Nafciarze objęli prowadzenie w 40. minucie po golu Rafała Wolskiego, a wyrównał w szóstej minucie doliczonego czasu gry Jordi Sanchez. Płocczanie mogą więc mówić o straconej szansie na drugą wygraną z rzędu. Łodzianie zaś - o uratowanym jednym punkcie.
- Myślę, że końcówka osłodziła nam cały ten mecz. W pierwszej połowie mieliśmy kilka dobrych momentów, ale też kilka słabszych, decyzji, które nigdy nam się nie zdarzały. Po przerwie było podobnie. Przeprowadziliśmy parę ciekawych akcji, jednak nadal było dużo nerwowości. Nie tworzyliśmy zagrożenia, mimo że dochodziliśmy do pola karnego. Brakowało nam albo dośrodkowania, albo ostatniego podania. Zdecydowała ostatnia akcja, z której bardzo się cieszymy - mówił na pomeczowej konferencji prasowej Janusz Niedźwiedź, trener Widzewa Łódź.
Jego zespół nie wykreował zbyt wielu okazji bramkowych w tym meczu. Liczba celnych strzałów na bramkę Krzysztofa Kamińskiego wyniosła zaledwie 4.
- Nie mieliśmy tylu klarownych sytuacji nawet co z Wartą. Tu dochodziliśmy do "półsytuacji" - możliwości, które mogły otworzyć nam drogę do bramki. Wisła też miała jeszcze jedną czy dwie sytuacje, zwłaszcza gdy wychodzili dwóch na jednego. Podoba mi się, w jaki sposób płocczanie grają - jaka jest u nich wymienność pozycji. Widać dobrą pracę trenera Stano, którego znam jeszcze z poprzednich lat - podkreślił szkoleniowiec beniaminka.
ZOBACZ WIDEO: Kryzys "Lewego"? Tym żyje polska piłka - Z Pierwszej Piłki #33
Zdaniem Niedźwiedzia, w kilku sytuacjach widzewiakom przeszkodziła murawa na Stadionie im. Kazimierza Górskiego w Płocku. Była nieco lepsza niż podczas spotkania wiślaków z Wartą Poznań, ale nadal daleka od ideału.
- Myślę, że w kilku momentach mieliśmy wypracowaną sytuację do strzału, ale boisko nam przeszkodziło. Była idealnie ułożona piłka do strzału na przykład Bartkowi Pawłowskiemu na 20. metrze, ale w ostatnim momencie mu podskoczyła i nie mógł się idealnie złożyć - ocenił.
Rozczarowania stratą dwóch punktów nie krył po meczu trener Wisły Płock Pavol Stano. Jego drużyna przez ponad 90 minut potrafiła zachować czyste konto, ale... to było za mało.
- W pierwszej połowie zagraliśmy jedno z lepszych spotkań. Dobrze operowaliśmy piłką. W tym momencie mecz był pod kontrolą. Mieliśmy parę dogodnych sytuacji do kontrataku. Rozkręcaliśmy się my, rozkręcał się też Widzew. Wydawało się, że w meczu ugramy trzy punkty, ale przydarzyła nam się bramka, która moim zdaniem nie może mieć miejsca w ekstraklasie. Szczególnie po tym, że omawialiśmy takie sytuacje. To boli. Kosztowało nas to dużo - uważa szkoleniowiec.
- Długo pracowaliśmy w meczu na zwycięstwo. Widzew Łódź w drugiej połowie prezentował się dobrze. Wynik boli, bo byliśmy bardzo blisko. Szkoda. W przedostatnim meczu też w końcówce straciliśmy bramkę. Ta drużyna musi pracować do końca, musi narzucać warunki gry przeciwnikowi do końca. Wtedy będziemy dobrą drużyną - podkreślił Stano.
Inna sprawa, skąd wzięła się bramkowa sytuacja dla Widzewa. Łodzianie wyrzucali piłkę z autu, w pole karne przedostał się z nią Jakub Sypek, a Jordi Sanchez wykazał się lepszym refleksem od Steve'a Kapuadiego i Adama Chrzanowskiego.
- Uważam, że to brak koncentracji i złamanie zasad, które mamy w takiej sytuacji. Trochę też niefart, bo piłka mogła się odbić od Adama i to mógł być samobój. Nie wszystko da się w piłce wytłumaczyć. Zawodnicy w defensywie pracowali nieźle, ale przyszedł jeden moment, którego wyjaśnić nie potrafię. Po prostu nie możemy dostać takiej bramki - zakończył trener Wisły Płock.
Nafciarze w następnej - 25. - kolejce zagrają w Zabrzu z Górnikiem w piątek o 18:00, zaś Widzew w niedzielę o 17:30 podejmie Lecha Poznań.
Z Płocka - Krzysztof Sędzicki, WP SportoweFakty
Zobacz też: Kuriozalny gol w Ekstraklasie. Szalona radość strzelca [WIDEO]