Jeszcze niedawno wszystko wskazywało na to, że Sebastian Szymański pozostanie w Feyenoordzie Rotterdam.
Znów na zasadzie wypożyczenia z Dinamo Moskwa, z którym Polak ma kontrakt do lata 2026. Ale jak to w piłce bywa, być może nastąpił efekt domina.
Fenerbahce Stambuł sprzedał bowiem do Realu Madryt swój największy talent, Ardę Gulera i wpadł na pomysł, żeby zastąpić go właśnie Szymańskim.
Początkowo w mediach zaczęła krążyć kwota 20 mln euro, ale to nierealne, bo właśnie za tyle Turcy sprzedali Gulera Hiszpanom. Trudno więc przypuszczać, że tyle samo wyłożą za starszego o kilka lat Polaka.
Skąd więc zatem 20 mln euro? Jak się wydaje, była to kwota rzucona przez Rosjan. Tak, żeby mieli z czego schodzić w negocjacjach. Z naszych informacji wynika natomiast, że Turcy mogliby dojść ze swoją ofertą za Polaka do około 12 mln euro.
Legia czeka i liczy
Całą sytuację z ciekawością obserwują w Legii Warszawa. Dlaczego? Ano dlatego, że przy transferze Szymańskiego do Rosji za około 5,5 mln euro Legia zapewniła sobie solidny procent od kolejnego transferu. A precyzując, od różnicy między tym, co zapłacili Legii Rosjanie, a co ewentualnie dostaną za Szymańskiego w przyszłości.
Już wtedy, na gorąco, przy okazji tego transferu słyszeliśmy, że to 15 proc. dla polskiego klubu. A zatem: jeśli Legia dostała wtedy 5,5 mln euro, a Dinamo sprzedałoby Szymańskiego za 12 mln euro, to polski klub mógłby liczyć na prawie milion euro.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Vinicius Jr zmienia dyscyplinę? Ależ zabawa!
Czy Rosjanie zapłacą?
Tu dochodzimy jednak do kluczowej kwestii, która zaczęła niepokoić kibiców Legii. Jeśli nawet Rosjanie sprzedadzą Polaka, to czy należne Legii pieniądze będą do wyegzekwowania? W końcu trwa wojna, przez którą rosyjska kadra i tamtejsze zespoły wyleciały z rywalizacji w Europie.
WP SportoweFakty przyjrzały się tej sprawie. I co się okazuje? Z tego co słyszymy, pieniądze dla Legii byłyby jak najbardziej realne, to znaczy do uzyskania. Nie jest bowiem tak, że wykluczenie rosyjskich drużyn z międzynarodowych rozgrywek skutkuje całkowitym brakiem kontroli organizacji piłkarskich nad tym co się tam dzieje.
30 dni na zapłatę
Po pierwsze, przepisy stanowią, że klub ma 30 dni na wywiązanie się ze swoich zobowiązań po transferze. Czyli Dinamo Moskwa maksymalnie miesiąc po sprzedaniu Szymańskiego powinno przelać ustalony wcześniej procent Legii. I to kończyłoby sprawę.
Ale co jeśli Rosjanie uchylaliby się od płatności? Wtedy poszkodowany klub (w tym przypadku Legia) kieruje sprawę do FIFA Football Tribunal. Jeśli ten organ przyzna rację wnioskującemu, to wtedy nakazuje wypłatę należnych pieniędzy.
A uchylanie się od zapłaty ma określone konsekwencje. Wtedy FIFA zakazuje klubowi zalegającemu rejestracji nowych piłkarzy. Czyli, wchodzi tak zwany zakaz transferowy.
System byłby dla klubu zablokowany
Dotyczyłoby to wszystkich piłkarzy, i rosyjskich, i zagranicznych. Bo jest bardzo mało prawdopodobne, że rosyjska federacja nie wykonywałaby poleceń FIFA w tym aspekcie. A jeśli nawet tak by się stało (jeszcze raz, to mało realne), to Dinamo nie mogłoby zarejestrować żadnego gracza zza granicy.
Po zakazie (oczywiście jego uzyskanie trochę by potrwało, kwestia miesięcy) rosyjski klub miałby zablokowaną możliwość działania w systemie FIFA TMS, a tylko tam można rejestrować międzynarodowe transfery.
Nie jest tak, że przez zawirowania związane z wojną nie można odzyskać pieniędzy od Rosjan. Jak przedstawiliśmy wyżej, są konkretne narzędzia, które sprawiłyby, że to co należne, ostatecznie trafiłoby do Legii.
Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty