Kibice na bieżąco śledzący polska scenę MMA z pewnością zadają sobie pytanie, po co i komu taka walka? Ani nic nie zmieni ona w hierarchii wagi ciężkiej w KSW, ani tym bardziej nie podniesie ona poziomu sportowego u europejskiego giganta mieszanych sztuk walki.
Może warto zacząć od tego, co może irytować przy okazji tego pojedynku. Mi osobiście nie przeszkadza niemal nic, to dobry ruch marketingowy, a przy okazji szansa na odbudowę dla "Popka", w którym przecież KSW pokłada jeszcze jakieś nadzieje. Drażni mnie tylko, że starcie nietrenującego kompletnie do walki "Hardkorowego Koksa" z Pawłem Mikołajuwem jest tak wysoko w karcie walk.
Na 11 hitowych pojedynków, ten "freak fight" jest czwartym od końca starciem wielkiego, majoweo wieczoru w Warszawie. Przed tymi dwoma kolosami, do klatki wyjdą m.in. mistrzowie KSW - Mateusz Gamrot, Tomasz Narkun czy Marcin Wrzosek. Przed nimi również do MMA powróci Łukasz Jurkowski, a pierwsze kroki w klatce postawi medalista olimpijski z Londynu, Damian Janikowski. Może warto by było ten "freak fight" umieścić nieco niżej w rozpisce imprezy? Bilety przecież i tak sprzedałyby się jak świeże bułeczki, a sądzę nawet, że bez tego starcia, Chalidow, "Pudzian" i spółka byliby w stanie zapełnić największą arenę w Polsce.
Przejdźmy teraz do faktów. Po obejrzeniu "Punchera" w Polsacie Sport nie mam już wątpliwości, jak do samej walki podchodzi niepokonany w MMA "Hardkorowy Koksu". Jak czasami słusznie ujmuje to komentator gal, Andrzej Janisz, to nie będzie walka zawodników MMA, a starcie na zasadach MMA, z pewnością w odniesieniu do Litwina o potężnych bicepsach. Ten bowiem został zapytany przez Mateusza Borka o to, czy w ogóle zamierza przygotowywać się do konfrontacji ze swoim rywalem, odparł, że wystarczy mu kopanie arbuzów, jak to bywało przed walkami z Marcinem Najmanem czy Dawidem Ozdobą. Czego więc można spodziewać się po kulturyście, kiedy 27 maja przekroczy prób klatki KSW? Tego, że swoją siłą przygniecie "Popka" i ewentualnie trafi go którymś z ciosów. Wielkiej walki się więc nie spodziewajmy. Szkoda, że Robert Burneika tak traktuje pojedynek na najważniejszej imprezie w historii polskiego MMA. Wielka postura kulturysty robi wrażenie, ale w samej walce ma niewielkie znaczenie. Występ "Hardkorowego Koksa" w KSW to raczej jednorazowy akt, chyba, że spektakularnie zakończy on walkę na PGE Narodowym.
Tak czas przed walką na PGE Narodowym spędza Robert Burneika:
Inaczej jest z Pawłem Mikołajuwem i nieco kontrowersyjnie stwierdzę, że cały sportowy aspekt tego starcia leży tylko po jego stronie. To ten "ćpuń", jak określił go Burneika, chce zmazać plamę po fatalnym debiucie w KSW. "Popek" zna swoje miejsce w szeregu, wie, że postrzega się go jako "freaka", ale ma zupełne inne podejście do walki na KSW 39 niż jego przeciwnik. Współpraca z Marcinem Różalskim na gali w Krakowie nie zaowocowała. Teraz Mikołajuw ma więcej czasu na przygotowania niż przed starciem z "Pudzianem". Pełny okres treningowy pod okiem trenerów Piotra Jeleniewskiego i Roberta Złotkowskiego, to z pewnością znak, że raperowi zależy na karierze w MMA. Wie, że w starciu z rywalem, który ma do walki o tak dużym wymiarze nieprofesjonalne podejście, przegrać nie wypada. Porażka równa się kompromitacji. Z kim bowiem, jak nie z rywalem pokroju "Hardkorowego Koksa", stać na wygraną Mikołajuwa w KSW? Dywizja wagi ciężkiej w KSW jest dość mocna, a z takimi nazwiskami jak Bedorf, Kita, Włodarek czy nawet "Pudzian", nie ma on szans konkurować.
Czy na PGE Narodowym kibice zobaczą koniec "Popka" w MMA, czy może początek jego nowej przygody w polskiej federacji. Sportowe umiejętności są po stronie rapera, do stracenia w tej walce ma wszystko, do wygrania niewiele. Czas, aby udowodnił, że jest zawodnikiem MMA oraz pokazał, że dla wszystkich tych, którzy podobnie jak Litwin traktują przygodę z tym sportem, miejsca w klatce nie ma.
Waldemar Ossowski
Inne teksty autora>>>