W pierwszej rundzie pekińskiego turnieju Krzysztof Wiłkomirski zmierzył się z Łotyszem Vsevolodsem Zelonijsem. Polak wygrał przez yuko. - Z dzisiejszym pierwszym rywalem mierzyłem się już kilkukrotnie. Kilka razy wygrałem, kilka przegrałem. Jest to starszy zawodnik, niemniej jednak mistrz olimpijski i zawsze potrafi być groźny, szczególnie w pierwszej walce, kiedy ma jeszcze dużo siły. Myślę, że walkę przeprowadziłem dobrze taktycznie. Nie otwierałem się, wiedziałem, że czas płynie na moją korzyść, bo mój rywal z racji wieku musiał być przygotowany gorzej kondycyjnie. Tak też się stało. Szybko osiągnąłem przewagę i kontrolowałem walkę do końca - tak skomentował polski zawodnik pierwszą walkę w rozmowie z reporterem TVP.
Znacznie gorzej było już w drugim pojedynku. Naprzeciwko Wiłkomirskiego stanął judoka z Mongolii, Dashdavaa Gantumur, trzynasty zawodnik kat. 66 kg w Atenach. Niestety Polak przegrał przez kokę i musiał liczyć na to, że Mongoł będzie pokonywał kolejnych rywali. Na nieszczęście Wiłkomirskiego już w kolejnej walce Gantumur przegrał z Irańczykiem Alim Malomatem i tym samym zamkną Polakowi szansę na brązowy medal. - Do drugiej walki podszedłem chyba zbyt spokojnie. Na samym początku dostałem karę, potem dosyć szybko spadłem na yuko, za co przeciwnik dostał pięć punktów. Starałem się to odrobić i wszystko szło w dobrym kierunku. Z sekundy na sekundę mój rywal słabł. Dostał dwie kary i raz udało mi się nim rzucić. Gdybym go jeszcze troszkę wcześniej przycisnął i dostałby kolejną karę to może wygrałbym. A tak, niestety przegrałem. Stało się, jak się stało. Startowało 32 zawodników, a medali jest tylko cztery. Każdy chce wygrać i widocznie nie było to mi pisane. - dodał polski zawodnik.
Głównym celem startu Krzysztofa Wiłkomirskiego w Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie było zdobycie medalu, a dokładnie premii za zwycięstwo, którą będzie mógł zapłacić za kosztowną operację syna Franka. - Od jakiegoś czasu wiedziałem, że nie jesteśmy sami. Mamy wielu przyjaciół, którzy nam zawsze pomogą. Wiem, że będą walczyli o Franka tak samo jak my. Są też ludzie, których nie znamy, a którzy jak będzie taka potrzeba również nam pomogą. Dlatego jestem spokojniejszy. Pomimo tego, chciałem wygrać dla niego i dla mojej żony. Ostatnie miesiące były dla nas ciężkie, ponieważ spędzaliśmy je osobno. Tym bardziej jest mi teraz ciężko, bo ten czas jest stracony i marzę już o tym, aby wrócić do domu - skończył ze łzami w oczach polski judoka.