"Prawo jazdy jest pozwoleniem na broń". Polski mistrz grzmi po wypadku w Krakowie

Materiały prasowe / Małopolska Policja / Na zdjęciu: Renault Megane po wypadku w Krakowie
Materiały prasowe / Małopolska Policja / Na zdjęciu: Renault Megane po wypadku w Krakowie

- Prawo jazdy jest pozwoleniem na broń - mówi Kajetan Kajetanowicz, odnosząc się do tragicznego wypadku w Krakowie, w którym zginęły cztery osoby. Rajdowy wicemistrz świata uważa, że musi się sporo zmienić, abyśmy przestali szarżować za kierownicą.

W tym artykule dowiesz się o:

Wypadek, który miał miejsce w ubiegły weekend w Krakowie, wywołuje ogromne emocje wśród Polaków. Patryk, syn znanej celebrytki Sylwii Peretti, prowadził renault megane ze znaczną prędkością i stracił panowanie nad pojazdem. W efekcie samochód przeleciał przez skrzyżowanie, uderzył w słup sygnalizacji świetlnej, po czym zjechał i dachował, lądując na schodach Bulwaru Czerwieńskiego.

W tragedii zginęły cztery osoby - w wieku od 20 do 24 lat. Chociaż straż pożarna przybyła na miejsce wypadku niemal natychmiast, nie mogła wiele zrobić. Młode osoby w środku pojazdu doznały wielonarządowych urazów.

"Prawo jazdy jest pozwoleniem na broń"

Tragiczny wypadek w Krakowie wstrząsnął m.in. Kajetanem Kajetanowiczem. Rajdowy wicemistrz świata klasy WRC2 ledwie kilka dni wcześniej wrócił z "Wielkiej Wyprawy Maluchów", której uczestnicy pokonali trasę z Bielska-Białej do Monte Carlo popularnymi fiatami 126p, by zebrać co najmniej 1 mln zł dla najmłodszych ofiar wypadków drogowych.

ZOBACZ WIDEO: "Pudzianowski zrobił największy błąd". Mówi prosto z mostu

Zdaniem kierowcy Orlen Rally Team, świeżo po wypadku w Krakowie sporo mówi się o samej tragedii, ale powinniśmy się skupić na działaniach, aby takie zdarzenia nie powtarzały się w przyszłości. - Od lat powtarzam, że prawo jazdy jest pozwoleniem na broń. Niech to wybrzmi bardzo wyraźnie. To bardzo dosadne określenie tego, czym dysponujemy. Tego, kim możemy się stać, gdy wsiadamy za kierownicę - mówi Kajetanowicz w rozmowie z WP SportoweFakty.

Ustronianin zwraca przy tym uwagę na to, że nie da się opracować jednego sprawnego modelu edukacji kierowców. Dlatego należy sięgać po różne środki. - Wszyscy musimy mieć świadomość ryzyka, choć każdy ma inny charakter i do każdego trzeba dotrzeć w inny sposób. Tym bardziej jestem zwolennikiem docierania w brutalny sposób. Nawet ujęciami i zdjęciami, które dla niektórych mogą być bardzo wrażliwe - stwierdza.

- Nam się wydaje, że nas to nie spotka. My słyszymy w radiu albo jesteśmy świadkami jakiegoś wypadku, ale jesteśmy przekonani, że sami nigdy czegoś takiego nie przeżyjemy - dodaje Kajetanowicz.

Adrenalina? Nigdy na drogach publicznych

Sprawa wypadku z Krakowa budzi tak olbrzymie emocje, gdyż Patryk, syn Sylwii Peretti, od dawna przechwalał się w sieci szybką jazdą po ulicach stolicy Małopolski. W sieci pojawiły się inne nagrania, na których widać, jak żółte renault megane o identycznych numerach rejestracyjnych wykonuje niebezpieczne manewry.

Kajetanowicz podkreśla, że ulice nigdy nie mogą być miejscem, w którym kierowca szuka dodatkowej adrenaliny. - Jestem ambasadorem wielu akcji dotyczących bezpieczeństwa, bo nie tylko jest to związane z tym, co robię. Ja nie czuję potrzeby, by na drogach publicznych wstrzykiwać sobie dodatkową adrenalinę - wyjaśnia kierowca z Ustronia.

