Zawodnikowi zawsze trudno pogodzić się z tym, że nie osiąga już wyników sprzed spadku formy. Czterokrotny zwycięzca Pucharu Świata podkreśla, że w takich sytuacjach, wciąż czuje się swoją siłę i dawne możliwości.
- Taki czas przychodzi dla każdego. Nie da się bez przerwy być w najwyższej dyspozycji, można jedynie starać się skrócić kryzys. Doskonale wiem, co czują piłkarze. Futbol w naszym kraju jest bardzo popularny. Wokół niego jest duża otoczka w postaci sponsorów, spotów reklamowych itd. Z tego powodu wymagania są jeszcze większe. Nagle znajduje się tysiące ekspertów, którzy twierdzą, że wiedzą, dlaczego gra nie wyglądała tak, jak powinna. Dają rady, są pewni, że sami wszystko zrobiliby lepiej. Zawsze najbardziej obrywa szkoleniowiec - przyznaje obecny dyrektor koordynator ds. skoków narciarskich i kombinacji norweskiej w Polskim Związku Narciarskim.
Kiedyś sam musiał zmierzyć się z falą hejtu. Po trzech tytułach najlepszego zawodnika sezonu, stracił dawną dyspozycję i zajął 12. miejsce w klasyfikacji generalnej PŚ. Nagle grono domorosłych specjalistów stwierdziło, że skoczek do niczego się nie nadaje, a poprzednie triumfy były dziełem przypadku. Fatalny start reprezentacji Polski na mistrzostwach świata w Rosji również był poprzedzony sukcesami. Najpierw udane eliminacje do Euro 2016, potem najlepszy w historii naszego kraju start na najważniejszej piłkarskiej imprezie Starego Kontynentu. Znowu udane eliminacje i... totalny blamaż na mundialu w Rosji.
- Na samym początku głośno przyznawałem, że jestem sceptyczny wobec Nawałki. To było zaraz po objęciu przez niego posady selekcjonera. Wydawało mi się, że trenerem, który byłby w stanie coś zdziałać może być tylko specjalista z zagranicy. Myliłem się. Nawałka stworzył zespół, który można było oglądać z podziwem i pasją. Z tego powodu rozczarowanie po meczach w Rosji jest jeszcze większe. Warto jednak pomyśleć, że oni przecież nie chcą źle. Jak Lewandowski powiedział na konferencji - ich po prostu na tyle było stać w tym momencie. Dali z siebie wszystko.
ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Łukasz Fabiański: Chcemy sprawić chociaż odrobinę radości kibicom
Mimo tragicznej gry w spotkaniach z Senegalem i Kolumbią, Małysz daje kadrowiczom receptę na odrodzenie się po fali hejtu. Przyznaje przy tym, że w jego czasach było nieco łatwiej, bo media społecznościowe dopiero się rodziły i krytyka nie uderzała w sportowców aż tak boleśnie.
- Kiedy nie kupiłem gazety, nie miałem dostępu do komentarzy. Oczywiście, dochodziły do mnie różne głosy, ale tego nie da się w stu procentach uniknąć. Hejterzy mówili, że więcej już niczego nie wygra. To była dla mnie motywacja. Chciałem im udowodnić, że to, co myślę ja sam, jest dla mnie znacznie ważniejsze. Chciałem też sprostać swoim własnym wymaganiom. Pewien okres był zamknięty i tyle. Trzeba było skupić się na kolejnych sezonach.
Małysz zdaje sobie sprawę, że kiedy mamy do czynienia ze sportami zespołowymi, sytuacja wygląda inaczej niż w skokach. Piłkarze czy siatkarze nie biorą na barki całego ciężaru porażki. Z drugiej strony, większość zawodników zapewne uważa, że to właśnie oni zawalili turniej całej drużynie.
- Największym błędem, szczególnie w Polsce, jest natychmiastowa i potężna krytyka. Mówi się o zwolnieniu trenera, o tym, że ktoś się do czegoś nie nadaje. Oczywiście, jeśli trener nie jest w stanie już niczego więcej wykrzesać z drużyny, to zespół powinien się wypowiedzieć, czy potrzebuje nowej krwi. Na ogół jest jednak tak, że taka osoba ma jeszcze sporo do zrobienia, a władze pod wpływem kibiców, odwołują szkoleniowca. Świetnym przykładem jest Antiga, którego bardzo lubiłem. Byłem mocno zdziwiony, że podziękowano mu za współpracę.
- Tak, jak powiedział Robert - nie wszyscy wiedzą, ile sił i zdrowia zostawili na boiskach, choćby klubowych. Wielu piłkarzy znowuż siedziało na ławkach, co też miało wpływ na dyspozycję. Wynik 4:0 przed mundialem mógł ich podbudować, może trochę przyćmić pojęcie o możliwościach kadry. Litwa nie jest nie wiadomo, jak dobrym zespołem. Ale z drugiej strony, gdyby przegrali, to też byłoby niedobrze. Nie ma dobrej recepty, ale to jeszcze nie jest powód, aby kogoś mieszać z błotem.