FC Barcelona przegrała hiszpański klasyk, choć do przerwy wygrywała 1:0 po golu Ilkaya Gundogana. I było to zasłużone prowadzenie mistrza Hiszpanii. Real długo był zdecydowanie słabszy od gospodarzy.
Po przerwie jednak Królewscy zaprezentowali zupełnie inne oblicze, a po raz kolejny błysnął Jude Bellingham. Najlepszy w tym sezonie piłkarz świata najpierw wyrównał kapitalnym uderzeniem z dystansu, a w doliczonym czasie gry pokonał Marca-Andre ter Stegena sytuacyjnym strzałem z kilku metrów.
- To niezasłużone zwycięstwo Realu - Robert Lewandowski przed kamerą Eleven Sports 1 nie owijał w bawełnę. - Boli ta porażka. Już nie mówię o tej drugiej bramce i o sposobie, w jaki wpadła... Walczymy, nie poddamy się. Liga jest długa. Ostatnie tygodnie były dla nas bardzo trudne. Nie było dużo opcji na zmiany, na odpoczynek. Widać było w ostatnich minutach, że tego "paliwa" trochę brakowało - stwierdził "Lewy" w rozmowie z Mateuszem Święcickim.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: bramkarz tylko patrzył, jak leci piłka. Co za gol!
Co zdaniem Polaka zadecydowało o tym, że Realowi udało się odwrócić losy spotkania? - Myślę, że w drugiej połowie, po 10-15 minutach, za bardzo się cofnęliśmy. Był taki moment, w którym Real próbował rozgrywać i kreować sytuacje. Wyrównująca bramka ich pobudziła, mecz zrobił się otwarty. Ostatnio cios zadał jednak Real. Czujemy niedosyt. Trochę to boli, ale mam nadzieję, że szybko się otrząśniemy.
Bohaterem hitu 11. kolejki La Ligi był oczywiście Bellingham. Mało kto zaczyna przygodę z El Clasico od dubletu. Co o rewelacyjnym 20-latku sądzi Lewandowski? Widać, że wszystko już "siedzi". Jest w świetnej formie. To wielki talent, z wielkim potencjałem. To, jak wszedł do Realu, to dla niego super sprawa. Pewnie nikt się tego nie spodziewał. Strzela jak na zawołanie, choć nie jest napastnikiem. Szczęście mu dopisało przy drugiej bramce, ale szczęściu trzeba pomóc. Pokazuje wiele dobrego.
Sam "Lewy" na boisku pojawił się dopiero po godzinie. To efekt długiej przerwy w treningach spowodowanej urazem stawu skokowego, którego doznał 4 października w meczu Ligi Mistrzów z FC Porto (1:0). Hiszpańskie media w piątek zapowiadały, że Lewandowski może zagrać od początku, ale rzeczywistość okazała się inna.
- Robiłem wszystko, żeby czuć się na tyle, żebym mógł zagrać. Od strony medycznej nie było przeciwskazań. Bólu żadnego nie czułem. Miałem za mało treningów z drużyną, tylko jeden - to dlatego po trzech tygodniach przerwy starczyło mi sił tylko na 30 minut. Wykonałem dużą pracę, by być gotowym teraz, a nie za parę dni. Ale tych treningów miałem za mało - wyjaśnił Lewandowski.