W poniedziałek, 5 grudnia, ujawniliśmy na łamach Wirtualnej Polski, że przed wylotem reprezentacji do Kataru premier Mateusz Morawiecki obiecał drużynie w przypadku awansu z grupy co najmniej 30 mln złotych premii. Po naszej publikacji rozpoczęła się prawdziwa burza. Ostatecznie Morawiecki poinformował, że "nie będzie rządowych środków dla piłkarzy".
W środowy poranek selekcjoner Czesław Michniewicz odniósł się do tematu premii na antenie Radia ZET.
- Pan premier przemieszczał się po sali, w której jedliśmy posiłki [...] Przy każdym stoliku premier z kimś rozmawiał. Było dużo żartów, przy niektórych stolikach pytali: "w jakiej ewentualnie walucie, bo my zarabiamy w euro" [...]. To była luźna, niewiążąca rozmowa - opowiadał Michniewicz (więcej TUTAJ).
ZOBACZ WIDEO: "Za wyjście z grupy i jedno zwycięstwo mamy dawać takie pieniądze?". Gorąca dyskusja o premii dla piłkarzy
- Najważniejsze słowa, które pan premier wypowiedział, to tuż przed pamiątkową fotografią. [...] Powiedział, że jeśli osiągniemy wyjście z grupy po 36 latach, co będzie można uznać za mały sukces i on pomyśli nad premią. Obiecał też, że jak wyjdziemy z grupy, to jeśli czas i obowiązki mu pozwolą, postara się przylecieć do nas na kolejny mecz, już w fazie pucharowej. Wtedy będzie czas, żeby uściślić ewentualnie, co premier miał na myśli odnośnie premii - dodał selekcjoner.
Po wylocie drużyny na MŚ temat premii umarł. Jak mówił Krzysztof Stanowski w "Mundialowym Zerze", wrócił dopiero po meczu z Argentyną. Kadrowicze i selekcjoner rozmawiali wówczas, w jaki sposób podzielić nagrodę od premiera. Michniewicz zapewniał w Radiu ZET, że, wbrew niektórym medialnym doniesieniom, nie było żadnej kłótni i błyskawicznie osiągnięto porozumienie.
- Po odprawie poprosiłem drużynę, żeby została na chwilę, żeby zamknąć ten temat. Żeby do tego nie wracać. Oznajmiłem, że pan premier do nas nie doleci, bo obowiązki mu na to nie pozwolą. Że temat premii musimy jak najszybciej zamknąć - mówił w czwartkowy poranek selekcjoner.
Dlaczego w ogóle kadra zaczyna nagle dzielić "wirtualne" pieniądze w trakcie występu na mundialu?
Skoro rozmowa z premierem była luźna, "niewiążąca", a na horyzoncie mecz z mistrzami świata, dlaczego temat nagle wraca?
Skoro premier i tak miał jeszcze doprecyzować swoje słowa i brakowało konkretów, dlaczego nie można usiąść do tych rozmów po odpadnięciu z turnieju?
Skąd ten pośpiech?
Te pytania na razie zostają bez odpowiedzi.
Żeby było jasne: piłkarze nie są tu winowajcami. Raczej ofiarami fatalnej komunikacji premiera z drużyną. Pod tym względem cofnęliśmy się do lat 90. O poważnych sprawach (gigantycznej premii) Morawiecki rozmawiał z piłkarzami jak o pogodzie. Do tego stopnia, że część zespołu nie wiedziała po spotkaniu, czy naprawdę obiecał nagrodę, czy robił sobie żarty.
Później komunikacyjnie było niewiele lepiej. Podkreślmy jeszcze raz: z rzecznikiem rządu pierwszy raz skontaktowaliśmy się ws. premii tydzień (!) przed opublikowaniem tekstu. Przez ten czas Morawiecki i jego ludzie nie potrafili przygotować wspólnej narracji, więc gdy bomba wybuchła, zaczął się cyrk.
Dla przypomnienia: rzecznik rządu Piotr Muller mówił, że nie chodzi o premię, tylko o specjalny fundusz na rozwój piłki nożnej - szkolenie dzieci, infrastrukturę itd. Tyle że... uzależniony od awansu kadry Michniewicza.
Dlaczego pieniądze m.in. dla dzieci miałyby być zależne od wyniku dorosłej kadry? - tego Muller już nie wytłumaczył.
Jeszcze dalej poszedł premier Morawiecki, który stwierdził, że "sukces jest wart każdych pieniędzy" i "jakaś premia się należy", a jeszcze tego samego dnia oznajmił wszem i wobec, że rządowych środków dla piłkarzy nie będzie.
Komunikacyjna katastrofa.
Jeśli któremuś z graczy przejdzie przez głowę, że wszyscy rozmawiają teraz o pieniądzach, zamiast skupić się na sportowym sukcesie reprezentacji, niech w pierwszej kolejności zapuka z "podziękowaniami" do szefa rządu.
Czemu premier obiecał drużynie gigantyczne pieniądze, a potem zaczął się z tego wycofywać? To wiedzą tylko Morawiecki i jego ludzie.
Czemu przed meczem z Francją w reprezentacji nagle powrócił temat "luźnej rozmowy" z Morawieckim i trzeba go było "zamknąć" już wtedy? To wiedzą tylko Michniewicz, jego sztab i piłkarze.
Zobacz także:
Szok w Portugalii. To chciał zrobić Cristiano Ronaldo
Agent Grosickiego: został skrzywdzony