Kołecki w kilkunastu ostatnich miesiącach był główną gwiazdą federacji Tomasza Babilońskiego. Utytułowany sztangista świetnie wykorzystywał swoją siłę i szybko kończył swoich przeciwników, głównie przez ciosy w parterze.
Jednym, który zdołał zadać porażkę Kołeckiemu, był Michał Bobrowski. 23-latek z Dzierżoniowa dokonał tego 18 sierpnia 2018 roku na gali Babilon MMA 5, ale dopiero po decyzji sędziów punktowych. Szymon Kołecki przyznaje, że bardzo chciał zrewanżować się Bobrowskiemu za porażkę z Międzyzdrojów, ale ostatecznie sprawy potoczyły się nieco inaczej, a decydująca była oferta od federacji KSW. - We wrześniu i październiku trenowałem pod tę walkę, bo liczyłem, że dojdzie do niej 15 grudnia. Przeciwnik jednak nie podejmował rękawicy, a jego menedżer odrzucał moje propozycje. Mówi się trudno, świat się na tym nie kończy, a ja jestem dziś w innym miejscu - powiedział Kołecki w rozmowie z Markiem Hajkowskim z magazynu "Sport".
Jednocześnie zawodnik Akademii Sportów Walki Wilanów zaznaczył, że jego drogi z Tomaszem Babilońskim rozeszły się w dobrych relacjach. - W Babilonie miałem nad wyraz dobre warunki i zarabiałem bardzo dużo. W KSW zarobię pewnie więcej, lecz będę walczył mniej, bo raptem dwa razy w roku i głównie na tym polega różnica. Podpisałem dwuletni kontrakt na cztery pojedynki. Jak na polskie warunki, jest on bardzo wysoki, choć - jak wspomniałem - w Babilonie również zarabiałem bardzo dobrze. Negocjacje trwały dość długo, ale nie miałem wielkiego ciśnienia, by zmienić federację - dodał.
Kołecki nie jest faworytem bukmacherów w starciu z Mariuszem Pudzianowskim. Były mistrz świata strongmanów posiada o wiele większe doświadczenie od mistrza olimpijskiego, gdyż walczy w formule MMA już od 2009 roku.
ZOBACZ WIDEO Puchar Ligi Angielskiej: Manchester City zdemolował Burton 9:0! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]