Niespodzianka dla Polaków
Jadą! Jadą! Nie... to nie oni - grupa kilkunastu młodych chłopców robi takie zamieszanie, jakby było ich dwa razy więcej. "Polska!", "Lewy!" - jeden próbuje przekrzyczeć drugiego.
A Mohamed, wykładowca na katarskim uniwersytecie, patrzy z dumą. On i dziesięcioletni syn kochają piłkę, więc chcą wycisnąć mundial jak cytrynę.
"Polska przyjeżdża wieczorem do Ezdan Palace Hotel. Powiedz kolegom, mogę was zabrać" - rzucił Mohamed kilka godzin wcześniej, a chłopaka nie trzeba było długo namawiać. Zebrała się spora ekipa.
Na Polaków pod hotelem czeka niespodzianka :) pic.twitter.com/7ZsSnv0mLi
— Dariusz Faron (@DariuszFaron) November 17, 2022
Kibicowanie Polsce albo rozwód
Prócz nich przy barierkach kilkudziesięciu kibiców, głównie Polacy mieszkający na co dzień w Katarze.
- Wyjdą do nas na chwilę? - zaczepia mnie Justyna.
Przyszła z mężem, Walidem. Ona - z Krapkowic. On - z tunezyjskiego Sousse. Poznali się kilka lat temu na międzynarodowym czacie. Walid przyjechał do Polski, ale nie mógł się odnaleźć, więc w końcu to ona przeprowadziła się do męża, który mieszkał już wtedy w Katarze. Oboje pracują w biurze nieruchomości. Na mecze Polaków nie udało im się kupić biletu. We wtorek obejrzą z trybun spotkanie Tunezja - Dania.
- Mąż wie, że jeśli doszłoby kiedyś do meczu Polski z Tunezyjczykami, ma dwa wyjścia: będzie wspierał drużynę Michniewicza, albo rozwód! - śmieje się Justyna.
Czy Katar, zgodnie ze słowami szefa FIFA Gianniego Infantino, zorganizuje najlepsze mistrzostwa świata w historii? Justyna ma wątpliwości. - Na razie nie czuję atmosfery mundialu. Tutaj przeskakuje się ciągle z pudełka do pudełka: samochód, praca, galeria handlowa i tak dalej - tłumaczy.
- Bardzo tęsknię za morzem i górami. W Katarze tego nie mam.
- To czemu pani wyjechała?
- Jak to powiedział Bob Dylan: albo się jest mądrym, albo zakochanym.
Pod hotelem czeka też Jerzy. Przyjechał do córki, Dominiki, która mieszka w Katarze od sześciu lat. - Idziemy na spotkanie z Arabią Saudyjską. Pozostałe mecze będziemy oglądać z loży VIP, czyli w domu na kanapie. Boję się, że jak zwykle trzeci mecz, z Argentyńczykami, będzie o honor - analizuje Jerzy.
- A tak w ogóle, to jestem Jurek Dudek - uśmiecha się, a widząc moją zaskoczoną minę, dodaje zupełnie poważnie. - Ja się naprawdę tak nazywam! Ale Dudka to my tu nie potrzebujemy. Bramkarzy mamy bardzo dobrych. Skorupski świetnie spisał się z Chile - analizuje.
- Oglądaliśmy mecz całą rodziną. No, może nie wszyscy dotrwali do końca - uśmiecha się, mrugając porozumiewawczo na wnuczkę.
Wielkie rozczarowanie
Nadjeżdża autokar reprezentacji, więc wszyscy robią kilka kroków w stronę barierek: ekipa Mohameda, Justyna z Walidem, Jurek z córką i resztą rodziny oraz kilkudziesięciu innych Polaków. Po chwili głośne krzyki cichną. Kolejni zawodnicy reprezentacji Polski znikają za hotelowymi drzwiami, a kibice nie kryją rozczarowania.
- Jestem bardzo zawiedziona. Przecież jest nas taka garstka. Ja rozumiem, że nie mają siły rozdawać autografów, czy pozować do zdjęć, ale mogli chociaż pomachać - mówi jedna z fanek.
Tłum powoli się rozchodzi, zostali tylko najwytrwalsi. A piłkarzy nadal nie ma.
Przy barierkach zjawia się za to team manager reprezentacji Polski, Jakub Kwiatkowski. Tłumaczy piłkarzy: są zmęczeni lotem, a kierowca autokaru zaparkował tak, że dużo bliżej niż do fanów mieli do drzwi wejściowych.
ZOBACZ WIDEO: Zgrzyt pod hotelem Polaków
Kwiatkowski zaznacza: jeszcze będzie okazja, by kibice zobaczyli swoich ulubieńców. - Dopiero się tu zjawiliśmy. Naprawdę rozumiem państwa rozczarowanie, ale też proszę o zrozumienie. Dajcie nam trochę czasu - prosi rzecznik.
W piątek konferencja prasowa (14:15 polskiego czasu) i pierwszy trening kadry na katarskiej ziemi. A już za pięć dni walka o punkty z Meksykiem.
Z Kataru - Dariusz Faron, WP SportoweFakty