Powrót do La Liga po przerwie na mecze reprezentacji dla lidera FC Barcelony miał być spacerkiem. Sobotni rywal, po wcześniejszym El Clasico, miał być zaledwie przystankiem w drodze po wymarzony tytuł mistrza Hiszpanii.
Elche już jest pogodzone ze spadkiem, ale w rundzie rewanżowej prezentuje się lepiej niż w pierwszej części sezonu. W trzech ostatnich potyczkach drużyny zdobyła cztery punkty i liczyła na to, że będzie w stanie zaszkodzić Barcelonie.
Gospodarze zmotywowani weszli w mecz, zagrażali Marcowi-Andre ter Stegenowi, ale Niemiec nie musiał się zbytnio obawiać.
ZOBACZ WIDEO: Idą zmiany. "Santos nie będzie chciał się cofnąć"
Od początku z uwagą obserwowano poczynania Roberta Lewandowskiego. Polak ostatnio częściej zawodził, miewał jedynie przebłyski. W sobotę początkowo dużo lepiej wszystko nie wyglądało, ale notę "Lewego" poprawiły wydarzenia z 20. minuty. Później było już łatwiej.
W zamieszaniu Polak dopadł do piłki. Skiksował, piłka kopnięta prawą nogą odbiła się od lewej i przelobowała obrońcę. Edgar Badia nie zdołał skutecznie interweniować. Była to pierwsza bramka Polaka w La Liga od 23 lutego, kiedy trafił w meczu z Cadizem. Później zdobył jeszcze gola z rzutu karnego na Old Trafford i strzelecko zamilkł.
W kolejnych minutach na boisku niewiele się działo. Gospodarze nie byli w stanie zbyt wiele zdziałać, z kolei Barcelona nie kwapiła się do zdecydowanego ataku. Mecz nie mógł się podobać. W końcówce 1. połowy wynik powinien podwyższyć Lewandowski, ale w dobrej sytuacji przestrzelił.
Po zmianie stron Barcelona nie pozwalała rywalom na wiele. Gracze Elche udowadniali, że ostatnia pozycja w La Liga to nie jest przypadek. Marzenia gospodarzy zgasły w 56. minucie. Wcześniej jednak doszło do kuriozalnej sytuacji. Sam naprzeciwko ter Stegena biegł Jose Angel Carmona, ale będąc już w polu karnym doznał urazu i przewrócił się. Chwilę później cieszyli się goście. Mierzonym uderzeniem tuż przy słupku z ok. 16 metrów popisał się Ansu Fati. Badia nie był w stanie sięgnąć piłki.
To nie był koniec. Grająca na coraz większym luzie Barcelona po kolejnych dziesięciu minutach podwyższyła wynik. Podawał Gavi, a Lewandowski wbiegł w pole karne i pomimo asysty dwóch obrońców uderzył obok bramkarza do siatki.
Po niespełna kwadransie przełamał się Ferran Torres. Tym razem Lewandowski zaliczył asystę, a zawodnik czekający na gola w La Liga od 23 października uderzył z 16 metrów tuż przy słupku.
Końcowe minuty to oczekiwanie na jeszcze jedno trafienie Roberta Lewandowskiego. Wówczas Polak zapisałby na swoim koncie pierwszy w historii La Liga hat trick. To jednak gospodarze byli aktywniejsi. Kilka razy zagrozili ter Stegenowi, ale Niemca nie pokonali. W 85. minucie bramkarz miał sporo szczęścia, kiedy piłka odbiła się od poprzeczki jego bramki.
Ostatecznie Barcelona wygrała czterema golami i ze spokojem może przygotowywać się do środowego rewanżu w półfinale Pucharu Króla z Realem Madryt. W La Liga sytuacja wydaje się już jasna. Tylko kataklizm mógłby odebrać drużynie Xaviego mistrzostwo kraju.
Elche CF - FC Barcelona 0:4 (0:1)
0:1 - Robert Lewandowski 20'
0:2 - Ansu Fati 56'
0:3 - Robert Lewandowski 66'
0:4 - Ferran Torres 70'
Składy:
Elche CF: Edgar Badia - Helibelton Palacios, Pedro Bigas, Lautaro Blanco (65' Nicolas Mercau) - Jose Angel Carmona (54' Raul Guti), Omar Mascarell, Carlos Clerc, Gerard Gumbau - Tete Morente (65' Josan), Fidel - Pere Milla (76' Ezequiel Ponce).
FC Barcelona: Marc-Andre ter Stegen - Jules Kounde, Eric Garcia, Ronald Araujo (77' Pablo Torre), Marcos Alonso - Gavi (68' Franck Kessie), Sergi Roberto, Jordi Alba - Ansu Fati (84' Aleix Garrido), Robert Lewandowski, Ferran Torres.
Żółte kartki: Gavi, Araujo, Lewandowski (Barcelona).
Sędzia: Carlos del Cerro Grande
Czytaj także:
Koszmar zawodnika Realu Madryt. Ledwo wrócił, a znowu jest kontuzjowany
Bez przełamania w La Liga. Rozczarowanie na początek kolejki