- Biegłem z lewej strony, Pele był na środku boiska, ograł kilku piłkarzy i widział mnie wychodzącego na pozycję. A Włoscy obrońcy to nie były pionki - wspomina Janusz Kowalik . - Pele potrafił wyczuć idealny moment do podania. Perfekcyjnie zagrał do mnie, a ja to wykończyłem - dodaje były polski napastnik. W 1976 roku grał w ekipie "gwiazd świata" w meczach organizowanych z okazji 200-lecia niepodległości Stanów Zjednoczonych. W starciu z Włochami Kowalik zdobył bramkę po asyście Pelego.
Brazylijczyk zgodnie jest uważany za jednego z najwybitniejszych piłkarzy w historii. Trzy razy zdobył mistrzostwo świata. Według niektórych wyliczeń zdobył ponad tysiąc bramek. Wszyscy, którzy go poznali, jednego są pewni.
Ucina dyskusję
- To był przede wszystkim przyzwoity i kulturalny człowiek. Miał poukładane w głowie - przyznaje Kowalik. - Niestety wielu piłkarzom wydaje się, że są ponad każdym. Pele pozostał normalnym człowiekiem - dodaje.
W Brazylii Pele nie miał konkurencji. W ojczyźnie uznają go za największego zawodnika w historii piłki nożnej. Na świecie toczyła się debata, czy Brazylijczyka nie przerastali Diego Maradona, Ronaldo Luis Nazario de Lima, Johan Cruyff, Lionel Messi czy Cristiano Ronaldo.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ale trafił! Komentator oszalał po tym golu
- Bez wątpienia Pele jest największy - ucina dyskusję 78-letni Kowalik. - Było wielu bardzo dobrych piłkarzy: Maradona, Cruyff czy Ronaldo. Jednak każdy z nich miał jakieś słabe strony. Wszyscy oprócz Pelego. Pod każdym względem był najlepszy. Każdy element miał dopracowany na 100 procent. I to wszystko było wrodzone. Nie było drugiego takiego i nie zapowiada się, żeby był - nie ma wątpliwości nasz rozmówca.
Z legendarnym napastnikiem Kowalik grał w 1976 roku, a także rywalizował na boiskach amerykańskiej NASL. Polak grał w Chicago, Pele - w New York Cosmos.
"Kim ja jestem"?
Polak wspomina, jak dużym przeżyciem było zobaczenie go pierwszy raz na boisku. To było wielkie przeżycie.
- Podczas treningu zobaczyłem jego ruchy z piłką i bez. Moja pierwsza myśl brzmiała "kim ja jestem? Przecież nie potrafię grać, mój poziom to 100 punktów na minusie". Jego umiejętności robiły niesamowite wrażenie. To było nieludzkie - opowiada.
Dopiero pierwsze wspólne rozmowy przywracały kolegom pewności siebie. - Jego postawa wobec kolegów była tak przyjacielska, że zapominaliśmy o tych szokujących myślach - zwraca uwagę Polak. - Okazał się wspierającym człowiekiem. Równie wielkim, co na boisku. Trudno porównać Pele do kogokolwiek innego. Był unikatowy - dodaje.
Pele zmarł w czwartek 29 grudnia. Miał 82 lata.
Maciej Siemiątkowski, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj również:
Odszedł, ale nie na zawsze. Świat go nigdy nie zapomni
Świat sportu opłakuje Pelego