W pierwszej minucie walki Karolina Kowalkiewicz dostała cios w oko. Wtedy doszło do uszkodzenia narządu wzroku. Polka widziała podwójnie, zasłaniała oko, co starała się wykorzystać Yan Xiaonan. Trzyrundowy pojedynek zakończył się triumfem reprezentantki Chin. Po walce Kowalkiewicz udała się do szpitala i wtedy dowiedziała się, jak poważny jest uraz.
- Gdy powiedziałam lekarce, że niebawem mam lot do Polski, odpowiedziała, że absolutnie nie mogę wsiąść na pokład samolotu, bo inaczej stracę wzrok. Wtedy się rozryczałam. Może nie z tego powodu, że stracę wzrok, ale że już nigdy nie będę dobrze widzieć. Chwilę zajęło mi, żeby się oswoić z tą sytuacją. Nie sądziłam, że ta kontuzja będzie aż tak poważna - powiedziała w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".
Kowalkiewicz ma za sobą operację, którą przeprowadziło trzech lekarzy: chirurg szczękowo-twarzowy, chirurg laryngolog oraz okulista. Pierwszy z nich zajął się rekonstrukcją oczodołu. - Mówiąc brutalnie, wyciągnął zapadnięte oko, tam gdzie pojawiło się złamanie i przepuklina, i wstawił tytanową blaszkę, którą przykręcił śrubką - powiedziała. Z kolei laryngolog wyprostował przegrodę nosową oraz wyczyścił zatoki, a okulista czuwał nad tym, by oko nie zostało uszkodzone.
ZOBACZ WIDEO EURO 2020 przesunięte o rok. Zbigniew Boniek zabrał głos! "To jedyna rozsądna decyzja"
Polka już myśli o powrocie do MMA. Musi jednak uzbroić się w cierpliwość. Proces leczenia jeszcze trochę potrwa. Kowalkiewicz nadal przyjmuje silne leki, po których czuje się senna. Na ponowne wejście do oktagonu będzie musiała poczekać nawet półtora roku.
- W niczym kontuzja nie przeszkadza. Na razie jednak nie mogę wrócić do treningów, ponieważ nie zakończył się proces gojenia ran po operacji. Pierwsze mocniejsze sparingi będę mogła rozpocząć dopiero za dziewięć miesięcy. Może taka dłuższa przerwa dobrze mi zrobi. Do oktagonu będę mogła wrócić za rok lub półtora roku - dodała Kowalkiewicz.
Czytaj także:
MMA. "Tylko Jeden". Adrian Bartosiński vs Kamil Dołgowski kolejnym pojedynkiem w programie
Waldemar Ossowski: Gale u Indian nie wypaliły. Szalony Dana White przegrał z koronawirusem (komentarz)