Juergen Klopp nie mógł uwierzyć. Robert Lewandowski w dziecinny sposób radził sobie z obroną Realu Madryt - takie tuzy jak Sergio Ramos czy Raphael Varane - miały problem z zatrzymaniem Polaka. Szkoleniowiec Królewskich się wściekał. Jose Mourinho wymagał od swoich defensorów jeszcze większego zaangażowania w starciach z "Lewym", więcej fauli. Nie pomogło.
Real musiał się nim zainteresować
Lewandowski trafił do siatki Królewskich cztery razy. Wciąż jest jedynym piłkarzem w historii, który na etapie półfinału Ligi Mistrzów strzelił cztery bramki takiej firmie jak Real Madryt. W tych bramkach nie było przypadku.
Polski napastnik pokazał przede wszystkim doskonałe wyczucie w polu karnym, a gdy trzeba było, to wykonał jeszcze "jedenastkę" i dobił rywala. Przed rewanżem w Madrycie Borussia Dortmund miała trzybramkową zaliczkę, wygrywając 4:1.
ZOBACZ WIDEO: To kryzys Roberta Lewandowskiego. "Nie ma już czego ukrywać"
- To był niebywały występ Roberta. Polak zwrócił na siebie uwagę Realu Madryt. To był jednak dopiero początek. Wtedy po raz pierwszy kibice na całym świecie uświadomili sobie, co potrafi - podkreśla w rozmowie z WP SportoweFakty Dariusz Szpakowski, który komentował tamto spotkanie na antenie TVP.
- Robert później się rozwinął, odszedł z Borussii i miał wiele wspaniałych momentów w Bayernie, zdobywał sporo goli, wygrywał trofea. To sprawiło, że otrzymywał najważniejsze indywidualne nagrody poza Złotą Piłką. Nie wiem jednak, czy rozpatrywałbym go w kategorii zawodnika z tej samej półki co Messi, czy Ronaldo. Trudno to jednoznacznie ocenić, bo to są piłkarze innego typu - dodał Szpakowski.
Ciekawe wydarzenie miało miejsce tuż po pojedynku Borussii z Realem. Kulisy odsłonił nam Cezary Kucharski. Dortmundczycy chcieli bowiem pomóc w transferze Polaka właśnie do ekipy Królewskich.
- Prezes Watzke zainicjował po meczu spotkanie w szatni z prezydentem Realu Madryt Florentino Perezem. Wtedy sporo osób zaczęło pisać o zainteresowaniu Realu. To wydarzenie było najbardziej eksponowane. Borussia zrobiła to celowo. Dortmund wiedział, że mamy porozumienie z Bayernem. Działacze Borussii robili wszystko, by Lewandowski nie trafił do największego krajowego rywala - mówi nam były agent Roberta Lewandowskiego.
Wiedzieli, że chcą do Bayernu
Kwiecień 2013 roku to czas, w którym Robert Lewandowski wiedział, gdzie chce kontynuować swoją karierę. Być może już tamtego lata zmieniłby klub, ale wówczas rozpoczęły się komplikacje.
- W tym okresie było już wiadomo na sto procent, że Robert trafi do Bayernu. Mogło to się nawet stać jeszcze w 2013 roku, ale Bayern zrobił błąd. Najpierw aktywował klauzulę wykupu Mario Goetze i porozumiał się z nim w sprawie kontaktu. To wzburzyło władze Borussii, które napięły się, aby za wszelką cenę zatrzymać Lewandowskiego. Nie było to racjonalne pod względem biznesowym, bo Robert rok później odszedł za darmo - podkreśla Kucharski.
- Presja w całym Dortmundzie - również wśród kibiców - była spora. Borussii groziła rysa wizerunkowa w wyścigu z Bayernem. Zatrzymali więc Roberta siłą, by nie stracić dwóch bardzo ważnych graczy. Pewnie Bawarczycy mogli zaproponować za Roberta więcej niż 40 mln euro, Borussia by się zgodziła, a później Bayern powinien aktywować klauzulę wykupu Goetze. Odwrócił jednak kolejność i nie było dwóch transferów w tym samym okienku - dodaje Kucharski.
Temat, który poruszył Dortmund
Obok Kucharskiego również Szpakowski zgodnie podkreśla, że temat odejścia Mario Goetze do największego rywala, mocno poruszył kibiców z Dortmundu. Lewandowski pojawił się wtedy w cieniu, choć w dzień spotkania z Realem jeden z hiszpańskich dziennikarzy informował, że również Polak jest dogadany z Bayernem.
- Przejście Goetze do Bayernu było największym zaskoczeniem. To o tym głównie mówiło się w Niemczech przed spotkaniem Borussii z Realem. Na Roberta prawie nikt nie zwracał uwagi. Wtedy jednak zdolności psychologiczne pokazał Juergen Klopp, który zwrócił się do wzburzonych kibiców. Powiedział wprost: "chętnych na bilety jest mnóstwo, więc kto nie chce przyjść na stadion, to nie musi tego robić". Pamiętam, że temat ucięto szybko, a później Borussia pokazała klasę na boisku - podkreśla Szpakowski.
Słynny komentator jest dumny, że w tak ważnym spotkaniu Lewandowski przyćmił na boisku pozostałych piłkarzy. Po meczu mówiło się już głównie tylko o wyczynie polskiego napastnika.
Gole Lewandowskiego:
- To była niezapomniana noc. Po takich wyczynach Roberta trudno było zasnąć. My jako komentatorzy byliśmy pod wrażeniem, ale także wszyscy kibice zgromadzeni na stadionie w Dortmundzie. Miałem tę satysfakcję, że Polak praktycznie w pojedynkę poradził sobie z Realem Madryt, czyli najbardziej utytułowanym klubem w europejskich pucharach. To był występ, do którego będzie się wracać zawsze - ocenia Szpakowski.
Nigdy nie przeniósł się do Madrytu
Real po pamiętnym meczu nie zapomniał o polskim napastniku. Ostatecznie jednak obóz "Lewego" nie zdecydował się na zmianę strategii. W 2014 roku zgodnie z planem Lewandowski przeszedł do Bayernu Monachium. Później jeszcze w czasach gry dla bawarskiego zespołu Królewscy mieli zakusy na naszego piłkarza. Do transferu nigdy nie doszło.
- Real próbował ściągnąć Roberta kilka razy. Wiadomo, że po meczu, w którym strzelił cztery gole, przykuł uwagę Królewskich, ale wtedy to bardziej Borussia chciała, by tam powędrował. Oczywiście w Realu raczej Robert nie miał zastąpić Benzemy, lecz po prostu być jego zmiennikiem. To nie wchodziło w grę. Taki klub jak Real działa na wyobraźnię, ale moim zdaniem lepiej być nr 1 w Bayernie niż piłkarzem nr 12 w Realu - ocenia Kucharski.
Życie ułożyło się w taki sposób, że teraz Lewandowski gra przeciwko Realowi w ligowych klasykach, będąc graczem FC Barcelony.
24 kwietnia 2013 roku na zawsze przeszedł do historii polskiego i światowego futbolu. Być może tę datę trzeba uznawać jako początek budowania własnego pomnika w piłce nożnej przez Roberta Lewandowskiego. Polak może jedynie żałować, że Borussia Dortmund nie wygrała wówczas Ligi Mistrzów. Jednak co się odwlecze, to nie uciecze. "Lewy" wygrał najważniejsze klubowe trofeum w Europie w 2020 roku.
Dawid Franek, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
"Eh Lewy". Wszyscy mówią tylko o tym
Kalidou Koulibaly wróci do Włoch? Gigant zainteresowany obrońcą