Dekadę temu był średnim zawodnikiem ŁKS-u Łódź. Przed rokiem przeszedł z Chin do Barcelony. Wielu kibiców zaszokował ten ruch. - Poważnie, jeśli uważasz, że ten transfer jest szalony, to nie znasz całej mojej historii. To był tylko jej 10. rozdział. Moja cała przygoda jest jeszcze bardziej nierealna - pisze piłkarz we własnym artykule na "theplayerstribune.com".
Rasizm i depresja
Dzisiaj Paulinho błyszczy na rosyjskich boiskach w barwach reprezentacji Brazylii. W rundzie grupowej mundialu był jednym z najbardziej wyróżniających się zawodników Canarinhos. Przeciwko Serbii zdobył nawet gola na 1:0. Ale niewiele brakowało, by w wieku 19 lat zakończył karierę piłkarską. - Przez około miesiąc przebywałem w domu. W depresji. Było to latem 2008 roku. Właśnie wróciłem do Sao Paulo z zagranicy, na Litwie i w Polsce. I było to naprawdę traumatyczne przeżycie - zdradza były zawodnik ŁKS-u Łódź (Więcej o jego pobycie w Polsce: -> KLIKNIJ TUTAJ").
Jego koszmar zaczął się podczas pobytu w FK Wilno. To był pierwszy europejski klub, w którym znalazł się przyszły reprezentant Brazylii. Trafił tam poprzez umowę z agentem Algimantasem Breikstasem. Litwinowi marzyło się wypromowanie piłkarzy z Ameryki Południowej do lepszych i przede wszystkim bogatszych klubów kontynentu. Krótko mówiąc, chodziło o zarobek. Robił to mimo sprzeciwu kibiców miejscowych drużyn, wrogo nastawionych do "obcych". Ich gniew koncentrował się jednak nie na biznesmenie, a piłkarzach.
- Pewnego dnia szedłem po mieście z jednym z moich kolegów, Rodneiem [w Polsce znany z występów w Jagiellonii - przyp. red.]. Podeszła do nas bardzo agresywna grupa ludzi. Zaczęli naśladować małpy i nękać nas. Po raz pierwszy w życiu doświadczyłem takiego rasizmu. I niestety nie był to jedyny czas. Na ulicach ludzie wpadali na nas, próbując nas sprowokować. Podczas meczów fani naśladowali odgłosy małp i rzucali w nas monetami. To było obrzydliwe uczucie. Wiedzieliśmy, że to nie nasz kraj, więc musieliśmy to jakoś zaakceptować i spróbować iść gdzie indziej - wspomina Paulinho.
ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Sylwia Dekiert: Myślę, że Nawałka nie pozostanie na stanowisku. Nie dlatego, że był złym trenerem
W ten sposób utalentowany nastolatek trafił do naszej ekstraklasy. - Wyjechałem do Polski, ale byłem zraniony wcześniejszym doświadczeniem. To był bardzo samotny czas - mówi piłkarz, który zagrał 17 meczów ligowych w barwach ŁKS-u. Ta przygoda pogorszyła jednak tylko zły stan psychiczny gracza. - Opuściłem Brazylię w wieku 17 lat, aby zapewnić rodzinie lepsze życie, ale kiedy wróciłem do domu dwa lata później, byłem całkowicie zmęczony piłką nożną. Powiedziałem więc moim rodzicom, byłej żonie i agentowi: "Kończę!" - dodaje.
Nie była to Liga Mistrzów
Paulinho był zdecydowany na ten ruch. Jednak jak zdradza w tekście, odwiodła go od niego ówczesna żona. I przytacza ich wymianę zdań, która uratowała jego karierę:
- Koniec z piłką nożną? Nie umiesz robić w życiu nic innego. Nawet nie wiesz, jak zmienić żarówkę!
- Nauczę się! To nie może być takie trudne!
- Ale pomyśl o swoich rodzicach. Byłoby to dla nich brakiem szacunku, po wszystkim, co ci dali.
- Ona miała rację. Odkąd miałem pięć lat, biegając po ulicach, moja matka była przy mnie w każdej sytuacji. Kiedy byłem dzieckiem, uwielbiałem grać w piłkę tak bardzo, że naprawdę nie mogłem zasnąć w nocy. Po prostu wpatrywałbym się w ścianę, myśląc: "Cholera, nie mogę się doczekać, aż nadejdzie poranek, więc mogę znów mieć piłkę u moich stóp!" - wspomina Paulinho.
