Zaczęło się bardzo źle, bo już w 4. minucie, w dość kuriozalnych okolicznościach "Viola" objęła prowadzenie. Po strzale z dystansu Nicolasa Gonzaleza gospodarzy uratował słupek i pewnie nie skończyłoby się to skuteczną dobitką Arthura Cabrala, gdyby nie pech Filipa Bednarka. Bramkarz Lecha nie widział piłki i zbyt dużo czasu stracił na odzyskanie orientacji, w efekcie przy drugiej próbie nie zdążył z interwencją.
Włosi szybko zyskali przewagę, która postawiła ich w komfortowej sytuacji. Uspokoili grę, nieco zdjęli nogę z gazu i czekali na błąd rywala. Poznaniacy natomiast potrzebowali trochę czasu, żeby złapać właściwy rytm i zacząć stwarzać jakiekolwiek zagrożenie.
Przełomowa w pierwszej połowie - przynajmniej tak się wtedy wydawało - była 20. minuta. To wtedy mogło być nawet 0:2, a zrobiło się 1:1! Josip Brekalo huknął w słupek, "Kolejorz" odpowiedział natychmiast i po zgraniu Mikaela Ishaka, świetnym płaskim strzałem wyrównał Kristoffer Velde. Większość kibiców na stadionie tego gola nie widziała, bo stali plecami do boiska, wykonując słynny już gest "Let's do the Poznań".
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Niecodzienne ogłoszenie szczęśliwej nowiny
Po odrobieniu strat mistrz Polski poczuł się pewniej i obraz gry zaczął wyglądać całkiem optymistycznie. Niestety w końcówce pierwszej części wszystko się posypało przez błąd Bednarka. O ile przy golu na początku, bramkarz Lecha mógł narzekać głównie na brak szczęścia, to w 41. minucie wyraźnie się spóźnił. Główka Gonzaleza była dość lekka, mimo to piłka wpadła do siatki i na trybunach nastała cisza.
W derbach z Wartą (2:0) Bednarek bronił wyśmienicie i miał olbrzymi wkład w zwycięstwo, jednak w pucharowym, poważniejszym egzaminie tak nieomylny już nie był.
O drugiej połowie w wykonaniu "Kolejorza" niestety nie da się powiedzieć nic dobrego. Podbudowana prowadzeniem "Viola" całkowicie kontrolowała wydarzenia na boisku, a lechici stracili animusz. Słabo funkcjonowała defensywa, na co bez wątpienia miała wpływ absencja Bartosza Salamona, który w czwartek, na kilka godzin przed spotkaniem, został zawieszony w związku z wykryciem w jego organizmie zabronionych substancji.
Na środku obrony awaryjnie musiał wystąpić Lubomir Satka i choć indywidualnych błędów nie popełnił, to ostatnia linia mistrza Polski jako całość funkcjonowała po prostu źle.
Włosi to bezlitośnie wykorzystali, zdobywając dwa gole w zaledwie pięć minut. Na 1:3 technicznym strzałem z 15 metrów trafił Giacomo Bonaventura, zaś czwartą bramkę dla gości zdobył Jonathan Ikone, który spożytkował bierną postawę obrońców, podbiegł z piłką pod linię pola karnego i uderzył przy słupku. Bednarek był bezradny, a sam gol wyglądał jak zdobyty na treningu.
Przykro się to oglądało, zwłaszcza że tegoroczna pucharowa przygoda Lecha była piękna i dostarczyła jego kibicom wielu niezapomnianych wrażeń. W czwartek jednak mistrz Polski wpadł na rywala mocnego, pewnego siebie i przede wszystkim bardzo konkretnego. Przed rewanżem we Florencji nadziei na awans nie ma praktycznie żadnych.
Lech Poznań - ACF Fiorentina 1:4 (1:2)
0:1 - Arthur Cabral 4'
1:1 - Kristoffer Velde 20'
1:2 - Nicolas Gonzalez 41'
1:3 - Giacomo Bonaventura 58'
1:4 - Jonathan Ikone 63'
Składy:
Lech Poznań: Filip Bednarek - Pedro Rebocho, Lubomir Satka, Antonio Milić, Joel Pereira, Nika Kwekweskiri (75' Afonso Sousa), Jesper Karlstrom, Michał Skóraś (75' Adriel Ba Loua), Filip Marchwiński, Kristoffer Velde, Mikael Ishak (75' Artur Sobiech).
ACF Fiorentina: Pietro Terracciano - Dodo, Nikola Milenković, Luca Ranieri, Cristiano Biraghi, Giacomo Bonaventura (78' Gaetano Castrovilli), Sofyan Amrabat, Rolando Mandragora (85' Antonin Barak), Nicolas Gonzalez (50' Jonathan Ikone), Arthur Cabral (78' Luka Jović), Josip Brekalo (85' Riccardo Sottil).
Żółta kartka: Luca Ranieri (ACF Fiorentina).
Sędzia: Irfan Peljto (Bośnia i Hercegowina).
Widzów: 40 813.
Czytaj także:
Ważna decyzja dla Warty Poznań. Są pieniądze na rozbudowę infrastruktury
Są kluczowe daty na sezon 2023/2024. Wiemy kiedy startuje PKO Ekstraklasa