Droga Błachowicza w największej lidze MMA na świecie to pasmo wzlotów i upadków. Wszystko zaczęło się od efektownego zwycięstwa nad Ilirem Latifim. W październiku 2014 roku w Sztokholmie były mistrz KSW zmiażdżył w klatce faworyta gospodarzy po zaledwie dwóch minutach. Wydawało się, że będzie to początek wielkiej drogi na szczyt dywizji półciężkiej.
Tak się jednak nie stało. W dwóch kolejnych starciach Błachowicz musiał przełknąć gorzką pigułkę. W kwietniu 2015 roku w Krakowie przegrał nieznacznie z Jimim Manuwą, zaś 4 miesiące później w Las Vegas musiał uznać wyższość Coreya Andersona. Przyszłość w UFC stanęła pod znakiem zapytania. Przyszedł też czas na zmiany. Błachowicz rozstał się z Ankosem MMA Poznań, w którym przygotowywał się do trzech wspomnianych pojedynków.
Do walki o wszystko przygotowywał się pod okiem Piotra Jeleniewskiego w Warszawie. - Pamiętam, jak ciężki "bagaż" wnosiłem do klatki w Zagrzebiu. Tak naprawdę tuż przed starciem z Igorem Pokrajacem uświadomiłem sobie, o co toczy się gra. To mnie bardzo zmobilizowało - mówi Błachowicz.
Po trzech emocjonujących, pełnych zwrotów akcji rundach zwyciężył Polak, który uciszył miejscowych kibiców. Wydawało się, że w kwietniu 2016 roku "Cieszyński Książe" wrócił na właściwe tory. Tego wrażenia nie zatarła nawet przegrana na punkty z legendarnym Alexandrem Gustafssonem, która przyszła kilka miesięcy później. Pomimo porażki, Polak zebrał bardzo przyzwoite recenzje za swój występ, a kolejne starcie miało być potwierdzeniem dobrej dyspozycji.
ZOBACZ WIDEO "Klatka po klatce" #11: Materla wyjaśnia, dlaczego odrzucił ofertę UFC (wideo)
W kwietniu tego roku w Buffalo zapaliła się jednak czerwona lampka. Błachowicz w bardzo słabym stylu przegrał z Patrickiem Cumminsem, chociaż przed walką imponował świetnym przygotowaniem. Trener Jeleniewski w prywatnych rozmowach podkreślał, że podczas ostatnich treningów przed pojedynkiem nic nie wskazywało na porażkę. Obserwujący przygotowania Polaka sztab słynnego Gegarda Mousasiego dosłownie przecierał oczy ze zdumienia.
- Nie trzeba być wielkim filozofem, żeby stwierdzić, że zawiodła kondycja. Wszystko było dobrze do momentu, w którym zabrakło "paliwa". Po trzech minutach walka zaczęła wymykać się spod kontroli. Popełniliśmy błąd podczas regeneracji po zbijaniu wagi. Miałem siły tylko na rozgrzewkę, w klatce byłem "wypluty". To się nie może powtórzyć - wyjaśnia Błachowicz.
Historia znów zatoczyła koło. Po zwycięstwie i dwóch porażkach przyszedł czas na zmiany. Te były jednak niezależne od zawodnika. Karierę trenerską dość niespodziewanie zakończył Jeleniewski, a zbudowana przez niego grupa przestała istnieć.
- Było mi przykro, ale Piotr Jeleniewski miał swoje sprawy na głowie. MMA było dla niego pasją, nie sposobem na życie. Czy byłem zaskoczony? I tak, i nie. Trener dawał pewne sygnały, że tak się może stać. Na pewno nie spodziewałem się, że to się stanie tak szybko - wyjaśnia Błachowicz, który do walki o wszystko ponownie przystąpi po zmianie sztabu.
Były mistrz KSW wrócił pod skrzydła starego znajomego. - Mam dobre wspomnienia związane z trenerem Robertem Joczem. Nasza współpraca zawsze układała się bardzo dobrze. To były moje najlepsze czasy - wyjaśnia zawodnik.
Chociaż wydaje się, że w sobotni wieczór Błachowicz powalczy o pozostanie w UFC, to występ ma dla niego bardzo osobisty wymiar. - Nie muszę nic nikomu udowadniać. Chcę przede wszystkim odbudować własne ego. Chcę udowodnić sobie, że jeszcze potrafię wygrywać w wielkim stylu, że potrafię nokautować, że mój czas tak naprawdę dopiero nadchodzi. Zrobię wszystko, aby pokazać samemu sobie, że regres i nabijanie rekordów innych rywali jeszcze mnie nie dotyczą - podkreśla.
Przeciwnikiem Polaka będzie Devin Clark (8-1). Amerykanin do tej pory walczył w niższej kategorii wagowej. - Jestem od niego wyższy, mam większy zasięg. Czy będę silniejszy? To się okaże, kiedy się spotkamy w klinczu. Mam nadzieję, że będę szybszy, że będę miał lepszą kondycję. Zrobiłem wszystko, żeby tym razem ten aspekt nie zawiódł - mówi Polak.
Czy historia znów się powtórzy? Czy po dwóch przegranych przyjdzie upragnione zwycięstwo? Odpowiedź na te pytania poznamy już w sobotę.