Kolejorz przegrywał w tym spotkaniu od 71. minuty i bramki Bartłomieja Pawłowskiego. Jednak po niecałych 120 sekundach wyrównał Filip Marchwiński, a po kolejnych pięciu minutach do widzewskiej bramki trafił Kristoffer Velde i to poznaniacy wywieźli z Łodzi trzy punkty (więcej o meczu przeczytasz TUTAJ).
- W czwartek zagraliśmy świetny mecz i awansowaliśmy do ćwierćfinału Ligi Konferencji Europy. Wiedzieliśmy jednak, że w niedzielę czekało nas bardzo ważne spotkanie z Widzewem. Ważne, ponieważ w tabeli jesteśmy blisko siebie, ale też dlatego, że do tej pory po starciach w europejskich pucharach w lidze nie szło nam zbyt dobrze - komentował na gorąco na konferencji prasowej John van den Brom.
- Musieliśmy być skoncentrowani na wyniku, bo wiedzieliśmy, jak to istotne. Widziałem duże emocje u każdego zawodnika, również u siebie. Wielu piłkarzy miało problemy fizyczne, natomiast byli w stanie wydobyć z siebie dodatkowe siły. Odwrócenie losów meczu dało im też dodatkowego kopa - dodał szkoleniowiec Lecha Poznań.
ZOBACZ WIDEO: Tego bramkarz się nie spodziewał. Co on zrobił?!
Trzeba jednak przyznać, że ekipie z Wielkopolski przez większość spotkania grało się trudno. Inicjatywę udało jej się przejąć dopiero w ostatnim kwadransie gry.
- W ostatnich piętnastu minutach, gdy wynik był korzystny, w pełni kontrolowaliśmy grę. Nie było to łatwe spotkanie, dlatego duże gratulacje dla moich graczy, również tych z ławki rezerwowych. Kibice stworzyli świetną atmosferę, każdy trener i piłkarz lubi takie mecze. Na koniec najważniejsze jest jednak to, że wygraliśmy - podsumował Holender.
Z kolei w szeregach Widzewa Łódź o zadowoleniu z rezultatu nie ma mowy. Szczególnie, że czerwono-biało-czerwoni jako pierwsi objęli prowadzenie.
- Czujemy się tak samo, jak wszyscy na stadionie - rozczarowani i źli. Podzieliłbym ten mecz na dwie części - kapitalne zawody do 72. minuty, do momentu zdobycia bramki. Byłem dumny, patrząc na mój zespół, który pracuje, odcina Lecha od wszystkich sytuacji i wytrąca mu argumenty. Tak samo było przez całą pierwszą połowę. W drugiej, choć Lech miał więcej z posiadania, to było bardzo dobre spotkanie w naszym wykonaniu. Nie możemy tego odbierać drużynie. Zapracowaliśmy i zasłużyliśmy na to, żeby zdobyć bramkę - podkreślił trener Janusz Niedźwiedź.
- Niestety, później stało się coś, co dzieje się, gdy gra się z jakościowym przeciwnikiem. Jedno dośrodkowanie, szybko stracony gol, później drugie i to samo. Nie odpowiedzieliśmy po pierwszej bramce, nie byliśmy w stanie wrócić do naszego grania. I to był tego efekt. Boli nas ta porażka, bo mamy z tyłu głowy, że do 72. minuty nasza gra była na bardzo wysokim poziomie. Mecz trwa jednak dziewięćdziesiąt minut. Ostatnie dwadzieścia zabrało nam to, na co pracowaliśmy przez większość czasu - dodał szef sztabu szkoleniowego beniaminka.
Niedźwiedź nie chciał wybrać "winowajcy" straconych bramek indywidualnie. Trener Widzewa był tu zdecydowanym dyplomatą.
- Nie będę publicznie oceniał graczy, my takie sprawy ustalimy w swoim gronie. Trochę czasu było, żeby tę sytuację uratować. Velde fantastycznie wyszedł w powietrze, widać u nich jakość. My musieliśmy się wznieść na wyżyny, ale nie udało się to do końca - powiedział.
Przerwę reprezentacyjną lechici spędzi na trzecim miejscu w tabeli PKO Ekstraklasy, zaś widzewiacy na szóstym. Oba zespoły kolejne mecze zagrają w niedzielę, 2 kwietnia. Poznaniacy u siebie z Pogonią Szczecin, zaś łodzianie na wyjeździe z Cracovią.