Wyliczając przyczyny naszej klęski w mistrzostwach świata "Przegląd Sportowy" ujawnia: "Jeśli afera alkoholowa wywołała terapię szokową, to tylko chwilową. Granice były przekraczane też podczas przed mundialowych przygotowań, ale nic z tym nie zrobiono. Uznano, że to nie czas i miejsce. Zawodnicy to bagatelizują, bo przed Euro też tak było, ale pojawia się pytanie o dyscyplinę. Trener tym razem nic z tym nie zrobił".
I sugeruje, że dyscypliny, z której kadra Adama Nawałki słynęła - po prostu nie ma. A metody i słowa trenera przestały na piłkarzy działać i stracił on nad zawodnikami kontrolę. Ci zresztą są między sobą podzieleni, nie tworzą monolitu. Teraz część jest zła na selekcjonera za decyzje personalne, taki Kamil Grosicki nie może przeboleć, że w meczu z Kolumbią usiadł na ławce rezerwowych. Kamil Glik po tym samym spotkaniu między wierszami uderzył w trenera, że najwidoczniej drużyna była za słabo przygotowana.
- Szokujące prawda? I to szokujące na wielu płaszczyznach. Po pierwsze pokazuje to prawdę o świadomości kadrowiczów, którą normalny człowiek musi się załamać. Trudno pojąć, że dorośli ludzie przed mundialem, o którym - jaka sami powtarzają - marzyli i śnili, nie są w stanie wytrzymać w abstynencji i absolutnym reżimie treningowym - komentuje nasz felietonista Dariusz Tuzimek z serwisu futbolfejs.pl (TUTAJ WIĘCEJ)
W eliminacjach do Euro 2016, a potem na samym turnieju wszyscy w kraju chuchali i dmuchali na zespół Nawałki. Obraz kadry był krystalicznie czysty, a Nawałka - maniak dyscypliny - był trenerem rządzącym silną ręką. Miał status niemal świętego, ale też trzeba mu oddać, że przecież wyciągnął polską kadrę z dołka, wygrał z Niemcami, a potem we Francji doszedł do ćwierćfinału.
Pierwsza taka widoczna rysa na wizerunku jego i całej drużyny pojawiła się jesienią 2016 roku, w eliminacjach do mundialu. Pomiędzy meczami z Danią i Armenią część drużyny urządziła imprezę w hotelu, w którym przebywała na zgrupowaniu. Zawodnicy w tajemnicy przed Nawałką wynajęli jeden z apartamentów w innej części hotelu. Łukasz Teodorczyk wymiotował na korytarzu.
Dziennikarz Sebastian Staszewski ujawnił niedawno w swojej książce "Tajemnice kadry", że w pierwszej chwili selekcjoner chciał wyrzucić piłkarzy. Zreflektował się jednak i wymierzył kary, jakich jeszcze nie było. Artur Boruc, Łukasz Teodorczyk, Kamil Glik i Kamil Grosicki musieli zapłacić po 50 tys. złotych, a Artur Jędrzejczyk, Michał Pazdan, Tomasz Jodłowiec, Maciej Rybus, Krzysztof Mączyński, Sławomir Peszko i Paweł Wszołek - po 10 tysięcy złotych. Dostali też ultimatum, że jeszcze raz i wylecą z zespołu.
Już po tym trzęsieniu ziemi Polacy pojechali na mecz z Rumunią i było to ich najlepsze spotkanie w ostatnich dwóch latach. Pewnie wygrali 3:0.
W czwartek meczem z Japonią reprezentacja Polski żegna się z mistrzostwami świata. W dwóch pierwszych spotkaniach Biało-Czerwoni przegrali: 1:2 z Senegalem i 0:3 z Kolumbią.
We wtorek o godzinie 16:30 odbędzie się konferencja prasowa reprezentacji Polski.
ZOBACZ WIDEO "Trener Senegalu powiedział jedną mądrą rzecz"
Na czele związku, ale i na każdym innym sta Czytaj całość