Reprezentant Polski już gdy zaczynał przygodę z futbolem, był rzucany na głęboką wodę. - Zacząłem grać w wieku sześciu lat z chłopakami trzy lata starszymi. Było ciężko, bo oni byli o wiele więksi i szybsi. Radziłem sobie, gdyż traktowałem to jak zabawę. Nie lubiłem jednak, gdy ktoś nie pokazywał zaangażowania. Wymagałem sto procent od siebie i podobnie podchodziłem do innych. Dlatego niektórzy patrzyli na mnie jak na odludka - przyznał Arkadiusz Milik w rozmowie z Sylwią Dekiert, która prowadzi w TVP program "Orły Nawałki".
Ostatnie dwa lata były dla zawodnika SSC Napoli bardzo trudne i dołujące. Doznał dwóch poważnych kontuzji więzadeł i powrót do pełnej sprawności wymagał od niego niesamowitej determinacji.
- Po pierwszej kontuzji zadawałem sobie milion pytań: czy wrócę jeszcze do grania, czy kolano po wyleczeniu będzie równie sprawne jak wcześniej. Gdy po pięciu, sześciu miesiącach wszystko było w porządku, wtedy się uspokoiłem. Po drugim urazie natomiast więcej czasu poświęcałem rodzinie, dzięki czemu mniej myślałem o piłce i kłopotach zdrowotnych - dodał.
Milik od dawna współpracuje z Adamem Nawałką - kiedyś w Górniku Zabrze, dziś w kadrze. - W Górniku trener Nawałka pokazywał więcej twardej ręki, a mniej ciepłych uczuć. W reprezentacji jest inaczej, bo ma nas u siebie trzy lub cztery razy w roku na tydzień. Tu bardziej istotna jest rozmowa czy motywacja, a mniej trening. Zaczął działać trochę inaczej - powiedział.
ZOBACZ WIDEO MŚ 2018. Paweł Janas: Boję się o defensywę