Jacek Mazur: W 2005 roku razem z Kacprem Puszkielem wygraliście 1 Rajd Magurski w klasyfikacji Pucharu PZM, będący pierwszą rundą PPZM. Było to mocne uderzenie, a później poza trzecim miejscem w Rajdzie Wawelskim nie udało Wam się bardziej zaistnieć w klasyfikacji. Czym to było spowodowane?
Alicja Konury: Dużo by można było o tym opowiadać. Generalnie to rajdy po śliskim takie jak Magurski i Bałtyk czy Cieszynka poszły świetnie. Na Festiwalowym też było nie najgorzej jednak zakończył się dla nas efektownym piruetem i w efekcie nie ukończyliśmy tego rajdu. Na Agapicie urwaliśmy półoś już na 4 km pierwszego odcinka specjalnego - zablokowaliśmy cały przejazd drogi, bo auta nie dało się zepchnąć z drogi. Był straszny korek, a nam było strasznie przykro i głupio, że chłopaki przez nas nie mogą pojechać odcinka. Asfalty to już temat na książkę. Tak naprawdę to każdy rajd to osobna historia. Poza tym nigdy nie mieliśmy ciśnienia na zdobywanie punktów - ważne było żeby startować, więc to, że nie zaistnieliśmy w punktacji końcowej nie było najważniejsze – nikt z nas tego nikt nawet nie sprawdzał.
Później przyszedł czas na Puchar Peugeota 206. Jak z perspektywy czasu oceniasz jazdę w 206-tce na trasach Mistrzostw Polski. Czy to było to, o czym zawsze marzyliście? Mistrzostwa Polski to w końcu inny świat i to nie tylko pod względem typowo sportowym. Inne pieniądze, inne kontakty i chyba inny bardziej twardy sposób rywalizacji niż w Pucharze PZM.
- To było ogromne marzenie Kacpra ten Puchar Peugeota. 206-tka to super auto - świetnie hamuje i ma super zawieszenie, ale cóż to francuski samochód i jak to mówi Kacper miał napęd na złą oś. Jedną różnicą, którą ja odczułam, to takie odczucie, atmosfera, że jesteśmy tam nikim. Chodzi mi tu o traktowanie nas przez sędziów z pucharu - zero luzu, a zawodnicy. Cóż nikogo nie znaliśmy - to byli nasi bohaterowie. Ciężko było się zachowywać naturalnie. Ja do tej pory czuję się bardzo stremowana na RSMP - jak widzę tych, których oglądałam przez kilka lat będąc kibicem. Na PZM była bardziej towarzyska atmosfera w moim odczuciu.
Wejście do najwyższej rangi rajdowej w naszym kraju to także jakieś zmiany dla pilota?
- Jeśli o mnie chodzi, to moje zadana jako pilota zmieniły tylko trochę – większą wagę muszę przywiązywać do znajomości detali – przepisów, za które mogą nas ukarać.
Jak wygląda z Twojej perspektywy rajd? Jakie są Twoje obowiązki na rajdzie tak od A do Z?
- Moim obowiązkiem jest: A - nie zapomnieć o karcie drogowej, B - nie zgubić karty drogowej, C - patrz punkt A. Poza tym pilnowanie tzw. "czasówek" - od godziny odbioru administracyjnego po wjazd do parku ferme. Czytanie na odcinkach specjalnych - to już sama przyjemność, więc nie upatruję tego za obowiązek.
Jak wygląda każdy dzień rajdu i przed rajdem dla pilotki?
- Dzień rajdu to rano prysznic i misterne ubieranie się w kalesonki i kombinezon. Walka z włosami, żeby jakoś je upiąć, żeby nie przeszkadzały. To się nigdy nie udaje, więc na start jadę przeważnie rozczochrana i tak zostaje już do końca rajdu. Przed rajdem podstawowa zasada - jak najszybciej na zapoznanie z trasą. Pilnowanie Kacpra żeby się nie rozgadał z kolegami za długo. Potem już wszystko idzie według harmonogramu: Odbiór Administracyjny, BK itd. No i przede wszystkim 2 godzinki na notatki - poprawki, numerowanie stron itp, potem przeanalizowanie książki drogowej. To taka papierkowa robota.
Wydaje mi się, że po pewnym czasie ograniczyliście swój program startów. Dlaczego?
- Nie, nie ograniczyliśmy go. Nadal startujemy w 5-6 eliminacjach w sezonie. Z tego dwie z nich od trzech lat to rajdy za granicą, a reszta to wybrane i fajne rajdy w Polsce, takie które lubimy. Nie jeździmy na siłę w rajdach, które nam się nie podobają.
Teraz jeździcie tylno napędowym BMW czy to spowodowało zmianę opisu trasy?
- Nie, zupełnie opis pozostał ten sam.
Jak to się stało, że przesiedliście się na mało popularne w Polsce auto tylno napędowe? Czy to chęć jeżdżenia "bokami", czyli typowa zabawa? Czy może jakiś wyższy cel temu przyświecał?
- Zaczęło się na Rajdzie Lausitz w 2006 roku. Zobaczyliśmy tam kilkanaście BMW z niemieckiego pucharu BMW IS. Chłopaki na seryjnych letnich oponach robili czasy w pierwszej 15 klasyfikacji generalnej rajdu. Od tego czasu razem z Kacprem zakochaliśmy się w tej marce. W tym sezonie w końcu mamy takie auto. Jest to auto niezawodne i bardzo tanie w eksploatacji - jakieś sześć razy taniej niż np. C2R2.
Startowaliście już w Jenner Rallye w Austrii czy Lausitz w Niemczech. Dlaczego akurat tam, a nie w Polsce na Magurskim czy na Orlenie?
- Kto nie był na Jenner czy Lausitz niech żałuje. Trasy są po prostu bajeczne - szczególnie te w Austrii. Polskie odcinki naprawdę nie mają z nimi wiele wspólnego. Poza tym ileż można jeździć po tych samych odcinkach w Polsce. Jesteśmy w Unii, więc możemy podróżować. Nie wiem dlaczego większość polskich zawodników nie korzysta z tego przywileju. Organizacyjnie rajd Janner i Lausitz są perfekcyjne no i przede wszystkim jest tam zero problemów na linii zawodnicy - organizator. Tam rajdy są naprawdę dla zawodników. Nikomu nie przyjdzie do głowy, żeby karać zawodników za to, że zdjęcia są na złym papierze lub za wypowiedzi, że ma się problemy techniczne z samochodem, albo za to że naklejka jest 2 cm za wysoko. Jak myślę o tym wszystkim, co spotyka zawodników na polskiej arenie to mam wrażenie, że jestem świadkiem kręcenia polskiej komedii z lat 80-tych. W Polsce trzymają nas tylko nasi kibice. Szczególnie teraz, gdy Kacper bawi wszystkich efektownymi "bokami". Czasami żałuje, że nie mogę tego oglądać z boku, ale widzę reakcje kibiców, którzy przychodzą do nas na strefie serwisowej i są naprawdę szczęśliwi, że w końcu coś się dzieje, że jest zabawa.
A nie jest czasami tak, że powoli bojkotujecie polskie imprezy po niedociągnięciach ze strony organizatorów i samego PZM-otu?
- Nic nie bojkotujemy. W tym roku startowaliśmy w kilku świetnie zorganizowanych rajdach w Polsce: na Rajdzie Kaszub czy Rajdzie Karkonoskim, który jest w tej chwili według mnie najlepiej zorganizowaną imprezą w Polsce.
Czy inni zawodnicy poza Kacprem Puszkielem nie próbują Cię namówić do wspólnych startów? Ciężko się odmawia?
- Miałam kilka propozycji, ale kalendarz startów Kacpra jest dla mnie optymalny. Nie za bardzo miałaby czas na większą ilość startów. Poza tym wszyscy mnie tak mocno kojarzą z Kacprem, że chyba nikomu nie przychodzi do głowy, że mogę startować z kimś innym.
W tym sezonie wystartowaliście w Pucharze Łużyc, choć ciężko powiedzieć, że obydwoje, bo Twoje miejsce w czeskiej eliminacji zajął Paweł Danys. Dlaczego czasami właśnie czołowy kierowca PPZM siada zamiast Ciebie na prawym fotelu obok Kacpra?
- Paweł jest naszym wielkim przyjacielem. Jest fenomenalnym kierowcą i dodatkowo świetnym pilotem. Zna się na rzeczy jak mało kto, a ja czasami po prostu nie mam czasu. Wiesz jakieś studia, imprezy, romanse i rock'n roll.
Jaki macie plan na Lausitz Rallye – ostatnią rundę Pucharu Łużyc?
- Plan taki, żeby nie zgubić karty drogowej, a poza tym każdy zakręt na 120 procent. Zapraszam wszystkich do przyjazdu na Lausitz Rally, bo będzie co oglądać.
Opowiedz jak to było w tej Sosnówce podczas Rajdu Karkonoskiego, że Wasze żółciutkie BMW na mecie pojawiło się mocno poobijane.
- Było tak jak powiedział Kacper na on-boardzie: przesadziłem.
Skąd pomysł na naklejenie na błotnikach postaci z kreskówki "Włatcy móch"?
- Po prostu uwielbiamy tą bajkę. Kacper zawsze najbardziej utożsamia się z Maślaną, a ja bardziej z Czesiem niż z Andżeliką.
Czym zajmuje się na co dzień Alicja Konury, gdy nie musi ubierać kombinezonu i kasku?
- Jestem emerytowanym studentem. Skończyłam Historię Sztuki na Uniwersytecie Wrocławskim, a teraz kończę Wzornictwo na ASP we Wrocławiu. W tym roku mam okrągłą rocznice studiowania - 10 lat. W wolnym czasie oglądamy z Kacprem nałogowo filmy rajdowe i staramy się łatać dziurę w budżecie.
Pytanie, które musi paść – jak to się stało, że kobieta siada na prawym fotelu w rajdówce?
- O wszystkim zadecydował przypadek. W ogóle to nigdy się specjalnie nie interesowałam samochodami. W 2000 roku pojechałam na Rajd Elmot do pracy - roznosiłam wtedy ulotki i trafiłam na drogę z Sokolca do Kamionek. Zobaczyłam pierwszy raz w życiu auta rajdowe. Zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. Potem wiadomo - stałam się zagorzałym kibicem rajdów wszelkiej kategorii. Raz na Rajd Wisły pojechałam sama pociągiem. Później, w 2004 roku wylądowałam po raz pierwszy w życiu "na prawym". Była to fenomenalna impreza: Kryterium Kamionki - oczywiście z Kacprem Puszkielem jako kierowcą i tak już zostało do dzisiaj.
Nie czujesz, że Twój kierowca czasami stara się być delikatniejszy w stosunku do Ciebie niż gdyby siedział tam facet?
- Kacper to z natury bardzo delikatny i spokojny facet - myślę, że płeć nie ma tutaj znaczenia.