- Pierwszy gol strzelony przez ciebie na mundialu. Jaki gest zamierzasz po nim wykonać? - spytała Carla Cecato podczas specjalnego streama.
Neymar nie zawahał się. Ułożył dłonie w gest dwóch dwójek, które symbolizują liczbę 22 - w Brazylii kod skrajnej prawicy. Prawicy, reprezentowanej przez Jaira Bolsonaro - również obecnego podczas streama.
Nie jest bowiem tajemnicą, że Neymar to bardzo mocny orędownik byłego już prezydenta Brazylii. Bolsonaro przegrał bowiem pod koniec października z lewicowym kandydatem - Lulą - tego z kolei popiera Richarlison.
"Lepszy martwy syn, niż gej"
Społeczeństwo w Brazylii jest obecnie bardzo podzielone. Dość powiedzieć, że w ostatnich wyborach prezydenckich, w których ścierały się ze sobą dwie skrajnie przeciwne opcje, różnica była minimalna. Lula otrzymał bowiem 50,9 procent głosów, zaś Bolsonaro 49,1. Dużo większe różnice są za to w poglądach obu panów.
Jair Bolsonaro nazywany jest "Trumpem Tropików", co już powinno dać pewien obraz jego osoby. Jeszcze przed wyborami głośno mówił o tym, że w razie przegranej nie zamierza uznać wyników wyborów. I choć ostatecznie pogodził się z porażką, to nie zniechęciło to jego wcześniej podżeganych do buntu zwolenników, by ruszyć z licznymi protestami (dane policji mówiły o 834 miejscach manifestacji).
ZOBACZ WIDEO: Kłótnia o podział pieniędzy. "Wszystko powinno być ustalone przed wylotem z Warszawy"
Z Trumpem łączy go jednak dużo więcej. W trakcie pandemii jawnie zniechęcał do szczepień oraz noszenia masek. Doszło nawet do tego, że Facebook oraz YouTube czasowo zbanowały jego konta za łączenie szczepionek przeciw koronawirusowi z możliwością zakażenia się AIDS. Oczywiście jawnie krytykował także środowiska LGBT, które otwarcie określa dewiantami. Stwierdził nawet, że "wolałby mieć martwego syna, niż syna geja".
Gwiazdorskie zaplecze
Bolsanoro mógł cieszyć się jednak ogromnym poparciem gwiazd. Jednym z symboli jego kampanii prezydenckiej został właśnie Neymar. Koszulki z numer 10 jaki nosi w reprezentacji i jego nazwiskiem dominowały - najpierw na wiecach poparcia - a następnie na protestach przeciwko "sfałszowanym wyborom". Doszło nawet do tego, że wyborcy o poglądach lewicowych zaczęli się brzydzić koszulki największej gwiazdy ich kadry.
Neymar nie jest jednak jedynym gwiazdorem, który opowiedział się po stronie Bolsonaro. Podobne poglądy prezentował chociażby inny legendarny posiadacz "10" - Ronaldinho. Lista jest jednak długa. Są na niej m.in.: Rivaldo, Romario, Kaka, Cafu, Julio Cesar, Felipe Melo, Dani Alves czy Lucas Moura. A to tylko ci, którzy najgłośniej wyrażali swoje polityczne sympatie. - Znów jesteśmy po tej samej stronie Neymar - mówił z dumą Julio Cesar.
Jednym z nielicznych reprezentantów Brazylii, którzy wyłamują się ze skrajnie prawicowego światopoglądu jest Richarlison. Dla połowy kraju jest dziś zatem największym bohaterem kadry.
Podczas gdy Neymar tańczy i śpiewa na wiecach Bolsonaro, on stara się prostować poglądy, zaszczepiane w głowach rodaków przez byłego prezydenta. Otwarcie przeciwstawiał się rasizmowi oraz dyskryminacji mniejszości seksualnych. W trakcie pandemii głośno wspierał akcje szczepień. Symbolicznie zaadoptował nawet jaguara, by zwrócić uwagę na zagrożone gatunki i złą sytuację mokradeł Pantanal (za czasów Bolsonaro rekordowo szybko postępowało wylesianie Amazonii).
Nie trudno też się domyślić, że w minionych wyborach jego głos oddany został na Lulę.
Wyciąganie brudów Neymara
Lula, choć jest całkowitą opozycją Bolsonaro, także nie jest ideałem. W przeszłości blisko trzymał się z lokalnymi dyktatorami - Fidelem Castro czy Hugo Chavezem. W sprawie wojny w Ukrainie po równo rozkłada winę na Rosję oraz USA i zachód, zaś na arenie międzynarodowej najbliżej mu do Iranu.
Mimo to na pewno przywróci w Brazylii nieco równowagi i standardów bardziej kojarzonych z zachodnią Europą. Nie było dla niego problemem, by na jego wiecach pojawiały się tęczowe flagi, a on sam obiecywał przywrócenie "akceptacji różnic". Lula był jednak w tych wyborach twarzą nie tylko skrajnej lewicy, ale bardzo szerokiego spektrum wyborców włącznie z centrystami, a nawet częścią prawicy. Bolsanoro bowiem mocno przesunął akceptowalne przez wielu granice.
Dla Luli będzie to już trzecia kadencja. Wcześniej piastował urząd prezydenta w latach 2003-2011. Wówczas podźwignął Brazylię gospodarczo obniżając inflację oraz stopę bezrobocia. Po latach został jednak skazany za korupcję i pranie brudnych pieniędzy i dopiero unieważnienie wyroku w 2021 roku pozwoliło mu ponownie ubiegać się o władzę w kraju.
Zwycięstwo Luli wyjątkowo zaboleć może jednak właśnie Neymara. Pomijając bowiem kwestie poglądów, Bolsonaro mocno odpłacał się piłkarzowi za jego poparcie. W przeszłości miał pomóc uciszyć aferę podatkową, w którą zamieszani byli Neymar oraz jego ojciec.
- Neymar ma prawo wybrać kogokolwiek chce na prezydenta. Myślę, że boi się, że jeśli wygram wybory, to ujawnię pewne fakty. Dowiem się, co Bolsonaro odpuścił z długu z tytułu podatku dochodowego - grzmiał z kolei Lula.
Jeżeli jednak Neymar poprowadzi reprezentację Canarinhos do triumfu w Katarze, społeczeństwo może szybko zapomnieć mu kogo popierał w wyborach. Zresztą dla Neymara to nie pierwszyzna. W przeciwieństwie do większości sportowców, on nie boi się wskazywać swoich sympatii politycznych. Już 8 lat temu otwarcie popierał Aecio Nevesa - innego prawicowego kandydata na prezydenta.
Jeżeli jednak Brazylia poniesie klęskę, może zacząć się szukanie winnych. A wówczas wywlekane będą wszystkie możliwe brudy...
Ćwierćfinał mistrzostw świata Chorwacja - Brazylia w piątek o godz. 16 czasu polskiego. Transmisja w TVP 1 i TVP Sport oraz na platformie Pilot WP. Relacja tekstowa na WP SportoweFakty.
Czytaj także:
- Szczepłek rozjechał Michniewicza. "Grabarz"
- "Zrobiono z nas chciwców". Piłkarz kadry zabrał głos ws. premii