24 marca reprezentacja Polski zagra na wyjeździe z Czechami, co będzie pierwszym meczem Biało-Czerwonych w eliminacjach EURO 2024.
To spotkanie będzie też debiutem na ławce Polaków Fernando Santosa, który zastąpił Czesława Michniewicza na stanowisku selekcjonera.
Na początku pracy z reprezentacją Polski los nie jest łaskawy dla Portugalczyka, bo kilku kluczowych kadrowiczów jest kontuzjowanych (między innymi Kamil Glik, Arkadiusz Milik, Robert Lewandowski), a kilku kolejnych nie znajduje uznania w oczach swoich klubowych trenerów.
Jak Santos podchodzi do tych kłopotów? Czy pierwsze tygodnie w Polsce czymś go zaskoczyły? Dlaczego wybrał się do Lewandowskiego, a nie odwiedził żadnego innego reprezentanta?
Wreszcie, co dały mu wizyty na meczach ekstraklasy i jakie miejsca w Polsce, niezwiązane z piłką, chciałby odwiedzić były trener takich klubów jak FC Porto, Sporting Lizbona, Benfica, Panathinaikos Ateny, PAOK Saloniki czy AEK Ateny? O tym wszystkim Fernando Santos opowiedział w specjalnym wywiadzie dla WP SportoweFakty.
Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty: Od pańskiej nominacji i przeprowadzki do Polski minęło kilka tygodni. Jak pierwsze wrażenia? Zacznijmy od tych, które nie dotyczą fubtolu.
Fernando Santos, były trener reprezentacji Grecji i Portugalii, złoty medalista EURO 2016 z Portugalią, zwycięzca Ligi Narodów UEFA w 2019, selekcjoner reprezentacji Polski:
Moje wrażenia są bardzo dobre. Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Warszawa mi się podoba, ludzie są niezwykle życzliwi. I nie mówię tylko o pracownikach federacji. Na ulicy, w sklepach czy tam, gdzie mieszkam. Wszyscy zachowują się bardzo fajnie, z dużą otwartością.
Pojeździłem już trochę po kraju i wszędzie jest tak samo. Gościnność to słowo dobrze oddające naturę Polaków. Poza tym wrażenie robi infrastruktura stadionowa, zaplecze. Tyle że to nie jest dla mnie zaskoczeniem, bo część tego widziałem już w trakcie EURO 2012, gdy z Grecją spędziłem w Polsce prawie miesiąc.
Teraz, jak pan wspomniał, często odwiedza ligowe stadiony. I co pan tam wypatrzył? Bo nie ma się co oszukiwać: polska ekstraklasa nie należy do europejskiej czołówki.
Mecze są na różnym poziomie, nie ma sensu tego ukrywać. Ale to nie jest przypadłość tylko polskiej ekstraklasy. W Hiszpanii, Portugalii czy Grecji też zdarzają się słabsze spotkania. Natomiast jedno jest pewne: trzy tygodnie obserwacji to zdecydowanie za mało, abym mógł wydać ostateczną opinię. Nawet na temat jednego klubu, którego dwa mecze się różniły. Widziałem na przykład występ Lecha Poznań w lidze, a potem w pucharach. To były dwa różne spotkania. I pod względem tego, co się działo na boisku i na trybunach.
Faktem jest, że sporo jeździmy z asystentami. Nie tylko po Polsce, również po Europie, tam, gdzie grają piłkarze, którzy nas interesują. Natomiast chcę podkreślić jedno: jeśli chodzi o polską ekstraklasę, to jestem na etapie, że udaję się na mecz, a nie dla danego zawodnika. Po prostu w trakcie spotkania uważnie przyglądam się wszystkim i jeśli ktoś mnie zainteresuje, to zaczynam robić notatki. Zwracam uwagę, co to za zawodnik, czy mógłby nam pomóc i tak dalej.
Generalnie wygląda na to, że ma pan trudny początek, bo wielu kadrowiczów ma kontuzje lub występuje nieregularnie. Gdy porówna pan to ze swoimi początkami z kadrą Grecji i Portugalii, to teraz jest najtrudniej?
