To była 57. minuta i pierwsza tak składna akcja Polaków. Jakub Kiwior zagrał do Roberta Lewandowskiego, który w magiczny sposób od razu dograł ją w pole karne dokładnie tam, dokąd wbiegał Karol Świderski. Napastnik również nie grał na zwłokę i uderzył bez przyjęcia prosto do bramki Wayne'a Hennesseya. Ta sytuacja zdecydowała o tym, że Biało-Czerwoni zostają w najwyższej dywizji Ligi Narodów i zachowali twarz po czwartkowym laniu od Holandii.
O tym, jak trudne było to zgrupowanie reprezentacji, świadczyły reakcje Czesława Michniewicza na konferencji przed niedzielnym meczem z Walią. Trener, który zwykle uwielbia rozwodzić się nad taktyką, tym razem z poirytowanym głosem odpowiadał na pytania o ustawienie drużyny. Czwartkowy mecz z Holandią ani nie poprawił sytuacji Polaków w Lidze Narodów ani nie pokazał, że Biało-Czerwoni mają czym straszyć na mundialu. Druga porażka - w Cardiff - oznaczałaby katastrofę i tragiczne morale przed wyjazdem do Kataru.
Znów uratował zespół
Gol Świderskiego kolejny raz uratował Polaków. W niedzielę 25-latek zdobył ósmą bramkę w 17 meczu. Wystarczyło mu 25 minut w debiucie za kadencji Paulo Sousy, by zdobyć po raz pierwszy trafić w reprezentacji. Było to rok temu w marcu z Andorą. Od tamtej pory Świderski to sprawdzony joker, który po wejściu z ławki potrafi uratować mecz.
ZOBACZ WIDEO: Lewandowski w ogniu pytań, reprezentacja Polski gra w Lidze Narodów | Z PIERWSZEJ PIŁKI #18
Było tak rok temu w niezwykle trudnym wyjazdowym starciu z Albanią. Stawka była ogromna, bo przegrany musiał liczyć się z tym, że może stracić szanse na walkę o awans na mistrzostwa świata przez baraże. O wszystkim przesądził w 77. minucie Świderski, który chwilę wcześniej zmienił Adama Buksę. Podobnie jak z Walią w niedzielę - bez przyjęcia od razu uderzył piłkę i zaskoczył bramkarza.
A potem się zaczęło. Rozwścieczeni Albańczycy zaczęli rzucać czym popadnie w cieszących się Polaków. Przez ten napad furii sędzia przerwał mecz na 15. minut. Potem wcale nie było lepiej. Świderski nie mógł nawet udzielić pomeczowego wywiadu na murawie, bo cały czas Albańczycy rzucali w niego butelkami.
Kolejną ważną bramkę napastnik zdobył w czerwcu z Walią. Wtedy Biało-Czerwoni też mieli trudną przeprawę z przeciwnikiem. Od 52. minuty przegrywali 0:1, 20 minut później wyrównał Jakub Kamiński. Chwilę po tym na boisko wszedł Świderski, który w końcówce wykorzystał zamieszanie w polu karnym po podaniu Lewandowskiego i trafił na wagę zwycięstwa.
- Karol to ma, potrafi strzelić gola - podsumował wtedy krótko selekcjoner w rozmowie z TVP Sport.
Wyścig z czasem
Swój talent pokazuje również w klubach. Nie wszyscy wierzyli, że przejście z Jagiellonii Białystok akurat do PAOK-u Saloniki będzie trafionym ruchem. Tymczasem Świderski został tam ulubieńcem kibiców. Zdobył mistrzostwo Grecji, a także grał w Lidze Europy i Lidze Konferencji.
W Grecji mówili na niego per "Lewandowski" lub "Swarovski". Po kolejnym nieoczywistym ruchu transferowym do Stanów Zjednoczonych zachwyca kolejne tysiące kibiców i jest liderem Charlotte FC. W 27 meczach strzelił już dziesięć goli i przy czterech asystował.
W takiej formie musi zostać doceniony przez selekcjonera, który będzie wybierał drużynę na mundial w Katarze. 25-latek pokazał, że potrafi nawiązać konkurencję z Arkadiuszem Milikiem i Krzysztofem Piątkiem. Teraz tylko jak najdłużej pozostać w grze z Charlotte FC.
- Dziś jest bardzo dobrze. Na każdym treningu widziałem świeżość Karola. Jeśli jego ekipa awansuje do fazy play off, co może cudem się uda, to jeszcze sobie pogra. A jeśli nie, będziemy mieli problem - mówi o Świderskim po meczu z Walią selekcjoner.
Maciej Siemiątkowski, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj też:
Co za występ! To bohater meczu z Walią
Porzućcie nadzieję. Tylko cud nas uratuje