Choć wszyscy się tego spodziewali, to jednak słowa Christophe'a Galtiera, trenera PSG, błyskawicznie poniosły się po całym świecie. Bo po raz pierwszy ktoś oficjalnie powiedział, że Lionel Messi opuszcza klub ze stolicy Francji.
Sobotni mecz z Clermont będzie więc końcem pewnego rozdziału, ale piłkarski świat bardziej ekscytuje się znalezieniem odpowiedzi na pytanie, jaki będzie kolejny.
Przed klanem Messich (jego karierą zarządza ojciec Jorge) naprawdę niełatwa decyzja. Bo gdyby brali pod uwagę tylko finanse, wybór byłby prosty: na stole od kilku tygodni jest oferta z Al-Hilal, klubu z Arabii Saudyjskiej, który jest gotów płacić mistrzowi świata 400 mln euro netto rocznie. Do tego Messi dysponowałby prawami do wizerunku.
ZOBACZ WIDEO:Polak talizmanem Barcelony. "To dobry złodziej"
A że Arabowie proponują kontrakt na dwa lata, to oznacza, że jego całkowita wartość oscyluje wokół miliarda euro (800 mln pensji plus wartość wspomnianych praw do wizerunku). Byłaby to więc najwyższa umowa w historii sportu, bez podziału na dyscypliny.
Arabom nie chodzi tylko o ligę
Dlaczego Saudyjczykom aż tak zależy na ściągnięciu Messiego? Po pierwsze, w ich lidze gra już Cristiano Ronaldo i marzy im się, aby odwieczną rywalizację tych dwóch geniuszy przenieść właśnie na saudyjskie boiska. Po drugie, obaj piłkarze mieliby też swoim wizerunkiem wspierać starania Saudyjczyków o organizację mistrzostw świata 2030. Po trzecie wreszcie, to częściowo tak zwany sportwashing. Stosują go kraje niekoniecznie kojarzące się z demokracją, które przez sport próbują się uwiarygodnić w oczach innych.
Arabowie chcą więc (z różnych powodów) Leo ozłocić, ale ten kręci nosem. Powód? Dla piłkarskich kibiców oczywisty: poziom ligi saudyjskiej jest kiepski, a rodzinie Argentyńczyka, przez lata przyzwyczajonej do mieszkania w takich miastach jak Barcelona czy Paryż, nie uśmiecha się życie w takim kraju jak Arabia Saudyjska.
David Beckham wchodzi do gry
Te wątpliwości próbują wykorzystać Amerykanie. Inter Miami, klub zarządzany przez słynnego Davida Beckhama, od dawna "chodzi" za Messim i właśnie złożył mu ofertę. Tu też nie chodzi o drobne: bo na stole Messich wylądował czteroletni kontrakt, po 50 mln dolarów za sezon. W tym przypadku i sportowo, i pozasportowo wygląda to już lepiej. Bo poziom MLS jest całkiem niezły, a poza tym Messi ma w Miami dom. Czułby się więc jak u siebie.
Ale Messi znów kręci nosem. Dlaczego? Bo mówiąc o jego domie, to ten najprawdziwszy znajduje się w Barcelonie. I to jest tak naprawdę opcja, na którą najbardziej czeka Leo. Wszystkie wiarygodne źródła były ostatnio zgodne: Messi chce wrócić, ale to Barcelona musi ten powrót umożliwić.
O co chodzi? Wiadomo – o pieniądze. Klub ze stolicy Katalonii wciąż ma kłopoty finansowe i żeby pozyskać Messiego musi zaoszczędzić około 200 mln euro. Część środków uda się pozyskać przez odejście po tym sezonie świetnie opłacanych Busquetsa i Alby, a część ze sprzedaży piłkarzy (najmocniej wypychany jest Ansu Fati, choć sam piłkarz rozpaczliwie broni się przed odejściem).
Lewandowski też czeka
Barcelona walczy z czasem, a przede wszystkim z… władzami ligi hiszpańskiej, które pilnują, aby kluby nie żyły ponad stan (jak to do niedawna bywało). Duma Katalonii złożyła już plan ekonomiczny, jak chce sfinansować pozyskanie Messiego, i we wtorek ma dostać ostateczną odpowiedź, czy został zaakceptowany. Na tę decyzję czekają wszyscy kibice Barcelony, ale i Robert Lewandowski. Bo gdy WP SportoweFakty zapytały Roberta ostatnio, czy chciałby powrotu Messiego, to odpowiedź kapitana kadry była jasna. Wywiad można przeczytać TUTAJ.
A wracając do samego Leo. Jeśli La Liga da zielone światło, to będziemy świadkami (być może) najbardziej spektakularnego powrotu do klubu w historii sportu. A Messi przy okazji spełni jeszcze jeden cel: Argentyńczyk wciąż chce grać w Lidze Mistrzów, a tego nie dadzą mu ani Arabowie, ani Amerykanie.
Rodzina chce szybkiej decyzji
I choć znaków zapytania w tej historii wciąż jest sporo, to jedno jest pewne: to nie będzie trwający tygodnie "tasiemiec". Bo rodzina Messich chce szybko wiedzieć na czym stoi. Nieoficjalnie można usłyszeć, że ojciec piłkarza zgodził się dać Barcelonie te kilka dodatkowych dni na "ogarnięcie" tematu, ale nie więcej. I teraz cała społeczność kibicowska tego klubu modli się, aby plan pozyskania idola został zaakceptowany przez ligę.
A jak nie? Niektórzy twierdzą, że wtedy pomocną dłoń podadzą Barcelonie… Amerykanie. Bo po cichu mówi się, że może dojść do jeszcze jednej kombinacji: Messi podpisze kontrakt z Interem Miami i natychmiast zostanie wypożyczony na 18 miesięcy do Barcelony. To też ciekawa opcja, ale na tym etapie niepewna. Pewne jest natomiast, że w najbliższych dniach piłkarski świat wstrzyma oddech, oczekując na ostateczne decyzje w sprawie Argentyńczyka.
Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty
Dublował Messiego. Teraz mówi jak zakończyłaby się współpraca Leo z Robertem
Były prezes Barcelony dla WP: Czy Messi mógłby grać z Lewandowskim? To jasne!