Tak, zdecydowanie tak! To mój najtrudniejszy początek w roli selekcjonera. Natomiast od razu zaznaczę, że nie traktuję tego jako wymówki. Jest jak jest, kontuzje to część futbolu i nic na to nie poradzimy. Musimy sobie radzić z tą sytuacją i tyle. W tej kwestii mamy, można powiedzieć, dwie grupy. Jedna to piłkarze, którzy są kontuzjowani. I to jest ta najgorsza sytuacja, bo zawodnik ani nie gra, ani nie trenuje, więc jest zupełnie poza rytmem meczowym.
Druga grupa to ci, którzy nie grają, ale przynajmniej trenują. Nie grają, bo taka jest decyzja ich trenerów. To w pewnym sensie jeszcze pół biedy, bo przynajmniej są w rytmie treningowym. Natomiast, co do kadry... Nie ułatwia to wszystko zadania, bo to nie klub. Tu nie ma czasu na treningi, na złapanie tego rytmu. Przecież my się spotkamy 20 marca, z Czechami zagramy 24, a z Albanią trzy dni później. Tego czasu jest bardzo mało. Na przykład Jakub Kiwior...
...właśnie o niego chciałem zapytać. Według pana jego transfer do Arsenalu to coś dobrego, bo poszedł do wielkiego klubu, czy jednak nie do końca, bo nie ma szans na grę?
Dla samego piłkarza to coś bardzo dobrego. Choćby ze względów ambicjonalnych. Będzie miał tam świetnych partnerów do gry, a zarazem konkurentów. Indywidualnie więc bardzo na tym skorzysta, podciągnie się, za jakiś czas stanie się lepszym piłkarzem. Przy takich transferach zawodnik z reguły trafia też na świetnego trenera, bo tacy są często w wielkich klubach.
Choć osobiście pilnuję się, aby nie oceniać szkoleniowców tylko poprzez zdobyte przez nich trofea. Bo czasem trener wykonuje świetną pracę, ale z różnych względów, choćby kadrowo-finansowych, nie ma szansy na zdobycie trofeów.
A co do Kiwiora: do tego dochodzą kwestie ekonomiczne. Dotyczy to nie tylko piłkarza, ale i jego klubu, bo przecież Arsenal zapłacił za niego 25 milionów euro. Trudno odmówić takiej ofercie...
[b]A dla pana jako selekcjonera?
[/b]
No właśnie - dla Kiwiora to świetny transfer, ale dla reprezentacji, tu i teraz, już mniej. Bo zawodnik w poprzednim klubie grał, a teraz wypadł z rytmu meczowego. A w kadrze, jak mówiłem, trudno taki rytm przywrócić, bo nie ma kiedy, nie ma już meczów towarzyskich. W takiej sytuacji są więc plusy i minusy.
Natomiast co do moich pierwszych powołań, to chcę wyraźnie zaznaczyć: nie ma co się spodziewać rewolucji. To nie tak, że podziękuję tym, którzy grali w Katarze, a powołam 20 nowych. Nie, tak nie będzie. Ale z drugiej strony chcę podkreślić, że to są powołania na tu i teraz. To, że ktoś został powołany w tym momencie, nie gwarantuje mu powołania na kolejne mecze. I odwrotnie: pominięty zawodnik nie powinien uznać, że już nie ma szans na powołania.
Podam konkretny przykład z Portugalii. Miałem takiego gracza - Jose Fonte. Nie przekonał mnie ani w Sportingu, ani w Benfice. I co? Od 2014 roku zacząłem go powoływać do reprezentacji Portugalii i bardzo pomógł w zdobyciu mistrzostwa Europy w 2016, tworząc świetny duet obrońców z Pepe.
A ma pan już pomysł, jak ma grać reprezentacja Polski? Wiem, że wystrzega się pan określeń trener "ofensywny" czy "defensywny"...
Futbol to bardzo prosta gra. Czasem niepotrzebnie komplikowana różnymi określeniami przez niektórych trenerów. Określeniami, których poza nimi nikt nie rozumie. Z drugiej strony to wszystko nie jest aż tak proste jak w "piłkarzykach". Macie tu taką grę?
Tak, tak.
