Sędziowski raport portalu SportoweFakty.pl po 10. kolejce ekstraklasy

To nie była dobra kolejka dla sędziów w naszej ekstraklasie. Panowie z gwizdkami aż czterokrotnie znacząco mylili się w kwestii rzutów karnych, w tym podczas szlagierowego pojedynku Wisły Kraków z Lechem Poznań. W tej nieciekawej sytuacji warto jednak odnotować postawę pana Włodzimierza Bartosa, który za swoją pomyłkę w meczu Polonii z Odrą przeprosił. Warto, aby inni brali z niego przykład, bo pomylić się jest rzeczą ludzką, ale pójście w zaparte mimo oczywistych faktów, to już zwykła głupota.

W tym artykule dowiesz się o:

Skoro do tablicy wywołany został już sędzia z Łodzi, warto opowiedzieć o całej sytuacji z pojedynku przy Konwiktorskiej. Wszystko działo się 88. minucie pojedynku przy jednobramkowym prowadzeniu Czarnych Koszul, gdy w pole karne gospodarzy wbiegł jeden z wodzisławian i upadł po wejściu Piotra Dziewickiego. Wszyscy na stadionie widzieli, że zagranie byłego piłkarza Amiki było idealnie czyste, ale mimo to arbiter podyktował jedenastkę, do której podszedł Jacek Kowalczyk. Sprawiedliwości stało się jednak za dość, bo uderzenie obrońcy Odry obronił Sebastian Przyrowski. Można pół żartem stwierdzić, że nic się nie stało, bo w końcu Polonia i tak wygrała, ale co by było gdyby były zawodnik Wisły wytrzymał próbę nerwów z samej końcówki pojedynku?

Mniej szczęścia mieli natomiast gracze Korony Kielce, którym opatrzność aż tak nie sprzyjała. Nie ma co ukrywać, że gospodarze zostali skrzywdzeni decyzją Pawła Gila, który podobnie jak kolega po fachu, postanowił w ostatnich minutach spotkania podyktować rzut karny po faulu Pauliusa Paknysa na szarżującym piłkarzu Arki Gdynia. Wszystko niby by się zgadzało, bo faul rzeczywiście był, a sprawca z drugą żółtą kartką powędrował pod wcześniejszy prysznic. Problemem jest jednak fakt, że przewinienie zostało popełnione przed linią 16 metrów, więc gościom należał się rzut wolny, a nie karny. O tym o ile trudniej strzelić gola z tego pierwszego nie trzeba nikogo przekonywać. Tymczasem piłka ustawiona została na wapnie, a Adrian Mrowiec wykorzystał prezent od sędziego głównego, dla którego była to już trzecia jedenastka podyktowana w tym sezonie. Jak na "szeryfa" ekstraklasy przystało, pokazał też pięć żółtych kartek, z których trzy powędrowały do gospodarzy.

Kolejnym arbitrem, który źle ocenił sytuację w najbliższym sąsiedztwie bramki jest Marcin Borski, prowadzący hit kolejki, czyli Lech - Wisła. Poznaniacy wygrali to spotkania 1:0, ale gdyby w pierwszej połowie arbiter z Warszawy w odpowiedni sposób użył gwizdka, na stadionie we Wronkach wszystko mogłoby się potoczyć inaczej. Otóż po jednej z wrzutek z lewego skrzydła, do dobrze zgranej przez partnera piłki miał szansę dojść już w obrębie szesnastki Patryk Małecki. Gdyby napastnik mistrzów Polski dopadł do futbolówki, znalazłby się w idealnej sytuacji do otworzenia wyniku spotkania. Do tego jednak nie doszło, bo wbiegającego w pole karne młodzieżowego reprezentanta naszego kraju bezczelnie popchnął Grzegorz Wojtkowiak i udział wychowanka Wigier Suwałki w tej akcji zakończył się na upadku i złości na arbitra. Nie dość, że faul wracającego do zdrowia obrońcy Lecha zapewne uratował gospodarzy przed utratą gola, to dodatkowo gapiostwu arbitra zawdzięczają oni także to, że były kadrowicz nie otrzymał przynajmniej żółtej kartki. Sam sędzia Borski dość często sięgał jednak do kieszonki i w sumie upomniał w ten sposób trzech zawodników poznańskiej drużyny i dwóch Wiślaków. Ukarany został też trener Białej Gwiazdy, Maciej Skorża, który za zbyt impulsywne komentowanie decyzji arbitra, zwłaszcza omawianej sytuacji z Małeckim, został przed rozpoczęciem drugiej połowy odesłany na trybuny.

Wątpliwości można mieć też co do decyzji Adama Lyczmańskiego, który w jednej z sytuacji w trakcie pierwszej połowy pojedynku Ruchu z Lechią nie zauważył w polu karnym zagrania ręką jednego z gdańszczan. Na szczęście i bez pomocy arbitra z Bydgoszczy Niebiescy potrafili zwyciężyć, chociaż gdyby nie ta pomyłka, ich wygrana mogłaby być bardziej okazała. Sam pan Lyczmański nie był zresztą zbyt aktywny w trakcie tych zawodów, bo zaledwie raz pokazał żółty kartonik, a wyróżniony w ten sposób został Krzysztof Bąk.