Po powrocie do Brazylii zawodnik zaczynał wszystko od zera. Przeszedł do czwartoligowego Pao de Acucar. - Powiedzmy, że to nie była Liga Mistrzów. Podróżowaliśmy osiem godzin autobusem, by rozgrywać mecze, a na początku meczu temperatury wynosiły po 40 stopni Celsjusza. Na początku powiedziałem sobie: "Nie zrobisz tego. Powinieneś nauczyć się budować domy lub czegoś innego, bo to się nie uda. Ale powoli, powoli, powoli ... Po prostu trenując i grając każdego dnia, wymazałem negatywne wspomnienia i znów byłem szczęśliwy - mówi.
Selekcjoner jak drugi ojciec
Paulinho trafił do Bragatino. To już była druga liga. Później nadeszła wymarzona oferta z jednego z największych klubów kraju - Corinthians. Tam poznał człowieka, który - jak podkreśla Brazylijczyk - zmienił jego życie i stał się dla niego drugim ojcem. To był obecny selekcjoner, Tite. - Kiedy mówię o Tite, czuję emocje, ponieważ jesteśmy połączeni w specjalny sposób, który jest czymś więcej niż tylko piłką nożną. Patrzył mi w oczy i wiedział, kiedy wszystko było w porządku, a kiedy nie czułem się dobrze. Nie musieliśmy nawet mówić nic - podkreśla. Na potwierdzenie tych słów Brazylijczyk przytacza sytuację, kiedy sięgnął po mistrzostwo kraju w 2011 roku.
NA NASTĘPNEJ STRONIE PRZECZYTASZ M. IN. O PROPOZYCJI MESSIEGO I TRANSFERZE DO BARCELONY
Autor na Twitterze:
[nextpage]
Pomocnik Canarinhos otrzymał wtedy ofertę z Interu Mediolan. - To była szalona sytuacja, gdy mój agent zadzwonił do mnie i powiedział, że Inter potrzebuje odpowiedzi w 15 minut. To było tuż przed treningiem, więc pobiegłem do biura Tite'a i powiedziałem mu, co się dzieje. Trener powiedział: "Posłuchaj, decyzja należy do ciebie. Oczywiście chcę, żebyś został, ale to twoje życie. Idź do szatni i pomyśl o tym. A kiedy zdecydujesz, wyjdź na boisko. Jeśli zamierzasz zostać, wykonaj ten gest (pokazał kciuk w górę). A jeśli masz zamiar odejść, wykonaj ten gest (kciuk w dół). Tak się dowiem" - opowiada.
Zawodnik wszystko przemyślał i postanowił zostać w klubie. Zadzwonił do agenta i powiedział mu o decyzji. Po chwili poszedł do szkoleniowca. - Tite mnie zobaczył. Czekałem dwie sekundy, żeby dodać dramatyzmu, a potem dałem mu znak, że zamierzam zostać. Westchnął i powiedział: "Boże, myślałem, że odejdziesz!" - relacjonuje. - Pracowałem z Tite przez cztery lata w Corinthians i był to złoty okres w moim życiu i mojej pracy. Kiedy w końcu wyjechałem grać w Tottenhamie, przeżyłem kolejny trudny okres i wiele osób straciło wiarę we mnie. Ale jedna osoba zawsze we mnie wierzyła. To Tite - dodaje.
Chiny? Dlaczego nie
W 2013 roku Paulinho przeszedł za 20 milionów euro do Tottenhamu. Zawodnikiem tego klubu był przez dwa lata. W jego barwach zagrał 67 spotkań. Później odszedł do chińskiego Guangzhou. Zdaniem mediów było to spowodowane konfliktem z nowym menadżerem. - Właściwie chciałbym wyjaśnić coś o pobycie w Spurs. Naprawdę nie mogę powiedzieć złego słowa na temat klubu, personelu czy prezydenta. To prawda, że był to bardzo trudny okres dla mnie i były chwile, kiedy nie chciałem opuszczać mojego mieszkania w Londynie, ponieważ byłem tak bardzo zestresowany, że nie grałem. Czułem się tak, jakbym się dusił. Z jakiegoś powodu nie byłem w planach Mauricio Pochettino. Nie sądzę, że nie pasowałam do jego filozofii. Ale nigdy nie mieliśmy różnicy zdań. Pewnego dnia poszedłem do prezesa klubu i powiedziałem mu, że jeśli dostaną ofertę zbliżoną do tego, co zapłacili za mnie, to chciałbym iść dalej - wyjaśnia.