No właśnie. W "piłkarzykach" masz sztywne linie, formacje i tylko je przesuwasz. W realnym świecie piłki jest trochę inaczej. Możesz na przykład bronić na różne sposoby. Albo tuż przed polem karnym, albo wysoko, na połowie rywala. Nie jest tak, że ja tu przyjechałem z pomysłem i na siłę będę starał się taką ideę zrealizować. Jest inaczej. To ja muszę się przystosować do tego, kim dysponuję.
To nie klub, w którym mogę iść do dyrektora sportowego lub prezesa i powiedzieć: "Słuchaj, chcę grać tak i tak, kup mi takiego i takiego piłkarza". Nie kupię graczy do reprezentacji Polski.
Cel jest jasny: wygrywać. Szanować każdego rywala, ale nie bać się żadnego. A do tego trzeba być skutecznym w ofensywie i uważnym w obronie. Tylko tyle i aż tyle. I tak ma grać Polska. W dużym uproszczeniu oczywiście.
[b]Przez wiele lat prowadził pan wielkie gwiazdy. Największa z nich to Cristiano Ronaldo. Cały piłkarski świat huczał o tym, jakie są wasze relacje po tym, gdy posadził go pan na ławce na mundialu w Katarze. Zapytam więc wprost: jakie ma pan relacje z Cristiano?
[/b]
Dla mnie nie ma żadnego problemu. Problemem było i wciąż pewnie jest rozczarowanie, które w nas, Portugalczykach siedzi po tym turnieju. Wierzyliśmy w pokonanie Maroka, że potem możemy wygrać półfinał, a następnie finał. Niestety, nie wyszło.
Czasem w futbolu o wszystkim decyduje jeden moment, jeden gol. Tak było w Katarze przeciw nam, ale pamięta pan przecież EURO 2016 i mecz z Polską. O wszystkim decydowały rzuty karne. Wystarczyłoby, że pomylił się mój piłkarz, a wasz nie. I to wy byście się radowali wtedy, a my pojechalibyśmy do domu.
Wracając jednak do pracy z gwiazdami...
Jestem trenerem od wielu, wielu lat. I od zawsze miałem do czynienia z gwiazdami w prowadzonych przez siebie zespołach. Zawsze też podchodziłem do tematu tak samo. Wszystkich traktuję jednakowo. Powtarzam: jednakowo. Bo najpierw jesteś człowiekiem, a dopiero później piłkarzem. Musisz brać drugiego człowieka z jego charakterem, zaletami i wadami. Nie będę traktował kogoś specjalnie dlatego, że daje więcej na boisku. Oczywiście, nie ma się co oszukiwać: jedni piłkarze dają więcej, inni mniej. Ale muszą być traktowani jednakowo.
Nie ma trenera bez piłkarzy, ale nie ma też drużyny bez szkoleniowca. Owszem, może być wybitny piłkarz, który poradziłby sobie bez trenera, ale Michael Jordan powiedział kiedyś fajne zdanie: mecze wygrywają zawodnicy, ale trofea zdobywają drużyny. Uważam tak samo. I jeszcze jedno znane powiedzenie: mecze wygrywają piłkarze, a przegrywa trener. Tutaj pewnie będzie tak samo.
W pewnym sensie odpowiednikiem Ronaldo w reprezentacji Polski jest Robert Lewandowski. Niedawno wybrał się pan do niego na rozmowę, do Barcelony.
Tak. Nie zdążyłbym przed początkiem zgrupowania odwiedzić ponad 20 zawodników, którzy grali ostatnio w kadrze. Miałem dwa wyjścia. Albo pojechać do kilku, albo tylko do kapitana. Gdybym pojechał do kilku, to zaraz byłyby pytania: a czemu do tego, a nie do tamtego? Wybrałem więc wizytę u kapitana.
Nie twierdzę, że to jedyne i najlepsze wyjście, ale taką podjąłem decyzję i biorę za nią odpowiedzialność. Natomiast chcę podkreślić jedno: poleciałem do kapitana. Nie do największej gwiazdy polskiej kadry, nie do Roberta Lewandowskiego. Poleciałem do kapitana reprezentacji Polski.
W czwartek spotkał się pan też z trenerami młodszych reprezentacji. Jakie wrażenia?
