W listopadzie reprezentacja Polski rozegrała jedno, ostatnie spotkanie eliminacji Euro 2024. Nasza kadra zremisowała z Czechami (1:1), przez co straciła szansę na bezpośredni awans na przyszłoroczną imprezę.
Cztery dni później Biało-Czerwoni rozegrali mecz towarzyski. Ich rywalem była reprezentacja Łotwy, która również nie popisała się w eliminacjach Euro 2024. Polacy wygrali to spotkanie 2:0 po bramkach Przemysława Frankowskiego i Roberta Lewandowskiego.
Już przed meczem, a także podczas głośno było na temat frekwencji na PGE Narodowym, która tym razem nie dopisała. Nie ma co się dziwić, bo w ostatnich miesiącach Polacy radzą sobie słabo, przez co kibice nie zdecydowali się wspierać ich podczas towarzyskiej rywalizacji.
ZOBACZ WIDEO: Polacy ostro po blamażu kadry z Czechami. "Lewandowski? Tragedia. Trzeba szukać następcy"
PZPN podał, że na starciu Polski z Łotwą pojawiło się 31 tysięcy fanów. To drugi najgorszy wynik frekwencji w historii. Wynik ten przebił jedynie mecz eliminacji Euro 2016 z Gibraltarem, wówczas triumf Biało-Czerwonych (8:1) oglądało niecałe 28 tys. kibiców.
Frekwencja podczas ostatniego spotkania tylko pokazuje, jak nasz naród zareagował na grę ich rodaków. W końcu podopieczni Michała Probierza nie zdołali awansować na Euro 2024, bo lepsi w grupie okazali się Albańczycy i Czesi.
Czeka ich teraz rywalizacja w barażach, ale nie brakuje głosów, że i one zakończą się niepowodzeniem. W półfinale Biało-Czerwoni zmierzą się z Estonią, natomiast w przypadku zwycięstwa o miejsce na Euro 2024 zagrają z Walią lub Finlandią.
Przeczytaj także:
"Ma wszystko". Kolejny Polak w Juventusie