Oferta nadeszła z niespodziewanego kierunku. - Pomyślałem: "Dlaczego nie?". Moi przyjaciele wszyscy myśleli, że jestem szalony. Pisali do mnie: "Chiny? Co zrobisz w Chinach? Odpowiadałem: "Zobaczymy!" Żyję czymś, o czym kiedyś powiedział mi Dani Alves, kiedy przeżywałem trudny okres w moim życiu: "Jesteśmy tylko dziećmi bawiącymi się w deszczu. Jeśli coś pójdzie nie tak, to co? Czy to koniec świata? Nie, stary. Po prostu odnajdziemy się gdzie indziej - wspomina. - Jeśli grasz w najlepszej lidze na świecie i jesteś nieszczęśliwy, to o co chodzi? Ludzie mówili, że moja kariera dobiegła końca, kiedy pojechałem do Guangzhou Evergrande, ale ... Kiedy jeździłem autobusem w czwartej lidze w Brazylii, nikt nawet nie wiedział, kim jestem! Byłem w grobie! Byłem martwy dla świata - dodaje.
Zaproszenie od Messiego
W Chinach szło pomocnikowi znakomicie. Z klubem wygrywał po kolei wszystkie rozgrywki. Był filarem drużyny. Tylko kwestią czasu był więc powrót do Europy. 9 czerwca 2017 roku Paulinho dowiedział się o zainteresowaniu Barcelony. Podczas meczu towarzyskiego Brazylii z Argentyną (0:1).
- Właśnie mieliśmy rzut wolny, a ja stałem nad piłką z Willianem i innym graczem. Nie zamierzałem uderzać. Byłem po prostu dla zmyłki. Nagle podszedł do mnie Argentyńczyk, spojrzał mi w oczy i powiedział: "Więc ... jedziemy do Barcelony, czy nie?". Po tym odwrócił się i odszedł. Nie miałem nawet czasu myśleć. Kiedy usłyszałem te słowa, gdy Willian kopnął piłkę, to wszystko, o czym mogłem pomyśleć, to: "Czy on jest poważny? Dlaczego to powiedział? O Boże, co się dzieje?". Grałem przecież w chińskiej Super League i nikt nie uwierzyłby, że Barcelona się mną zainteresuje. Pomyślałem, że może żartował, próbował namieszać mi w głowie bym stracił koncentrację. Ale graliśmy towarzysko... więc może nie? - mówi.
- Po naszej podróży do Australii wróciłem do Chin i nie słyszałem nic o transferze. Minął cały miesiąc i zapomniałem o tym. Po prostu cieszyłem się futbolem. Potem, w lipcu, zaczęliśmy słyszeć wszystkie te plotki, że Barcelona się mną interesuje. Zadzwoniłem do mojego agenta i powiedziałem: "Szefie, na miłość boską, zwariowałem! Po prostu powiedz mi, czy to prawda, czy nie?" Odpowiedział: "Cóż, to skomplikowane. Może, może nie." Pisałem do Neymara, pytając go: "Czy to jest poważne? Czy wiesz coś? Zwariowałem, na serio." Ale on był zajęty własnym transferem, więc nie był pewien. Moja żona i ja mieliśmy niesamowite życie i grałem naprawdę dobry futbol. Przed plotkami z Barçy byłem całkowicie spokojny - podkreśla.
W sierpniu kluby doszły ostatecznie do porozumienia. Barcelona zapłaciła 40 milionów euro Chińczykom. Po meczu ligowym z Liaoning FC (3:0) do Paulinho zadzwonił agent. Piłkarz tak wspomina ich rozmowę:
- Umowa jest skończona. Musisz przyjechać do Barcelony, żeby podpisać dokumenty.
- Czy to jest prawda? Oszukujesz mnie?
- Nie, nie, nie. To jest prawda. Musisz być tam jutro
- Nie mogę! Moi przyjaciele z Brazylii są tutaj. Jest czwarta rano!
- To jest Barca! Zabierz ich ze sobą! Po prostu idź na następny samolot!
Tak też się stało. 14 sierpnia 2017 roku Paulinho został zaprezentowany jako piłkarz Barcelony. - Ludzie słyszą o mojej historii i mówią: "Człowieku, przeszedłeś z Chin do Barcelony. Jedziesz na mundial. Jak możesz to wyjaśnić?". Cóż, piłka nożna jest pełna wzlotów i upadków. To nieprzewidywalne. Pod wieloma względami czuję, że jestem tym samym zawodnikiem, co przechodząc do Super League. Transfer z Chin do Barcelony jest niesamowity, ale nie jest to cud. To nie jest życie ani śmierć. To tylko piłka nożna - podsumowuje.
[b]Autor na Twitterze:
[/b]
A w artykule jak byk, że wszystko co złe spotkało go na Litwie...
Typowa manipulacja tego polskojęzycznego, niemieckiego portalu.