"McClown", "Bałwan z parasolem" i wiele innych pokrewnych epitetów. Media na Wyspach nie znały litości dla Steve'a McClarena. Zdjęcie podłamanego trenera z parasolem i kubkiem kawy stało się symbolem bezradności. Wiedział wtedy, że jego kadencja, najgorsza w historii tamtejszej piłki, dobiegła końca. Anglicy po raz pierwszy od 1994 roku nie zakwalifikowali się do imprezy mistrzowskiej.
Kadrę przejął w 2006 roku po odejściu Svena-Gorana Erikssona. McClaren, przez dwa lata asystent Szweda i twórca sukcesów Middlesbrough, dostał ofertę po odmowie Luiza Felipe Scolariego. Gazety od razu podłapały temat, zyskał przydomek "Steve Drugiego Wyboru". Dziennikarze wzięli go w obroty, do końca kadencji zupełnie nie radził sobie z krytyką. Po jednym ze spotkań, wygranym w marnym stylu, szybko wyszedł z konferencji i rzucił na pożegnanie: - I tak napiszecie, co chcecie.
McClarenowi nie szło w eliminacjach ME 2008. 0:0 w Manchesterze z Macedonią uznano (całkiem słusznie) za klęskę. Potem wyjazdowe 0:0 z Izraelem, 1:2 z Rosją, kiedy był o krok od zwolnienia, w końcu żenujący mecz z Chorwatami (2:0). W Zagrzebiu skompromitował się forowany przez niego Paul Robinson. Wpuścił niegroźny lob Eduardo da Silvy, ale media zgotowały mu prawdziwe piekło po drugim błędzie. Wręcz nieprawdopodobnej gafie. Gary Neville podał po ziemi do własnego bramkarza, piłka podskoczyła tuż przez nim i Robinson machnął się. Futbolówka wturlała się do siatki. Golkiper nie miał życia przez kilka tygodni.
Awans wisiał na włosku. Jakimś cudem, dzięki wpadkom Rosjan, Anglicy potrzebowali jednak tylko remisu u siebie z Hrvatską. McClaren nie mógł skorzystać z większości liderów (Wayne Rooney, John Terry, Rio Ferdinand, Michael Owen), presja zrobiła się nie do zniesienia. Eskalacja nastąpiła 48 godzin przed meczem, gdy ogłosił irracjonalne decyzje. Posadził Davida Beckhama na ławce, a w najważniejszym meczu kwalifikacji zamienił Robinsona na żółtodzioba, Scotta Carsona. Nowy golkiper miał na koncie zaledwie jeden występ w reprezentacji!
ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Mocne słowa eksperta. "Rosjanin kojarzy się z człowiekiem, który bierze doping"
Po 14 minutach żałował swojego wyboru. Niko Kranjcar zaskoczył Carsona niezbyt groźnym strzałem, chwilę później bramkarz fatalnie zachował się w sytuacji sam na sam i Ivica Olić objechał go jak juniora. Wynik 2:0 zupełnie odciął Anglikom tlen, ożywiło ich dopiero wejście po przerwie Jermaina Defoe i Beckhama. Ten pierwszy wywalczył karnego, "Becks" obsłużył idealnym podaniem Petera Croucha. 2:2 na przemokniętej do ostatniego źdźbła murawy Wembley dawało bilety na ME. Chorwatom nic nie groziło, przyjechali już z awansem. Nie oszczędzali się jednak, Mladen Petrić uderzył chytrze z dystansu, Carson nie sięgnął piłki i Wembley zamarło. Przez pozostały kwadrans nic się nie wydarzyło, McClaren oniemiał i cichaczem próbował udać się do szatni. Wiedział, że czeka go publiczny lincz.
Stanowisko stracił rankiem. Cała nienawiść spadła nie na piłkarzy, a na selekcjonera. Dostało mu się nawet za schronienie pod parasolem, podczas gdy trenerowi Chorwatów Slavenowi Biliciowi zupełnie nie przeszkadzała ulewa, szalał przy ławce, brodząc w błocie. McClaren ulegał dziennikarzom, dokonywał fatalnych wyborów personalnych, preferował archaiczną taktykę. Żaden szkoleniowiec nie wyleciał z pracy tak szybko (nie licząc 67-dniowej kadencji Sama Allardyce'a i zwolnienia po aferze korupcyjnej). Stołek w kadrze właściwie złamał jego karierę. Zdobył wprawdzie mistrzostwo Holandii z FC Twente, ale w kraju nie zaistniał na poważnie. Prowadził jeszcze Derby County, Newcastle United, teraz opiekuje się Queens Park Rangers. Gdziekolwiek się pojawi, kibice wypominają mu niechlubny epizod w reprezentacji.
Anglikom nie było do śmiechu, Chorwatom jak najbardziej tak, nie tylko z powodu zwycięstwa. Przed feralnym meczem śpiewak Tony Henry wykonywał chorwacki hymn. Zamiast słów "Mila kuda si planina" zaśpiewał "Mila kura si planina" co można wyjaśnić jako... "moja droga, mój penis jest górą". Piłkarzom nie umknęła pomyłka, Vedran Corluka i Luka Modrić nie mogli powstrzymać się od śmiechu, wymieniali porozumiewawcze spojrzenia. Ciekawe, czy w równie dobrych nastrojach będą po półfinale MŚ 2018. Początek meczu 11 lipca o godz. 20.00.