Jakub Błaszczykowski zaczął mundial w wyjściowym składzie, ale w pierwszej połowie meczu z Senegalem (1:2) doznał urazu i po przerwie nie wyszedł już na boisko. Spotkanie z Kolumbią (0:3) obejrzał z ławki rezerwowych, a przeciwko Japonii (1:0) też nie zagrał od pierwszego gwizdka.
W doliczonym czasie gry drugiej połowy czwartkowego spotkania Adam Nawałka postanowił jednak sięgnąć po Błaszczykowskiego. Selekcjoner chciał wykorzystać najbardziej doświadczonego ze swoich podopiecznych do przeprowadzenia zmiany "na czas". Zamiast 101. występu w drużynie narodowej Błaszczykowski doczekał się upokorzenia. 33-latek nie wszedł na boisko i stał się jednym z bohaterów farsy, o której mówi cały piłkarski świat.
"Kuba" długo czekał przy linii bocznej na przerwę w grze, ale ta, wobec pasywnej postawy zarówno Polaków, jak i Japończyków, nie nadchodziła. W końcu Nawałka nakazał Kamilowi Grosickiemu symulowanie urazu, by sędzia Janny Sikazwe przerwał grę. Arbiter z Zambii odczytał jednak fortel selekcjonera reprezentacji Polski i gdy Grosicki usiadł na murawie, nie przerwał gry, a chwilę później odgwizdał koniec meczu.
Sposób, w jaki potraktowany został Błaszczykowski, rozsierdził jego brata, Dawida. "Pytam się, k***, czym sobie zasłużył na taki brak szacunku?" - napisał starszy z braci Błaszczykowskich na Facebooku.
Niewykluczone, że występ przeciwko Japonii miał być symbolicznym pożegnaniem Błaszczykowskiego. Jeśli selekcjoner chciał w ten sposób zrobić ukłon w kierunku byłego kapitana Biało-Czerwonych, mógł wprowadzić go do gry wcześniej. A jeśli chciał tylko zagrać "na czas", mógł sięgnąć choćby po Karola Linettego, który w drugim turnieju z rzędu nie rozegrał ani minuty.
ZOBACZ WIDEO Kadra podzielona przez Lewandowskiego? Boniek w wywiadzie nie pozostawił wątpliwości