Czy polski trener mógłby zastąpić dziś Adama Nawałkę? Trochę wątpliwe, bo choć mamy kilku niezłych szkoleniowców, to brakuje kogoś takiego kalibru jak ustępujący selekcjoner.
Z perspektywy czasu wybór Nawałki należy ocenić jako optymalny. To trener, który pokazał, że ciężką pracą w lidze polskiej można osiągnąć sukces w słabszej drużynie, ale też odebrał dobre europejskie wykształcenie. Jeździł na staże do Włoch, m.in. samego Fabio Capello, uczył się od Leo Beenhakkera.
Nawałka, dzięki wielu sprzyjającym okolicznościom, ale też swojemu niezwykłemu talentowi organizacyjnemu i pomysłowemu wykorzystaniu graczy, osiągnął najlepszy wynik polskiej drużyny od 30 lat. Wyszedł z grupy na dużym turnieju.
Następca teoretycznie ma trudne zadanie, ale przecież zarządzanie grupą osób nie jest to żadne "Mission impossible". W naszym kraju kibice i dziennikarze od lat spierają się, kto powinien być selekcjonerem - Polak czy obcokrajowiec. Poprzednie zarządy upierały się, że musi być to Polak, choć przecież Beenhakker, trener holenderski, odniósł sukces z naszą drużyną - jako pierwszy awansował z nią na EURO 2008, mając dość przeciętny skład i bardzo trudną grupę eliminacyjna. Nawałka nauczył się od niego wielu rzeczy, m.in. używania piłkarzy zadaniowo, współpracy ze sztabem itd.
ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Boniek ma już wymogi względem nowego trenera. "Mam na stole 6-7 CV"
Dla wielu osób bycie Polakiem to jednak warunek podstawowy. Zresztą nie jest to tylko przypadłość polska. Ottmar Hitzfeld swego czasu powiedział, że selekcjoner powinien znać mentalność ludzi w kraju,w którym pracuje. Sam prowadził kadrę Szwajcarii jednak mieszkał tuż przy szwajcarskiej granicy. Teoretycznie krajowy trener zna lepiej rynek, ale z drugiej strony Nawałka potrzebował aż roku na wstępną selekcję.
Jacy dziś są polscy kandydaci? Jako pierwszy wymieniany jest Michał Probierz. Na pewno ma uznane nazwisko w kraju, jest mocny pod względem medialnym i wydaje się, że wyrósł już z czasów "choroby młodego trenera", gdy musiał być pierwszą gwiazdą w drużynie. Ciekawa kandydatura, z uznaniem o nim wypowiadał się Zbigniew Boniek, poza tym jest to ulubiony kandydat Janusza Basałaja, szefa departamentu do spraw komunikacji i szarej eminencji w PZPN, podobno jedynego człowieka, który wchodzi do gabinetu prezesa bez pukania. Na razie jest królem Białegostoku, gdzie spędził większość kariery i osiągnął fenomenalne wyniki. W innych klubach nie miał spektakularnych rezultatów.
Innym wymienianym kandydatem jest Jacek Magiera. Selekcjoner drużyny do lat 20 pokazał w Legii Warszawa, że umie pracować pod presją, choć też trzeba pamiętać, że w stolicy przyjęto go jak swojego. Gdy okoliczności okazały się mniej sprzyjające, czyli z klubu odszedł Vadis Odjidja-Ofoe, nie był w stanie poukładać gry. Magiera to spora niewiadoma i ryzyko, Boniek musiałby być przekonany w 100 procentach do jego wizji.
Przypomnijmy, że przed zatrudnieniem Adama Nawałki najpoważniejszym kandydatem na selekcjonera był Dariusz Wdowczyk. Boniek zrobił nawet, za pośrednictwem zaprzyjaźnionego ze związkiem portalu, sondę internetową. Czytelnicy zmasakrowali ten pomysł, bo wcześniej trener był zawieszony za handel meczami. Wdowczyk wówczas powiedział, że nawet gdyby wygrał kilka razy tytuł mistrzowski, na zawsze będzie skreślony. Problem polega na tym, że od 2013 roku nic wielkiego nie osiągnął. Z podobnego względu wielkich szans na posadę nie miałby selekcjoner kadry do lat 21, Czesław Michniewicz. Zazwyczaj ma świetny kontakt z piłkarzami, potrafi zadbać o grupę, miał dobre wyniki prawie wszędzie gdzie pracował. I jest powszechnie lubiany. Choć nie był oskarżony w procesie, to jednak spora część kibiców nie jest w stanie zapomnieć jego bliskich relacji z Ryszardem Forbrichem, czyli "Fryzjerem", głównym oskarżonym w aferze korupcyjnej. Boniek jest chyba zbyt inteligentny, by strzelić sobie - pod względem PR-owym - w kolano. Tym bardziej, że akurat o wizerunek związek dba bardziej niż o cokolwiek innego, ze sportem włącznie.
Kolejny polskim kandydatem jest od lat Piotr Nowak. Skoro wolna posada, to wiadomo, że część dziennikarzy będzie forsować jego kandydaturę i powoływać się na pracę z amerykańska reprezentacją olimpijską oraz pracę u boku Boba Bradleya. Trudno odmówić Nowakowi intelektu i znajomości tematu, le trzeba też pamiętać, że tak naprawdę od 2004 roku, gdy wygrał ligę MLS z Washington DC United, nic wielkiego w piłce klubowej nie zdziałał.
W końcu są nasi ligowi trenerzy. Marcin Brosz pokazał w Górniku Zabrze, że potrafi pracować z młodymi zawodnikami, wprowadzać ich do wielkiej piłki, kreować gwiazdy. W czasach przebudowy kadry to działa na jego korzyść. Również w Piaście Gliwice spisał się lepiej niż dobrze. Ale nigdy nie pracował na poziomie międzynarodowym ani nawet w klubie z pierwszego rzędu polskiej piłki. Tylko pozornie jest to więc szkoleniowiec podobny do Nawałki.
Kolejnym jest Jerzy Brzęczek, który osiągnął sporo w przeciętnej Wiśle Płock, ale też nie wiadomo, czy nie jest to trener jednego sezonu. Poza tym jest wujkiem Kuby Błaszczykowskiego, który był skonfliktowany z Robertem Lewandowskim. Mogłoby tu dojść do konfliktu interesów.
W kraju mamy jeszcze kilku bardzo ciekawych trenerów, jak choćby Leszek Ojrzyński (osiągnął wyniki ponad stan w Arce Gdynia) czy Piotr Stokowiec. Obaj mają szanse na duże kariery, ale w tej chwili CV żadnego z nich nie daje mocnych podstaw do ubiegania się o stanowisko selekcjonera. Choć oczywiście trzeba też pamiętać, że selekcjoner a trener to dwa inne zawody. O Kazimierzu Górskim mówiono, zanim objął kadrę narodową, że jest słabym trenerem. Ironizowano, pisano nawet z politowaniem, że przecież "Kaziu prochu nie wymyśli". A został selekcjonerem wszech czasów.
Na dziś wszystko wskazuje jednak na to, że jedynym polskim kandydatem, który spełniałby szereg warunków do zostania selekcjonerem, byłby... Adam Nawałka