Jego znak firmowy to wąs. Jest sierżantem Gwardii Narodowej. Oto rywal Marcina Tybury

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

W debiucie w UFC zrobił furorę - nie tylko swoimi umiejętnościami. Timothy Johnson przykuwał uwagę kibiców także swoim wyglądem, jakby z innej epoki. W ten sposób chce się upodobnić do jednej z legend tego sportu.

W tym artykule dowiesz się o:

1
/ 8

Bądźcie czujni! MMA 24/7

Opublikowany przez Marcin Tybura na 6 luty 2016

W niedzielny wieczór polscy kibice MMA będą trzymać kciuki za trzech naszych rodaków, którzy zaprezentują się na gali UFC Fight Night 86 w Zagrzebiu.

Damian Stasiak i Jan Błachowicz zmierzą się z przedstawicielami gospodarzy (Filipem Pejiciem i Igorem Pokrajacem).

Z kolei jedyny debiutant z Polski Marcin Tybura sprawdzi się w starciu w wadze ciężkiej z Timothym Johnsonem.

Amerykanin ma na koncie 11 walk, w tym dwie dla UFC (rekord 9-2) - to wyjątkowo ciekawa postać. Człowiek, który żadnej roboty się nie boi. A do tego gość z dużym poczuciem humoru, który w ubiegłym roku podbił media społecznościowe. Poznajcie jego historię.

2
/ 8

Johnson w dzieciństwie trenował zapasy. Do MMA dostał się dość przypadkowo. Zawodnicy z jego okolicy szukali sparingpartnera, wiedzieli, że Tim to duży gość, który nie daje sobie w kaszę dmuchać.

Prosili go więc o pomoc w przygotowaniach do walk. Pochodzącemu z Lamberton w stanie Minnesota chłopakowi nowy sport się spodobał.

- Szedłem do MMA jako sparingpartner, ale szybko złapałem bakcyla, zacząłem trenować - wspomina.

Aż w końcu, w 2010 r., zadebiutował w mieszanych sztukach walki. Z jakim skutkiem?

3
/ 8

W debiucie pokonał przez TKO Travisa Willeya. W drugiej walce nie poszło mu już tak dobrze. Przegrał przez poddanie z Lancem Petersonem. Jednak od tego momentu jego kariera nabrała rozpędu. Zanotował serię siedmiu wygranych. Po drodze zdobył pas lokalnej federacji Dakota Fighting Championship i dwukrotnie go obronił.

W 2015 r. odezwali się do niego przedstawiciele UFC. Johnson podpisał kontrakt, a jego pierwszym oponentem był Shamil Abdurakhimov. Rosjanina bukmacherzy widzieli w roli faworyta, ale to Amerykanin był górą.

Pod koniec pierwszej odsłony Johnson zasypał rywala gradem ciosów w parterze. Sędzia zakończył pojedynek na trzy sekundy przed przerwą między rundami.

Wcześniej Tim był raczej mało znanym fighterem, tymczasem pokazał, że sporo potrafi. Otrzymał bonus w wysokości 50 tysięcy dolarów (za "Występ wieczoru"). W tamtej walce zrobił furorę. Ale chodziło nie tylko o jego umiejętności.

Zobacz wideo: Ani słowa o sporcie: Tałant Dujszebajew (część 1.)

{"id":"","title":"","signature":""}

4
/ 8

Johnson wyglądał dość nietypowo jak na obecne czasy. W oczy rzucał się bujny wąs, którego nie pozbył się przed pojedynkiem. W przeciwieństwie do brody, którą zgolił.

Wąs wojownika szybko podbił media społecznościowe. Kibice zachwycali się niecodziennym wyglądem debiutanta. Ci, którzy pamiętali początki UFC, zaczęli porównywać Johnsona do jednej z legend tej dyscypliny.

To był dobry trop. Timothy bowiem celowo upodobnił się do idola sprzed lat.

5
/ 8

Pamiętacie Dona Frye'a (na zdjęciu)? To wojownik, który występował na pierwszych imprezach federacji UFC. W 1996 r. stoczył w niej aż 10 walk. Wygrał dwa turnieje (gale UFC miały wówczas taką formułę). Jego znakiem firmowym był wąs. Johnson wzorował się właśnie na nim.

- Chciałem uruchomić mojego wewnętrznego Dona Frye'a - żartował Johnson. - Pomyślałem, że to się sprawdzi.

- Timothy Johnson najwyraźniej ukradł wąs Dona Frye'a, próbując ukraść jego moc - napisał Iain Kidd, dziennikarz portalu bloodyelbow.com.

Przed drugą walką w UFC Johnson zapowiedział, że znów wystąpi z zarostem pod nosem. - Trzeba znaleźć jakąś niszę - przekonywał. - Myślę, że ten wąs jest "większy" niż ja, więc muszę go przedstawiać przez dłuższy czas.

6
/ 8

Tym razem jednak wąs szczęścia mu nie przyniósł. Wojownik z Minnesoty dostał szansę występu na karcie głównej gali UFC Fight Night. Jego rywalem był Jared Rosholt (niegdyś pogromca Daniela Omielańczuka).

Tym razem Johnson nie potrafił zdominować rywala. Przegrał na punkty. Efektowna seria zwycięstw zakończyła się na ośmiu.

Czy wznowi ją w starciu z Tyburą? O Polaku Johnson mówi z dużym respektem. - To dobrze znany zawodnik, z którym - wielu ludzi tak uważa - UFC powinna podpisać kontrakt już dawno. Światowej klasy grappler, którego musisz szanować w parterze - wyjaśnia.

Co ciekawe, Johnson - choć stopniowo pnie się w hierarchii wagi ciężkiej - nie utrzymuje się tylko i wyłącznie z MMA. Aż trudno uwierzyć w to, jak napięty jest jego grafik.

7
/ 8

Mierzący 190 cm i ważący 120 kg sportowiec to sierżant Gwardii Narodowej z Minnesoty. Służy w 334. Brygadzie Inżynieryjnej, która wchodzi w skład 34. Dywizji Piechoty (zwanej także Red Bulls). Kiedyś brał udział w operacji New Dawn (Nowa Jutrzenka). Ochraniał konwój.

Jeszcze do niedawna Tim pracował także na pełny etat jako kierowca ciężarówki. Mało? Dorabiał jako bramkarz w barze. A do tego trenował - zwykle dwa razy dziennie - w Academy of Combat Arts w Fargo (stan Dakota Północna).

Niedawno jednak sportowiec postanowił zrezygnować z pracy w charakterze kierowcy. Czy zamierza łączyć walki z MMA ze służbą w Gwardii Narodowej?

8
/ 8

- Muszę czasem zmieniać moją rozpiskę treningów - w zależności od tego, na jaką zmianę pracuję - mówi rywal Marcina Tybury.

Sierżantowi Johnsonowi kontrakt z Gwardią kończy się w sierpniu 2016 r. Na razie nie podjął jeszcze decyzji, czy poświęci się w pełni mieszanym sztukom walki.

- To, że walczę w UFC, stanowi dowód dla każdego, że ciężka praca się opłaca - podkreśla Tim Johnson.

Na koniec zaznacza, że w walce z Tyburą znów zaprezentuje swój znak firmowy. Gdy zapytano go o to, jak przyjmie go publika w Zagrzebiu, odparł: - Może do dopingowania właśnie mnie przekona ich mój wąs.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty
Komentarze (0)