten występek wyrzuceni z mistrzostw. Trudno mi było to sobie wyobrazić, że cała czwórka zostaje wykluczona z turnieju, który odbywa się na drugim końcu świata. Dopiero rano na odprawie dowiedzieliśmy się, że jednak wracamy do Polski i nie ma odwrotu od tej decyzji. Wróciliśmy do pokoju i płacz. Tylko tyle nam zostało.
Podróż z Indonezji, z przesiadką, do Polski trwała ponad dobę: - Wie pan, jak my wyglądaliśmy? Jak bohaterowie filmu "Kac Vegas”". I nie mówię tego, żeby żartować z naszego incydentu. Jeden w kąpielówkach, drugi w koszulce na lewą stronę, bo nie mieliśmy odzieży na zmianę, wszystkie reprezentacyjne stroje musieliśmy zostawić w Indonezji. Trzeci z klapkami w ręku. Itd. Podczas przesiadek ludzie zwracali nam uwagę, żebyśmy przerzucili koszulkę na właściwą stronę, a ona była po prostu brudna.
Łabędzki, Rózga, Wolski i Tomczyk nie dość, że na własne życzenie stracili wielką szansę i najedli się wstydu, to spotkały ich konsekwencje w klubach. Łabędzki został zdegradowany z pierwszego do trzeciego, grającego w IV lidze, zespołu Łódzkiego Klubu Sportowego. Po kilku tygodniach został jednak zrehabilitowany i awansował do II-ligowej drużyny rezerw.