Kosmalski, Chałbiński i Ivanovski na wylocie z Polonii Warszawa!

Mieli straszyć obrońców rywali, siać zamęt, budzić niepokój. Tymczasem to ich dogoniła trwoga. Jacek Kosmalski, Michał Chałbiński i Filip Ivanovski - trzech napastników, których łączą dwie rzeczy. Wszyscy grają w Polonii i wszyscy już za chwilę zostaną wycięci w pień!

- Nie widzę obecnie żadnego napastnika w naszej drużynie, który spełniałby oczekiwania. Już kilku naszych ludzi krąży po Polsce i szuka odpowiednich następców - mówi nam Piotr Ciszewski, wiceprezes Polonii. Te słowa, choć okryte nimbem dyplomacji, mówią wszystko. Wyrok już zapadł, gilotyna gotowa, ofiary wskazane. Filip Ivanovski odejdzie prawdopodobnie już zimą. Jacek Kosmalski i Michał Chałbiński pójdą w odstawkę dopiero po sezonie, bo dziś są tak słabi, że nikt ich nie chce. Kontrakt z Polonią całą trójkę wiąże tylko do lata 2010 roku.

- Nigdy nie czeka się, aż umowy wygasną. Szukamy kogoś w ich miejsce, ale więcej nie mogę zdradzić. Być może ściągniemy następców już w styczniu - mówi enigmatycznie Tadeusz Fajfer, dyrektor sportowy Czarnych Koszul. Ciężej wyłowić z jego słów cokolwiek konkretnego, niż zatruć się czystą wodą. Nie jest jednak tajemnicą, że nowy skaut Polonii, Jacek Grembocki, krąży właśnie po Polsce i szuka kogoś, kto gole strzela nie tylko od wielkiego dzwonu. Wszak w ostatnich pięciu meczach podopieczni Duszana Radolskyego strzelili raptem jednego gola. Tej sztuki dokonał... Mariusz Pawełek, bramkarz Wisły Kraków, co wystarczy za komentarz.

Smutną zatem klamrą zamykają swoją przygodą z Czarnymi Koszulami niegdysiejsze gwiazdy, które z biegiem czasu świeciły rzadziej i rzadziej. Kosmalski, wciąż bożyszcze fanów z Konwiktorskiej (jako jeden z kilku piłkarzy po blamażu z Zagłębiem Lubin nie bał się konfrontacji z własnymi kibicami) zgasł niczym wypalona żarówka. Kiedyś widziała go u siebie Wisła Kraków, ale także CSKA Moskwa i Steaua Bukareszt. Nie były to propozycje wyrwane z bajki. Nie były to słowa, które ktoś bezwiednie rzucił w eter, ktoś inny podkoloryzował, a jeszcze kto inny ubarwił w sobie znany sposób. Te oferty po prostu były. Tak jak był hazard, w którym pan Jacek topił swój majątek i alkohol, gdzie topił smutki. Kiedyś mógł mieć świat u stóp, ale dziś sam jest pod jego stopą i co chwila dostaje kopniaka.

33-letni Chałbiński, były dwukrotny wicekról strzelców polskiej ligi, kolejny sezon nabiera ludzi na znane nazwisko. Uprawia kłamstwo najgorszej maści, bo oszukuje samego siebie. Piłkarz, który (choć zabrzmi to co najmniej dwuznacznie) poza strzelaniem goli nigdy wiele nie umiał, stracił ostatni oręż do walki z krytyką. Ostatniego ligowego gola (nie licząc trafień dla rezerw Zagłębie Lubin) zanotował w połowie kwietnia 2008 roku! U Radolskyego Chałbiński zagrał raptem dwa kwadranse. Jedyną rzeczą, która trzyma go z daleka od gniewu działaczy Polonii, jest fakt, że chudy jak patyk napastnik ma równie chude zarobki - jedne z najniższych w całej drużynie.

Niezrozumiały wydaje się z kolei casus Ivanovskiego. Macedończyk, choć ponadprzeciętnie podatny na lenistwo i inne wolne od wytężonej pracy czynności, bramki strzelał dotąd w miarę regularnie. W zeszłym sezonie aż 11 ze wszystkich 40 goli, jakie uciułała na mecie sezonu Polonia, to jego dzieło. W tym jest najlepszym obok Marcelo Sarvasa strzelcem, a w pucharowych meczach z NAC Breda jako jedyny wyniósł się ponad przeciętność. Już latem stołeczny klub nie pragnął niczego tak bardzo, jako odejścia Ivanovskiego. - Chcemy się go pozbyć - powiedział nam wówczas wysoki rangą pracownik klubu. Dziś, ten sam jegomość, mówi równie dosadnie: - Na pewno nie przedłużymy z nim kontraktu. Pewnie już zimą znajdzie sobie nowego pracodawcę i podpisze z nim kontrakt.

Źródło artykułu: