Mateusz Senko: Większość debiutantów marzy tylko o osiągnięciu mety, odkładając wynik na dalszy plan. Tymczasem Ty od pierwszych kilometrów walczyłeś o zwycięstwo w Rajdzie Warszawskim i co ważniejsze dowiozłeś je do mety. W czym tkwił sukces?
Mateusz Tutaj: W równej i spokojnej jeździe (śmiech). Moje opanowanie za kierownicą również miało wpływ na wynik.
Jednak na metę w Otwocku wjechałeś z przekonaniem, że przegrałeś rajd na ostatnim odcinku. Jakie to uczucie wiedzieć, że jednak byłeś najszybszy?
- W Otwocku byłem strasznie zły na siebie, że popełniłem taki prosty błąd. Wszyscy mi tłumaczyli, że powinienem się cieszyć, bo drugie miejsce w "generalce" to super wynik jak na debiut. To że wygrałem dotarło do mnie nie na podium, na którym nie wiedziałem co jest grane (śmiech), tylko wieczorem po kontroli samochodu, czyli około godziny 22.
Jak na ten wynik zareagowali Twoi sponsorzy? Trudno przecież o lepsze zaprezentowanie się na oesach.
- Moim głównym sponsorem jest hurtownia elektrotechniczna Elektro-Jarex, której właścicielem są rodzice. Oczywiście byli bardzo szczęśliwi i dumni. Mam wreszcie poważny argument żeby doinwestowali moją Hondę, bo jest w niej co ulepszać. Szukam oczywiście kolejnych sponsorów, co nie jest proste. Teraz będzie to może troszkę łatwiejsze.
W Rajdzie Warszawskim wystartowałeś N-grupową Hondą Civic Type-R. Poleciłbyś ten samochód innym debiutantom?
- Jak najbardziej. Z tego co wiem Honda jest niezawodnym samochodem, chociaż jeździłem nią niewiele (śmiech). Jedynym jej minusem dla początkujących mogą być gabaryty, w porównaniu do Peugeota 206 czy Renault Clio.
Pokonałeś wielu szybkich i doświadczonych zawodników. Jak więc oceniasz tegoroczną stawkę Rajdowego Pucharu Polski?
- To była dopiero pierwsza eliminacja RPP i nie wszyscy jeszcze startowali. Wiem tylko tyle, że w stawce jest kilku bardzo dobrych kierowców, którzy dysponują bardzo dobrze przygotowanymi samochodami.
Sezon rozpocząłeś mocnym akcentem, jakie masz więc plany na kolejne rajdy?
- Oczywiście, dalej będę spokojnie i konsekwentnie zmierzał do mety. Mam w planach dojeżdżać do mety, bo tylko dzięki temu mogę liczyć na końcowy sukces.
Rajd Warszawski był Twoim rajdowym debiutem, wcześniej ścigałeś się jednak w Górskich Samochodowych Mistrzostwach Polski. Opowiedz naszym czytelnikom o tych zawodach.
- Wyścigi górskie to jeden zamknięty odcinek drogi, który jest pokonywany 5 razy jednego dnia. Na wynik końcowy składa się suma z dwóch podjazdów finałowych, a wcześniej jedzie się na czas w ramach treningu. Powiem szczerze, że gdyby nie sezon w górach nie zdecydowałbym się na starty w rajdach. To właśnie w górach przełamałem granicę, jaką jest pokonywanie ślepych szybkich zakrętów bez zdjęcia nogi z gazu. W GSMP dopracowałem poprawny tor jazdy, jak również dohamowania. Dzięki kilka krotnego przejechaniu tego samego odcinka mogłem korygować błędy, jak również coraz pewniej jechać. W pewnych momentach robiło się to nudne, bo wydawało mi się że jadę prawie idealnie i nie da się szybciej (śmiech).
Czy da się więc porównać rajdy samochodowe do wyścigów górskich?
- Oczywiście że tak. Trasy wyścigów górskich niejednokrotnie pokrywają się z odcinkami specjalnymi rajdów. Tu i tu trzeba płynnie pokonywać zakręty i poprawnie hamować, co jest najważniejsze. W rajdach dodatkowo musimy nauczyć się opisywać trasę i potem rozumieć to co dyktuje pilot. W wyścigach jeździ się samemu, a trasę można łatwo zapamiętać.
Jesteś klubowiczem grupy rajdowo - wyścigowej "ScyZZor", podobnie jak Rafał Szebla, Michał Grudziński i wielu innych zawodników. Czy przed pierwszym startem korzystałeś z rad doświadczonych kolegów?
- Gdyby nie koledzy ze Scyzzora, między innymi mój pilot Grzegorz Rzepka, na pewno bym nie zwyciężył. Chciałbym im serdecznie podziękować. Ich pomoc i rady były bezcenne, nie wspominając już że to właśnie dzięki chłopakom nauczyłem się tak szybko jeździć. Wspólne treningi z takimi zawodnikami Scyzzora jak Szebla, Grzesiński, Raczkowski i Kijanka owocują bardzo szybko.
Wróćmy do Rajdu Warszawskiego. Jak oceniasz jego organizację?
- Organizacja mi się podobała. Nie wiem tylko w jakim celu organizator poprowadził trasę przez strasznie dziurawy łącznik szutrowy. Dobrze że został on odwołany, bo spowodowałby jedynie uszkodzenia rajdówek i niepotrzebne koszty. Wyniki końcowe też byłyby na pewno inne.