- W rajdach jestem często na granicy i wiem, że uprawiam dyscyplinę o podwyższonym ryzyku. Wiem, co się może wydarzyć. Dlatego, zanim wsiądę do samochodu, to muszę mieć pewność, że jestem przygotowany i auto jest sprawne, że zespół spisał się jak należy. Bez tej świadomości nie byłbym w stanie jechać szybko na rajdowym oesie - dodaje Kajetanowicz.

Przede wszystkim edukacja

Po wypadku w Krakowie sporo mówi się o niebezpiecznej jeździe, ale Kajetanowicz przypomina też o innych zagrożeniach. Telefon nazywa "złodziejem czasu i koncentracji za kierownicą". - To częsty powód wypadków, już nie tylko brawura do nich doprowadza - podkreśla najlepszy polski kierowca rajdowy.

- My za sprawą "Wielkiej Wyprawy Maluchów" poruszyliśmy temat pomocy dzieciom, które już zostały poszkodowane w wypadkach. Powinniśmy jednak robić wszystko, aby nie tylko wystartować, ale także dojechać do mety każdej wyprawy. To był nasz cel, by pokazać, że można to robić w sposób bezpieczny, nawet starymi samochodami - dodaje Kajetanowicz, zdaniem którego "każdy może być ambasadorem bezpiecznej jazdy i powinien być".

- Nie tylko ze względu na siebie i bliskich. Każdy powinien sobie zdawać sobie sprawę z tego, że prawo jazdy jest pozwoleniem na broń i do czego może doprowadzić niebezpieczna jazda - stwierdza "Kajto".

Zmiany w prawie?

Po każdej tragedii na polskich drogach pojawia się temat zmian w egzaminach na prawo jazdy. Powszechna jest opinia, że kilkanaście godzin kursu nie wystarczy, aby świeżo upieczony kierowca był w stanie poradzić sobie za kierownicą w sytuacjach podwyższonego ryzyka. Kajetanowicz się z tym zgadza, ale...

- Żadne rozwiązanie prawne nie zastąpi wyobraźni. Jeśli jej nie będzie, to niewiele nam pomoże. My możemy ludziom zakazywać czy nakazywać, a i tak będą sposoby, by to ominąć. Chociażby pieniędzmi - mówi kierowca Orlen Rally Team.

Kajetanowicz od lat jest ambasadorem bezpiecznej jazdy
Kajetanowicz od lat jest ambasadorem bezpiecznej jazdy

Patryk poruszał się renault megane RS, które w standardowej specyfikacji dysponuje 250 KM mocy. Sprawca wypadku sam chwalił się jednak, że dzięki licznym modyfikacjom udało się podrasować maszynę do ok. 400 KM. Tego typu sportowe auta można obecnie wynająć w wypożyczalniach, przez co młodzi mają do nich ułatwiony dostęp. Wystarczy kilka tysięcy złotych na opłacenie wynajmu i kaucji.

Czy w tej sytuacji można coś zrobić? - Można wysyłać świeżo upieczonych kierowców na bardziej techniczne kursy, gdzie będzie np. nauka wyprowadzania samochodu z poślizgu. To na pewno dobry sposób. Trzeba jednak przede wszystkim uświadamiać ludzi, z czym może się wiązać jazda samochodem. Powinniśmy prowadzić rozmowy już w szkołach, sam biorę udział w takich spotkaniach. Skala problemu jest jednak gigantyczna - ocenia Kajetanowicz.

- Większość ludzi po zdaniu "prawka" nie poradzi sobie z wyprowadzeniem auta z poślizgu, ale nie ma też pewności, że ktoś po pokonaniu pół miliona kilometrów temu podoła. My sami powinniśmy mieć świadomość tego, że poprawianie umiejętności leży w naszych rękach. Jest wiele szkół, które podnoszą kwalifikacje kierowców - podsumowuje ustronianin.

Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także:
Przerwał ciszę po wyrzuceniu z F1. "Boli"
Wyrzucił Kubicę z F1. Nagle zawiesza karierę

Źródło artykułu: WP SportoweFakty