W tym samym czasie Paweł Wszołek i Tymoteusz Puchacz dołączyli do Unionu Berlin. Obaj nawet nie zadebiutowali w Bundeslidze, a pierwszy z wymienionych odszedł z niemieckiego klubu.
Wiosną 30-latek był tylko wypożyczony do Legii Warszawa i w letnim okienku przeszedł do stołecznego zespołu na zasadzie transferu definitywnego. W rozmowie z "Przeglądem Sportowym" opowiedział o swoim pobycie w Berlinie.
- Z jednej strony to dla mnie osobista porażka, ale z drugiej wiem, że zrobiłem wszystko co mogłem, by tę szanse otrzymać. Nie będę rozpamiętywał Unionu. Nie dostałem tam szansy, trudno, choć naprawdę uważam, że mogłem im sporo dać - uważa Wszołek.
ZOBACZ WIDEO: Pożegnanie Artura Boruca. "Wytworzyła się rysa"
Skrzydłowy zanotował zaledwie jeden występ w Pucharze Niemiec. 11-krotny reprezentant Polski - podobnie jak Puchacz - nie był ulubieńcem trenera Ursa Fischera. Paradoksalnie doświadczony gracz dobrze prezentował się w PKO Ekstraklasie i postanowił wrócić do Warszawy.
- Jestem realistą. Wiedziałem, że jeśli zostanie trener Fischer, trudno będzie mi dostać szansę. Znów musiałbym na nią bardzo długo czekać. Znam samego siebie, wiedziałem, że byłoby mi naprawdę ciężko. Przez kilka dni na urlopie o tym myślałem, rozważałem różne opcje, ale w końcu powiedziałem sobie: "Paweł nie rób tego, to nie ma sensu". Wierzę, że podjąłem właściwą decyzję - podkreślił.
Czytaj także:
Marek Papszun przewrotnie: Kibice Lecha okazali nam szacunek
Wayne Rooney blisko pracy w MLS