Jestem bardzo zadowolony, że do tego doszło. Bo na co dzień współpracuję głównie z Kubą Kwiatkowskim i Łukaszem Gawrjołkiem. I ta współpraca jest na bardzo dobrym poziomie. Pomagają mi we wszystkim. Ale na przykład większości trenerów nie znałem - poza Józefem Młynarczykiem. Spotkałbym na przykład innego szkoleniowca na ulicy i nawet bym nie wiedział, że to on. A dzięki temu spotkaniu już się znamy.
Natomiast muszę powiedzieć, że szkolenie w PZPN wygląda bardzo dobrze. Prezentacja Marcina Dorny, inicjatywy związku, futbol kobiecy, futsal. Powiem szczerze, że byłem bardzo zaskoczony. Na plus. Według mnie jest to ułożone znakomicie. I na pewno wyda owoce. Tylko że to się nie dzieje z dnia na dzień.
Czyli trzeba poczekać?
W Portugalii jest to wdrażane od 15 lat. Najpierw mieliśmy złote pokolenie, potem 5-6 piłkarzy w wielkich klubach, a teraz? Myślę, że 80 procent portugalskiej reprezentacji gra teraz w wielkich klubach. Tylko że sam związek to za mało. Muszą to też robić kluby. W Portugalii kluby to zrozumiały, nie tylko te największe. Polska, Portugalia, Grecja... Te kraje nie są i nie będą w stanie finansowo rywalizować z europejską czołówką. Nie będą tam kupować zawodników. Muszą ich sami stworzyć.
[b]Nie samą piłką żyje człowiek. Wiadomo, że jest pan osobą bardzo religijną i nie boi się o tym mówić. Niedawno był pan z żoną w Jerozolimie. Czym dla pana jest wiara, jakie jeszcze miejsca kultu chciałby pan odwiedzić?
[/b]
Jestem chrześcijaninem, katolikiem. W Jerozolimie byłem nie po raz pierwszy. Lubię podróżować śladami Jezusa, być w miejscach, w których bywał Chrystus. Dla mnie wiara jest czymś, co mnie umacnia, co mi pomaga, czego potrzebuję. Natomiast miejsca kultu... To nie tak, że pojedziesz do Jerozolimy i nagle staniesz się wierzącym. To tak nie działa.
Ktoś może pojechać na przykład w góry i tam umacniać w sobie wiarę. Można to robić na bardzo różne sposoby. Ja uważam, że wiarę trzeba karmić. Tak jak karmisz ciało jedzeniem. Dla mnie pokarmem dla wiary jest modlitwa i msza. Albo weźmy cuda. Według mnie one nie dzieją się ot tak, na pstryknięcie. Uważam, że aby wydarzył się cud, musi być też działanie człowieka.
W Polsce też nie brakuje miejsc kultu. Planuje pan jakieś odwiedzić?
Tak, zdecydowanie. Są dwa miejsca, do których koniecznie muszę się wybrać. To Jasna Góra i Wadowice. Chcę zobaczyć rodzinne miasto papieża-Polaka. Ale te wizyty zostawiam na później, gdy odwiedzi mnie rodzina, bo chcę je zwiedzić z najbliższymi mi osobami.
Czytam też o historii Polski, chcę jak najlepiej poznać wasz kraj. Bo rozumiejąc i znając historię Polski, na pewno łatwiej zrozumiem jej teraźniejszość. Natomiast wracając jeszcze do wiary albo łącząc ją z piłką: nie wiem, czy pan słyszał o meczu portugalskich księży z polskimi.
Szczerze mówiąc, nie.
Tak się składa, że znam pięciu reprezentantów Portugalii-księży. To moi dobrzy znajomi. Ostatnio grali w finale halowych mistrzostw Europy księży z Polską. Nawet dzwonili do mnie dzień przed meczem i mówili, że jutro grają z Polakami. Potem okazało się, że górą okazali się polscy księża i to oni zostali mistrzami Europy.
Rozmawiał Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty
Fatalne informacje z kręgów polskiej kadry
Nadszedł koniec. Słynny piłkarz wskazał kogo powinien skreślić Santos