Nie popisał się też nasz eksportowy sędzia z Białegostoku, czyli Hubert Siejewicz, który w Gliwicach prowadził mecz miejscowego Piasta z Legią. Tym razem nie będziemy jednak zarzucać arbitrowi pomyłki przy ocenia starcia w polu karny, ale zły werdykt co do pozycji spalonej i w efekcie uznanie gola zdobytego w nieprzepisowy sposób. Bramkę dla gospodarzy zdobył wprawdzie Paweł Gamla, który w momencie podania znajdował się przed obrońcami, ale uwagę Jana Muchy absorbował także Sebastian Olszar będący już wyraźnie za plecami defensywy. Przepisy mówią wyraźnie, że w takich okolicznościach należy przerwać akcję. Pan Siejewicz owszem zagwizdał, ale zamiast przyznać rzut wolny Wojskowym, nakazał im wznowić grę od środka boiska i zaliczył trafienie dla Piasta.

Poza wspomnianym już Paknysem jeszcze jeden zawodnik szybciej musiał opuścić plac gry. Tradycyjnie był to już piłkarz Śląska, którego gracze raz za razem sami wykluczają się z udziału w meczu. Tym razem uczynił to Krzysztof Ulatowski, który bezmyślnie zachował się w środku pola niedługo po rozpoczęciu drugiej połowy, za co Sebastian Jarzębak słusznie pokazał mu drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę.

Tylko na dwóch stadionach sędziowie ograniczyli się do standardowego pokazywania kartoników. Więcej pracy miał Piotr Siedlecki z Warszawy, który na Dialog Arena czterokrotnie kartkami musiał temperować zawodników obu ekip. O wiele mniej widoczny był Marcin Szulc z Warszawy prowadzący spotkanie Cracovii z Polonią, w którym to jedynym ukaranym graczem został Dariusz Pawlusiński.

Ogólnie była to bardzo ciekawa pod względem sędziowskim kolejka. W sumie 30 razy pokazywane były żółte kartki, z tym że w dwóch przypadkach była to już druga kara indywidualna danego piłkarza i w efekcie oglądał on czerwony kartonik. Daje to średnią 3,75 kartki na mecz, co stanowi wzrost w stosunku do poprzednich kolejek. W tym tygodniu arbitrzy podyktowali dwa rzuty karne, choć oba niesłusznie. Najwięcej pracy miał w Kielcach najbardziej surowy ze wszystkich rozjemców, Paweł Gil, który siedmiokrotnie sięgał do kieszonki, w tym dwukrotnie by ukarać Paknysa i ostatecznie wyrzucić go z boiska. Dodatkowo przyznał gościom jedenastkę. Najłagodniejsi byli Adam Lyczmański i Marcin Szulc, którzy pokazali tylko po jednym upomnieniu.

Piotr Siedlecki (Warszawa): 4 żółte kartki - 2 gospodarze, 2 goście. Zagłębie Lubin - Jagiellonia Białystok 0:0

Marcin Borski (Warszawa): 5 żółtych kartek - 3 gospodarze, 2 goście. Lech Poznań - Wisła Kraków 1:0

Paweł Gil (Lublin): 6 żółtych kartek - 3 gospodarze, 3 goście /2 dla Paknysa - czerwona/; 1 rzut karny. Korona Kielce - Arka Gdynia 1:2

Hubert Siejewicz (Białystok): 5 żółtych kartek - 2 gospodarze, 3 goście. Piast Gliwice - Legia Warszawa 1:1

Włodzimierz Bartos (Łódź): 3 żółte kartki - 1 gospodarze, 2 goście; 1 rzut karny. Polonia Warszawa - Odra Wodzisław 2:1

Sebastian Jarzębak (Bytom): 5 żółtych kartek - 1 gospodarze, 4 goście /2 dla Ulatowskiego - czerwona/. GKS Bełchatów - Śląsk Wrocław 2:0

Adam Lyczmański (Bydgoszcz): 1 żółta kartka - 0 gospodarze, 1 goście. Ruch Chorzów - Lechia Gdańsk 1:0

Marcin Szulc (Warszawa): 1 żółta kartka - 1 gospodarze, 0 goście. Cracovia Kraków - Polonia Bytom 1:2

Szeryf Ekstraklasy (czołówka)

LpSędziaŻKCzKŚredniaMeczePktRz.karne
1 Paweł Gil (Lublin) 33 4 3,3 10 46 3
2 Marcin Borski (Warszawa) 32 1 4 8 35 0
3 Hubert Siejewicz (Białystok) 30 0 3,75 8 30 0
4 Robert Małek (Zabrze) 23 1 3,83 6 26 1
5 Kenji Ogiya (Japonia) 17 1 5,66 3 20 1
6 Dawid Piasecki (Słupsk) 19 0 4,75 4 19 0
7 Tomasz Mikulski (Lublin) 17 0 4,25 4 17 0
7 Piotr Siedlecki (Warszawa) 14 1 3,5 4 17 0
Źródło artykułu: