Konsekwencja po częstochowsku. Raków wyglądał jak poważna europejska drużyna (opinia)

PAP / Waldemar Deska / Na zdjęciu: piłkarze Rakowa Częstochowa
PAP / Waldemar Deska / Na zdjęciu: piłkarze Rakowa Częstochowa

Raków Częstochowa udowodnił sam sobie, że jest w stanie rywalizować w fazie grupowej poważnych europejskich rozgrywek. Był skazywany na pożarcie, a nadal żyje. Po meczu w Grazu można tylko chwalić zespół mistrza Polski.

Być może za kilkanaście dni okaże się, że w końcowym rozrachunku to zwycięstwo nic nie da drużynie Rakowa Częstochowa. Tak przecież może się wydarzyć, jeśli mistrz Polski przegra z Atalantą. Wtedy żaden - nawet najbardziej optymistyczny - splot okoliczności nie sprawi, że uda się wyjść z grupy i na wiosnę zagrać przynajmniej w Lidze Konferencji Europy.

Ale dziś to nie ma kompletnie żadnego znaczenia. Bo Raków udowodnił sam sobie, że potrafi z powodzeniem rywalizować w poważnych europejskich rozgrywkach. To duża dawka pewności siebie.

I nie mówimy to o fartownej wygranej po jakimś przypadkowym stałym fragmencie. To było w pełni zasłużone zwycięstwo. Trener Dawid Szwarga bardzo mądrze rozegrał to spotkanie. W pierwszych minutach Raków był trochę cofnięty, chyba chciał sprawdzić, na co stać tego dnia wicelidera ligi austriackiej. I kiedy zobaczył, że rywal jest do ugryzienia, to Raków przeszedł do ofensywy.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kapitalny "centrostrzał" w Bytomiu. Po nim poszli za ciosem

Można psioczyć na skuteczność. Deian Sorescu w pierwszej połowie posyłał takie "ciasteczka" w pole karne, że aż można było łapać się za głowę, gdy widziało się, co wyczyniał Ante Crnac. Za chwilę zimowe okienko transferowe i po raz kolejny będzie można zastanawiać się, czy do Częstochowy zawita "dziewiątka" z prawdziwego zdarzenia. Bo kimś takim nie jest ani Crnac, ani tym bardziej Fabian Piasecki. No a Łukasz Zwoliński jest świeżo po kontuzji i na ławce był raczej w roli straszaka.

Ale dobrze, dziś tylko chwalimy.

Fajnie się oglądało Raków. Oczywiście zdarzały się pomyłki w defensywie, ale musiały być. Przecież brakowało Zorana Arsenicia, Stratosa Svarnasa. Wtedy jednak Raków może liczyć na Vladana Kovacevicia - ta interwencja z w 66. minuty była wprost spektakularna. Niewiarygodna.

Dobra organizacja gry, umiejętnie wychodzenie spod pressingu. Harujący na całej długości i szerokości boiska Gustav Berggren, rozkręcający się z minuty na minutę Jean Carlos Silva. Ciekawy pomysł na stałe fragmenty, choć ostatecznie żaden nie przyniósł korzyści w postaci gola. Oni wyglądali jak dobra europejska drużyna. Nie było typowej rąbanki, gry na chaos i liczenia na cud. Konsekwencja od pierwszej do ostatniej minuty. Byli skazywani na pożarcie, a zadziwili Europę i nadal żyją.

A zadanie mieli trudne, bo byli z nożem na gardle. Byli pod dużą presją, natomiast udźwignęli to mentalnie. Tymczasem nie mieliśmy zbyt wielkich oczekiwań, bo mieliśmy w pamięci poprzednie mecze Rakowa w Lidze Europy. Umówmy się, nie były to spektakle, po których kibic chciałby jak najszybciej obejrzeć powtórkę.

Nawet remis eliminował Raków z dalszej gry w Europie i wtedy mecz z Atalantą byłby jedynie na pożegnanie. A tak ostatnia kolejka będzie niezwykle ciekawa. No i nie można zapomnieć, że do kasy trafia 650 tys. euro za zwycięstwo, a to całkiem solidny zastrzyk gotówki.

Z perspektywy czasu jedyny zgrzyt to ta przegrana ze Sturmem w Sosnowcu. Gdyby tam udało się chociaż zremisować, to dziś kibice nie musieliby iść się modlić pod "Jasną Górę".

Tomasz Galiński, WP SportoweFakty

CZYTAJ TAKŻE:
Gol na wagę zwycięstwa. Tak Yeboah uszczęśliwił Częstochowę [WIDEO]
Gorąco przed stadionem Aston Villi. Jest nagranie

Źródło artykułu: WP SportoweFakty