Sensacja w Premier League. Lider bezradny na tle słabeusza

PAP/EPA / Peter Powell / Na zdjęciu: James Tarkowski (z prawej) cieszy się z gola
PAP/EPA / Peter Powell / Na zdjęciu: James Tarkowski (z prawej) cieszy się z gola

Mało kto się tego spodziewał, ale Arsenal przegrał na wyjeździe z walczącym o utrzymanie Evertonem 0:1, prezentując się słabo przez całe spotkanie. Z takiego wyniku ucieszy się Manchester City.

W myśl zasady "bij mistrza", a w tym przypadku lidera, Everton podszedł niezwykle zmotywowany do rywalizacji z Arsenalem. Przede wszystkim jednak dlatego, że wygrana dawała gospodarzom wydostanie się ze strefy spadkowej. To było bez wątpienia najlepsze spotkanie the Toffees w tym sezonie, a sensacyjne zwycięstwo z głównym kandydatem do mistrzostwa zapewnił im na pół godziny przed końcem James Tarkowski.

Był to perfekcyjnie wykonany rzut rożny. Dośrodkowanie na dalszy słupek, Tarkowski wygrał walkę o pozycję z Martinem Odegaardem i ucieszył publiczność na Goodison Park. O ile można, a nawet trzeba chwalić gospodarzy za ten stały fragment, tak należy zganić Kanonierów. W pierwszej połowie Everton wykonywał stałe fragmenty w identyczny sposób. Nie wyciągnięto odpowiednich wniosków i Arsenal zapłacił za to najwyższą cenę.

Trener Sean Dyche podjął się trudnej misji utrzymania Evertonu, ale ewidentnie odmienił ten zespół. Nie było momentów przestoju. Aż trudno uwierzyć, że tak grająca drużyna mogła znajdować się w strefie spadkowej. Grali porywająco. Stosowali wysoki pressing, nie byli przestraszeni. I choć Arsenal miał dużą przewagę w posiadaniu piłki, to w liczbie stworzonych szans zdecydowanie korzystniej wypadli zawodnicy z Liverpoolu. W samej pierwszej połowie mieli przynajmniej trzy dogodne szanse - raz fatalnie w polu karnym skiksował niepilnowany Abdoulaye Doucoure, a dwukrotnie zabrakło wykończenia u Dominica Calverta-Lewina.

ZOBACZ WIDEO: Milioner zachwycił się Łodzią. "Ktoś musi powiedzieć, że Polska nie jest dzikim krajem"

Arsenal? Zagrał bardzo przeciętnie, by nie użyć mocniejszych słów. Brakowało polotu, przyspieszenia akcji. Samo posiadanie piłki to za mało. Konkretów nie było w ogóle. Goście mieli duże problemy na połowie przeciwnika. Jedyne sytuacje godne odnotowania to te z pierwszej połowy, gdy najpierw niecelnie z ostrego kąta uderzył Eddie Nketiah (wcześniej bardzo ładnie kierunkowo przyjął piłkę), a trochę później Conor Coady wybił futbolówkę z linii bramkowej po uderzeniu z woleja Bukayo Saki.

I to w zasadzie tyle. Jordan Pickford miał niewiele pracy w starciu z liderem Premier League. Nawet przy wyniku 1:0 bardziej pachniało kolejnym trafieniem dla gospodarzy niż wyrównaniem. W końcówce oglądaliśmy jeszcze dwa strzały rozpaczy w wykonaniu Ołeksandra Zinczenki - bez powodzenia. To sprawia, że Arsenal przegrał po raz drugi w tym sezonie i zaprzepaścił szansę, by ponownie odskoczyć od goniącego go Manchesteru City na osiem punktów.

Everton - Arsenal FC 1:0 (0:0)
1:0 James Tarkowski 60'

Składy:

Everton: Jordan Pickford - Seamus Coleman, Conor Coady, James Tarkowski, Witalij Mykołenko - Alex Iwobi, Idrissa Gueye, Amadou Onana, Abdoulaye Doucoure, Dwight McNeil - Dominic Calvert-Lewin (62' Neal Maupay).

Arsenal: Aaron Ramsdale - Ben White (85' Takehiro Tomiyasu), William Saliba, Gabriel Magalhaes, Ołeksandr Zinczenko - Martin Odegaard (77' Fabio Vieira), Thomas Partey (59' Jorginho), Granit Xhaka - Bukayo Saka, Eddie Nketiah, Gabriel Martinelli (59' Leandro Trossard).

Żółte kartki: Mykołenko, Onana, Pickford, Maupay (Everton) oraz Zinczenko (Arsenal).

Sędzia: David Coote.

[multitable table=1494 timetable=10727]Tabela/terminarz[/multitable]
CZYTAJ TAKŻE:
Konflikt w Bayernie Monachium? Neuer krytykuje klub, a prezes mu odpowiada
Guardiola liczy na transfer Argentyńczyka. Był odkryciem mundialu w Katarze

Źródło artykułu: WP SportoweFakty