Mundial 2018. Szwecja - Anglia: Harry Kane kroczy po koronę króla strzelców, a miał być jednorazowym wybrykiem

Getty Images / Ryan Pierse  / Na zdjęciu: Harry Kane
Getty Images / Ryan Pierse / Na zdjęciu: Harry Kane

Harry Kane miał być tylko "jednosezonowym wybrykiem". Nikt nie wierzył, że będzie w stanie regularnie zdobywać gole. Dzisiaj jest dwukrotnym królem strzelców Premier League, zdobył najwięcej goli na świecie w 2017 r. i kroczy po koronę na mundialu.

Było lato 2015 roku. Harry Kane przestał pałętać się po niższych ligach i dostał poważną szansę od Tottenhamu Hotspur. Wykorzystał ją idealnie. We wszystkich rozgrywkach zdobył 32 gole, zadebiutował w reprezentacji Anglii, strzelił nawet bramkę z Litwą, 79 sekund po wejściu na murawę. Z miejsca posypały się plotki o przenosinach do silniejszego zespołu. Zaczęły się porównania do najlepszych napastników reprezentacji Anglii. Kane dostał podwyżkę (do 35 tysięcy funtów tygodniowo), kontrakt do 2020 roku i miał czarować w kolejnym sezonie. Nie brakowało jednak sceptyków, którzy forowali swoje opinie: to jednorazowy wybryk, a takich w historii Premier League nie brakowało. Przekaz był jasny: Kane już nie będzie strzelał tak często.

Od pierwszych meczów kolejnego sezonu sceptycy mogli się szeroko uśmiechać. Było widać, że czegoś brakuje Kane'owi: szybkości, zdecydowania, czucia piłki. Mauricio Pochettino, trener Tottenhamu Hotspur, uparcie na niego stawiał, chociaż było widać, że Kane męczy się na murawie.

Mijały minuty, godziny, a Kane marnował kolejne okazje strzeleckie. Na nic zdały się trafienia w eliminacjach do mistrzostw Europy w reprezentacji Anglii. W Premier League posucha trwała i nic wskazywało na to, żeby miało się to zmienić. Przełamanie nastąpiło dopiero w siódmej kolejce Premier League. Strzelił w końcu bramkę i to nie byle komu - Manchester City wyjechał z White Hart Lane z bagażem czterech goli. Nie odblokował się jednak na dobre. Znów czekał miesiąc. Tym razem jednak wbił trzy bramki Bournemouth, a później w dwóch kolejnych meczach po razie trafiał do siatki. - To jest właśnie ten sam Kane. Znów jest magiczny - piała z zachwytu brytyjska prasa. - Wrócił - wtórowali jej kibice Tottenhamu.

Kane już się nie zatrzymywał. W owym sezonie zdobył 25 bramek i został królem strzelców. Rok później 29 goli zapewniło mu koronę, a w ubiegłym 30 trafień nie wystarczyło, żeby pokonać Mohameda Salaha. Powetował sobie zdobywając najwięcej bramek na świecie w całym 2017 roku. 56 goli w 52 meczach to fantastyczny wynik. Lionel Messi, Cristiano Ronaldo czy Robert Lewandowski nie dali mu rady.

Harry Kane potrafi prawie wszystko: dryblować, grać głową, strzelać z dystansu, zdobyć gola z rzutu wolnego. Nie potrafi tylko... grać w sierpniu. Na 12 ligowych meczów w tym właśnie miesiącu nie strzelił ani jednej bramki. Poza boiskiem jest nudny dla mediów: nie jest uwikłany w żadne skandale, swoją żonę poznał długo zanim jego nazwisko zaczęto łączyć z Realem Madryt. Jest idealnym antyprzykładem, jak nie dostarczać materiału do niedzielnej gazety.

Na mundialu w Rosji tylko udowadnia, że strzelanie goli to dla niego codzienność. Sześć bramek w zaledwie trzech meczach to fantastyczny wynik. Anglia jest faworytem w meczu ze Szwecją, a to oznacza, że Kane ma szansę zostać drugim po Garym Linekerze angielskim królem strzelców mistrzostw świata.

Początek meczu Szwecji z Anglią w sobotę o godz. 16.

ZOBACZ WIDEO Reprezentanci Polski żegnają selekcjonera. "Czy to szczere? Nie wiemy, co stało się w Rosji"

Źródło artykułu: