Heikki Kovalainen - powoli do przodu

Niemcy mawiają "langsam aber sicher" – czyli "powoli ale pewnie" - to powiedzenie idealnie pasuje do Heikki Kovalainena, a właściwie do przebiegu jego kariery kierowcy wyścigowego. Koledzy, z którymi ścigał się w niższych seriach, tacy jak Franck Montagny, Tiago Monteiro, czy Scott Speed, którzy błyskawicznie przesiadali się do bolidu Formuły 1, równie szybko przestawali się w niej ścigać, a podium oglądali z daleka*, o zwycięstwie nie wspominając.

W tym artykule dowiesz się o:

Kariera Heikkiego rozwijała się stosunkowo powoli - w wyścigu Formuły 1 wystartował, gdy miał 26 lat, a więc w wieku, w którym wielu kierowców było już mistrzami F1, tak jak jego były kolega z zespołu, Fernando Alonso. Urodzony w 1981 roku Heikki Kovalainen rozpoczął swoją karierę kierowcy w kartingu, tak jak wszyscy obecni kierowcy Formuły 1. Pierwsze sukcesy przyszły dopiero po ośmiu latach startów w 1999 roku, kiedy został wicemistrzem Fińskiej Formuły Kartingowej, rok później powtórzył to osiągnięcie i wywalczył tytuł mistrza Skandynawii oraz zwyciężył w zawodach Elf Masters w Paryżu, a w swojej ojczyźnie został wybrany kartingowym kierowcą roku 2000.

Kolejnym etapem jego kariery były starty w brytyjskiej Formule Renault w 2001 roku i przejście w następnym roku do Formuły 3 – w każdej z tych formuł Heikki zdobywał tytuł Debiutanta roku. Kolejny rok 2003 przyniósł następną zmianę serii wyścigowej, tym razem Heikki Kovalainen wystartował w World Series by Nissan - zdobył tytułu wicemistrza, podczas gdy Franck Montagny, jego partner z zespołu, kolejny tytuł mistrzowski. Franck w 2003 roku był już kierowcą testowym zespołu Renault, a Heikki został zaproszony przez ten zespół na testy – 3 grudnia 2003 roku na torze Catalunya w Barcelonie po raz pierwszy zasiadł za kierownicą bolidu F1. Na stałe miejsce w kokpicie, jak się okazało, musiał jeszcze poczekać rok, który spędził kontynuując starty w World Series of Nissan – po przejściu do zespołu Pons, Heikki Kovalainen wywalczył tytuł mistrza, Tiago Monteiro był drugi, ale to on już w następnym roku ścigał się w zespole Jordana.

Ważnym wydarzeniem dla Kovalainena był występ podczas Race of Champions 2004 w Paryżu, podczas którego pokonał zarówno mistrza WRC Sebastiana Loeba jak i siedmiokrotnego mistrza F1 Michaela Schumachera – to sensacyjne zwycięstwo zwróciło na niego uwagę szefów zespołu Renault, którzy zaproponowali mu posadę kierowcy testowego zespołu. Jednocześnie Heikki rozpoczął starty w nowej serii GP2 nazywanej "przedszkolem F1" – przez pierwszą połowę sezonu 2005 Heikki prowadził w klasyfikacji, niestety w ostatnich wyścigach znakomicie wypadł Nico Rosberg i to on został pierwszym mistrzem GP2, a Heikki Kovalainen musiał zadowolić się drugim miejscem, chociaż zwyciężył w takiej samej liczbie wyścigów jak Niemiec.

Rok 2006 był dla Kovalainena rokiem bez startów w wyścigach – miejsca w kokpitach Renault były zajęte przez mistrza świata Fernando Alonso i doświadczonego Giancarlo Fisichellę – tak jak Robert Kubica, Heikki jeździł wyłącznie podczas piątkowych treningów i testów pomiędzy wyścigowymi weekendami, a seria GP2 miała już nową wschodzącą gwiazdę Lewisa Hamiltona.

Razem z Lewisem Hamiltonem Heikki zadebiutował w wyścigu Formuły 1 w Grand Prix Australii 2007 - o ile Lewis był "rewelacją" to Heikki został "rozczarowaniem" wyścigu – faktem jest, że Fin popełnił trochę błędów i "zwiedzał" pobocza toru, ale przyjechał na metę dziesiąty, co dla debiutanta nie było złym wynikiem. Negatywną ocenę wystawił Kovalainenowi jego szef, Flavio Briatore, który po wyścigu bardzo krytycznie wypowiadał się o swoim podopiecznym. Do takiej oceny przyczyniły się świetny pierwszy występ Lewisa Hamiltona oraz poprzednie debiuty – Nico Rosberga i Roberta Kubicy, które bardzo podniosły poprzeczkę oczekiwań dla debiutantów. Dopiero kolejne wyścigi pokazały, że w 2007 roku Renault - aktualny mistrz świata konstruktorów - nie dysponuje konkurencyjnym bolidem i nie jest nawet trzecią siłą w stawce, a w tym kontekście debiutancki występ Heikkiego nie był wcale taki słaby.

W dalszej części sezonu, Heikki udowodnił, że potrafi jeździć – w punktacji generalnej zajął miejsce zaraz za Robertem Kubicą, a przed swoim doświadczonym kolegą z zespołu Fisichellą, od którego zdobył o połowę punktów więcej. Szczytowym osiągnięciem sezonu dla sympatycznego Fina, było drugie miejsce podczas wyścigu w Japonii, w "mokrym piekle" toru Fuji – toru nowego dla wszystkich kierowców, bo poprzedni wyścig F1 odbył się tam w 1977 roku.

Po zakończeniu sezonu 2007 wszyscy w Formule 1 z zapartym tchem czekali na to, co zrobi Fernando Alonso – napisano setki artykułów i newsów, w których poza Spykerem, Super Aguri i Toro Rossso, wszystkie zespoły zatrudniały Hiszpana w sezonie 2008. Ostatecznie Fernando zdecydował się na powrót do swojego starego zespołu - na szczęście dla Heikkiego, Nico Rosberg nie przyjął oferty zespołu McLaren-Mercedes i na fotelu opuszczonym przez Alonso zasiadł Kovalainen. Szczęście mu sprzyjało, bo Flavio Briatore chciał, by w wyścigach w sezonie 2008 w Renault startował Nelson Piquet, co oznaczałoby, że Heikki Kovalainen musiałby wrócić do testów lub odejść z zespołu, a być może w ogóle z F1. Po tym sezonie z Formułą 1 pożegnało się wielu zawodników, bo zapanowała moda na debiutantów, a do tej kategorii Heikki właśnie przestał się zaliczać.

Przy przejściu do zespołu McLaren-Mercedes nie bez znaczenia były fińskie tradycje w tym zespole – ostatnim mistrzem McLarena jest Mika Hakkinen, nadal mocno związany z firmą i często reprezentuje ją w różnego rodzaju wydarzeniach motoryzacyjnych. Bezpośrednim następcą Hakinnena był Kimi Räikkönen, a menedżerem Hakkinena był Fin Keke Rosberg, który dzisiaj jest także menedżerem swojego syna Nico.

Prawdopodobnie to właśnie Keke zarekomendował Heikkiego Ronowi Dennisowi, gdy okazało się że Nico woli zostać w Wiliamsie. A dla zespołu z Woking Kovalainen był idealnym kandydatem, partnerem dla Lewisa Hamiltona – dobry kierowca, z pewnym doświadczeniem i jednocześnie "gracz zespołowy" bez silnego ego i przerostu ambicji.

Jak dotąd obie strony są bardzo zadowolone ze współpracy – Heikki z McLarena i McLaren z Heikkiego. Chociaż w porównaniu z Hamiltonem Fin osiągał słabsze wyniki, nie było to spowodowane jego słabą postawą podczas wyścigów, a częściej konsekwencją problemów technicznych, zwykłego pecha oraz wypadku (w Barcelonie). Nikt nie ma większej wiedzy o wartości kierowcy niż zespół, który go zatrudnia, a McLaren-Mercedes przedłużył kontrakt z Kovalainenem na następny sezon, jeszcze przed jego triumfem na Węgrzech.

W mediach Heikki Kovalainen jak dotąd był rzadko obecny – pierwszym niezamierzonym występem było pojawienie się w programie Top Gear, w którym został głównym bohaterem komentarza Jeremy’ego Clarksona. Jeremy pokazał widzom zdjęcie z materiałów promocyjnych firmy Renault, z komentarzem: Od razu widać, że ten facet z przodu baaardzo lubi ten samochód, ale nawet jak na gust Renault to trochę za bardzo i dlatego firma wycofała to zdjęcie i zostawiło takie, na których miłośnik auta stoi z tyłu.

Później jego wizerunek w Renault nie był nadmiernie eksploatowany i dopiero po przejściu do McLarena można go było zobaczyć jak na plaży w Australii ściga się z Lewisem lub ostatnio jak gra na perkusji. Poza tymi występami promocyjnymi Heikki nie daje mediom powodów do zainteresowania – nie szaleje i nie upija się w dyskotekach, nie można zobaczyć super dziewczyn uwieszonych na jego ramieniu, nie nagrywa płyt, nie wybudował rezydencji za 100 mln dolarów, nie mówi źle o kolegach z toru, nie kolekcjonuje sztuki i nie gra w pokera – mówiąc krótko Heikki Kovalainen w ogóle nie dostarcza tematów dla łowców sensacji i papparazzich.

W wywiadzie dla formula1.com Heikki zdradził, że jest... świetnym kucharzem, że w domu sam przygotowuje wszystkie posiłki, a jego ulubioną kuchnią, jest kuchnia włoska. Że chciałby móc oczarować Scarlett Johansson, by poszła z nim na kolację. Że ulubioną piosenką, którą wykonuje podczas karaoke to "Sweet Child of Mine" Guns N’Roses, że podziwia Rogera Federa za to że na korcie osiągnął wszystko, a gdyby nie ścigał się w F1, to zostałby kierowcą rajdowym. Jako swoją wadę wskazał, to że wpada w gniew, gdy nie może czegoś znaleźć.

Heikki Kovalainen jest po prostu miłym i sympatycznym facetem, który ściga się w F1. W świecie Formuły 1 to niekoniecznie musi być zaleta, zwłaszcza gdy trzeba walczyć o mistrzostwo - znani z historii mistrzowie F1 najczęściej nie są miłymi facetami, zwłaszcza na torze. W F1 krąży powiedzenie – "żeby zostać mistrzem musisz najpierw pokonać swojego kolegę z zespołu" – to będzie dla Heikkiego bardzo trudne, z różnych względów. Na pewno nie pomoże mu w tym, to że jest miły, koleżeński i skłonny do poświęceń dla zespołu. To te cechy sprawiły, że zaakceptował go McLaren-Mercedes, i to dlatego podczas Grand Prix Niemiec tak łatwo wyprzedził go Lewis Hamilton, a nie z powodu team-orders i naciśnięcia przez Rona Dennisa tajemniczego przycisku na konsolecie, jak można to zobaczyć w oficjalnym teledysku po GP Niemiec na Formula1.com.

Ale nie zapominajmy, że Heikki jest Finem, a jedna z głównych cnót tego narodu, to "sisu" – czyli "spokojne, ale uparte dążenie do celu, wbrew przeciwnościom". Cecha, która pomogła Finom przetrwać jako naród i przez wieki radzić sobie z zimą trwającą pół roku. Cecha którą niewątpliwie ma Heikki Kovalainen. Powoli ale skutecznie pokonuje on kolejne szczeble kariery – ostatnie zwycięstwo na Hungaroring jest dla niego tylko pierwszym krokiem do celu – na konferencji po wyścigu Heikki powiedział, że to zwycięstwo będzie pierwszym z wielu. Jeżeli ktoś sądzi, że to objaw zarozumialstwa i "gadka-szmatka" to się myli. W ustach Latynosa mogłoby tak być, ale w ustach Fina to ważna deklaracja, na podstawie której można sądzić, że Heikki nie zamierza być kierowcą nr 2. A nawet jeżeli nim jest, to tylko tymczasowo. Jeżeli w sezonie 2008 Lewis Hamilton nie zdobędzie mistrzostwa, to w przyszłym sezonie będzie miał jeszcze jednego groźnego konkurenta, a zespół McLaren-Mercedes okazję do potwierdzenia, że "polityka równego traktowania" kierowców nie jest tylko pustym sloganem.

Aha, jeżeli w tym tygodniu wybieracie się na ryby gdzieś nad fińskie jeziora, to przyglądajcie się dokładnie każdemu niewysokiemu blondynowi z wędką w ręku, bo to może być on, Heikki Kovalainen na swoich krótkich wakacjach.

* trzecie miejsce Tiago Monteiro w GP USA 2005 (gdy startowało sześciu zawodników) plus jeden punkt w ciągu dwóch lat startów, bardziej potwierdza postawioną tezę, niż jej zaprzecza.

Komentarze (0)