O olimpijski paszport reprezentacja Argentyny będzie walczyła na turnieju ostatniej szansy w Tokio, z którego awans uzyska zwycięzca i najlepsza drużyna azjatycka. - Nie wykorzystaliśmy najdogodniejszej okazji na zdobycie paszportu do Pekinu, podczas styczniowego turnieju kontynentalnego, w Formosa. Grając u siebie mieliśmy ułatwione zadanie. Przegraliśmy jednak z Wenezuelą i to oni pojadą do Chin. Podczas rywalizacji w Tokio nasze szanse są znikome i chyba tylko cud mógłby spowodować, że wygramy grupę - ocenił Marcos Milinkovic, który ze względów rodzinnych musiał zrezygnować z wyjazdu do Tokio. Gdyby jednak jakimś trafem Argentyna wywalczyła awans na Olimpiadę, to z pewnością wesprze kolegów w turnieju olimpijskim.
Siatkarz przyznaje, że jeśli Argentyna nie pojedzie do Pekinu, to podczas Igrzysk Olimpijskich będzie trzymał kciuki za Brazylię - zespół, który jego zdaniem góruje nad pozostałymi, najsilniejszymi nawet ekipami. - Brazylijczycy zdają sobie sprawę, że w Pekinie zakończy się era wielkiej i wspaniałej generacji zawodników, którzy wygrali wszystko, co można było wygrać i na trwałe zapisali się w historii sportu. Staną więc na głowach, aby zakończyć ten etap kolejnym olimpijskim złotem – uważa argentyński siatkarz.
Marcos Milinkovic został uznany w swoim kraju najlepszym zawodnikiem w dziejach rodzimej siatkówki. W 2002 roku, na mistrzostwach świata w Buenos Aires został wybrany najlepszym graczem imprezy. Od lat jest najwartościowszym zawodnikiem reprezentacji Argentyny i jej niekwestionowanym liderem. Wciąż jednak zachowuje skromność i pokorę, podkreślając, iż nagrody indywidualne są tylko dodatkiem do sukcesów całej drużyny. - To wielki honor i zaszczyt otrzymać takie wyróżnienia. Dla mnie jednak najważniejsze jest, że wciąż mogę występować w trykocie z narodowymi barwami i pracować na dobre imię sportu w naszym kraju – mówi. Obecnie największymi gwiazdami światowej siatkówki, zdaniem Milinkovica są Giba, Dante, Kazijski i Soto. Wśród klasowych graczy na najwyższym, światowym poziomie wymienia również czwórkę rozgrywających - Ricardo, Marcelinho, Grbića i Balla. – To oni zasługują na podziw i uznanie.
Milinkovic ma prawie 37 lat. Od dwudziestu lat gra w siatkówkę i podczas swojej długiej kariery występował w kilku różnych krajach. Ostatni sezon spędził w Turcji, gdzie zaskoczył go wysoki poziom organizacyjny rozgrywek i całkiem niezły poziom siatkarski. - Najcieplej jednak wspominam lata spędzone w Brazylii, Włoszech i Grecji. Tam czułem się naprawdę komfortowo - wyznaje.
Siatkarz wciąż ma ogromny głód grania w siatkówkę i tak długo, jak pozwoli mu zdrowie, będzie czynnie uprawiał swój ulubiony sport. Przyznaje jednak, że powoli zaczyna już myśleć o planach na przyszłość, po zakończeniu kariery. Jako prawdziwy „weteran” reprezentacji doskonale postrzega braki i mankamenty rodzimej siatkówki. – Niestety w Argentynie mamy bardzo kiepski system pracy z juniorami. Żeby stworzyć nową generację siatkarzy potrzeba co najmniej pięciu lat. Tymczasem u nas sądzono, że pokolenie zawodników, które rozpoczęło karierę po mistrzostwach świata w 1990 roku, będzie wieczne i teraz odczuwamy tego skutki.
Czy zatem największa gwiazda argentyńskiej siatkówki po zakończeniu kariery postawi na pracę trenerską i zajmie się kształtowaniem nowej generacji siatkarzy w swoim kraju? – Krok po kroku zmierzam w tym kierunku. Robię odpowiednie kursy, a przede wszystkim dużo rozmawiam z różnymi szkoleniowcami – zdradza Marcos Milinkovic.