Apetyty przed tą potyczką były duże. Rozbudzili je zwłaszcza "Canarinhos", którzy w 1/8 finału efektownie wygrali z Koreą Południową (4:1). Wszyscy liczyli więc na fajerwerki i doznania estetyczne, ale w pierwszej połowie ich zabrakło.
Główna w tym zasługa Chorwatów, którzy rzetelnie pracowali, by zneutralizować atuty rywala. Brazylia tylko momentami mogła sobie pozwolić na kombinacyjne akcje, tyle że w ogóle nie przekładało się to na groźne strzały.
W taki sposób przebiegała cała pierwsza połowa, która ostatecznie okazała się rozczarowująca. Dopiero w przerwie Tite udało się natchnąć swoich piłkarzy do wrzucenia wyższego biegu i ci ruszyli do ataku.
W efekcie pod bramką Dominika Livakovicia zaczęło się robić gorąco, choć 27-latek bronił kapitalnie. W pierwszej akcji po wznowieniu gry nie musiał jeszcze interweniować, bo Neymar pospieszył się ze strzałem i został zablokowany. Później jednak gwiazdor Paris Saint-Germain sprawdził go dwa razy i w tych pojedynkach bramkarz Dinama Zagrzeb był bezbłędny.
ZOBACZ WIDEO: Niespodziewany bohater Polaków na mundialu. "To przykład"
Brazylia nacierała i choć długo była nieskuteczna, szala stopniowo przechylała się na jej korzyść, bo od początku drugiej części ekipa z Bałkanów grała już bardziej na przetrwanie. Nie miała argumentów, by groźniej skontrować faworyta i poszukać jednego, zabójczego ciosu.
"Canarinhos" byli zaś mało konkretni i dlatego o wszystkim miała rozstrzygnąć dogrywka. Obraz gry był taki sam. Podopieczni Tite cierpliwie naciskali i ta konsekwencja dała im w końcu efekt. To był błysk Neymara, który na półmetku dodatkowego czasu przedarł się na czystą pozycję, uniknął kolejnego pojedynku z Livakoviciem, bo go minął i z ostrego kąta nie miał już żadnych problemów ze skierowaniem piłki do siatki.
W tym momencie wydawało się, że Chorwacja "pękła" i się nie podniesie. Mimo to zespół Zlatko Dalicia stać było na wielki powrót! Nastąpił on w 117. minucie, a selekcjoner miał w tym niemały udział, gdyż akcję na 1:1 przeprowadzili zawodnicy, których wpuścił na boisko z ławki. Z lewego skrzydła centrował Mislav Orsić, na 15. metrze czyhał Bruno Petković i po jego uderzeniu Alisson skapitulował. Być może nie byłoby tej bramki, gdyby nie rykoszet od obrońcy, ale nikogo to nie obchodziło.
Chorwaci oddali pierwszy celny strzał w meczu i to wystarczyło, by doprowadzić do rzutów karnych. Ten konkurs przyniósł absolutny przełom. Wicemistrz świata w 1/8 finału właśnie w jedenastkach pokonał Japonię, a teraz znów pokazał zimną krew. Wszyscy jego piłkarze trafili do siatki, zaś w szeregach Brazylijczyków ciśnienia nie wytrzymali Rodrygo i Marquinhos. Ten pierwszy został zatrzymany przez Livakovicia, natomiast doświadczony obrońca Paris Saint-Germain trafił w słupek.
Brazylia chyba nie doceniła rywala, zawiodła w ofensywie i przyszło jej za to zapłacić najwyższą cenę. Chorwaci w drugim mundialu z rzędu są w strefie medalowej. Niebywałe osiągnięcie!
Chorwacja - Brazylia 1:1 (0:0, 0:0, 0:1), rzuty karne 4:2
0:1 - Neymar 105+1'
1:1 - Bruno Petković 117'
rzuty karne:
1:0 - Nikola Vlasić
X - Rodrygo (Dominik Livaković obronił)
2:0 - Lovro Majer
2:1 - Casemiro
3:1 - Luka Modrić
3:2 - Pedro
4:2 - Mislav Orsić
X - Marquinhos (trafił w słupek)
Składy:
Chorwacja: Dominik Livaković - Josip Juranović, Dejan Lovren, Josko Gvardiol, Borna Sosa (110' Ante Budimir), Luka Modrić, Marcelo Brozović (114' Mislav Orsić), Mateo Kovavić (106' Lovro Majer), Mario Pasalić (72' Nikola Vlasić), Andrej Kramarić (72' Bruno Petković), Ivan Perisić.
Brazylia: Alisson - Eder Militao (106' Alex Sandro), Marquinhos, Thiago Silva, Danilo, Lucas Paqueta (106' Fred), Casemiro, Raphinha (56' Antony), Neymar, Vinicius Junior (64' Rodrygo), Richarlison (84' Pedro).
Żółte kartki: Marcelo Brozović, Bruno Petković (Chorwacja) oraz Danilo, Casemiro, Marquinhos (Brazylia).
Sędzia: Michael Oliver (Anglia).
Czytaj także:
Koniec epoki w KGHM Zagłębiu Lubin. Odchodzi były piłkarz i dyrektor sportowy
Oficjalnie: z Legii Warszawa do Warty Poznań. Nowy-stary dyrektor przy Drodze Dębińskiej